sobota, 20 kwietnia 2013

Valerié- Napój Brutusa

No wiec..trzeba bylo czyms zmyc dawne brudy..a mianowicie..myslalam nad zmiana masci. Pobieglam do Kasji po eliksir, znalazlam ja lezaca na skale z..pegazem ?
V. Hej Kasju,kto to jest ?
K. Witaj Rie,to moja coreczka Kornelia - powiedziala z ogromna czuloscia do Kornelii.
V. Boziu..jaka jestes cudna,zakochalam sie w niej od pierwszego wejrzenia! - krzyknelam. kasja zrebaka miala serio CUDNEGO. Wspaniala ta jej Kornelia..a te skrzydelka!Ohhhh..
K. A wlasciwie po co przyszlas?
V. Po napoj Brutusa.
Ko. Mamus,moge ja przyniesc cioci? Prosze.
K. No dobrze,lecz uwazaj.
Kornela poszla,a po chwili wrocila niosac w butelke z eliksirem.
V. Dziekuje Kochana.
Ko. Prosze ciociu.
K. Wypij teraz chce pierwsza ujzec rezultaty.
Chwycilam buteleczke i wypilam szybko,eliksir mial smak slodko - gorzko- kwasny. Nie taki zly.
K. Wooow. Rie,super.
I pokazala na wode,bym mogla sie w niej przejzec..bylam zachwycona rezultatami.
V. Jeeejuu..dzieki Kasja,lece juz.
Po drodze spotkalam Onewa.
V. Czesc Onew!
O. KIM TY JESTES? - zapytal zdziwiony...
V. Ach no tak,zazylam eliksiru Brutusa. To ja Rie.
...Lee Jinki...(20.04)
O : Valerie ?
V : Tak, to ja.
O : Jesteś piękna.. Zawsze byłaś!
V : Dziękuje - Klacz się lekko zarumieniła.
Okropnie ciekawiło mnie co jest z nią i z Magnumem, ale nie chciałem pytać. Nie chciałem, żeby myślała, że jestem, aż tak ciekawski. Nie może tak dalej być. On nie może wygrać , muszę walczyć, o Valerie !
O : Rie, muszę Ci coś powiedzieć, a właściwie Ci coś pokazać.
V : Co takiego ?
O : Chodź za mną to zobaczysz. Odkryłem to niedawno.
I pobiegłem w stronę Moczar, klacz dotrzymywała mi kroku .
V : Moczary ? Co może być takiego fajnego w tym miejscu ?
O : Jeszcze zobaczysz ..
Wychodząc z Moczar naszym oczom ukazał się wspaniały widok. Las, niby zwykły. Jednak nie.
V : Piękne. Ale.. czemu te drzewa mają liście ?
O : Cały urok tego lasu polegana tym,że drzewa tu rosnące nie gubią liści. Przez cały rok mają piękne,czerwono-niebieskie liście.
V:Wejdziemy w głąb ?
O : Pewnie.
Podeszliśmy do pierwszego drzewa z brzegu. Zaczęliśmy się bawić i ścigać jak dzieci, oczy mi się śmiały aż , gdy widziałem Valerie w tak dobrym humorze. Wyczułem moment.
O : Muszę Ci coś powiedzieć.
V : Tak ?
O : Wiesz, dołączając do tego stada miałem pewien dylemat. Gdy myślałem,że go rozwiązałem okazało się, że jest jeszcze gorszy. Teraz już wiem,jak go rozwiązać. Wymyśliłem to właśnie w tym miejscu , w którym stoisz. Valerie, nigdy nikomu nie pokazywałem tego miejsca. Ale poczułem,że tobie mogę zaufać. Czy się nie mylę ? Przejdźmy więc do rzeczy. Rie! -Wyjąłem z krzaków wisiorek. Miał zawieszkę z czerwonym sercem wyciętym z jednego z liści drzewa pod którym stoją. Nałożyłem go na klacz. W tym momencie zaczął padać deszcz.
O: Zaczekaj tu .
Poszedłem w głąb lasu. Bezmyślnie wyrwałem młode,rosnące drzewko. Miało ogromne liście. Podeszlem do klaczy i jej to podalem. To bylo coś jak.. parasol.
W tedy wyciąłem na drzewie napis :

''bioneun jeonyeog geunyeo moseub boatjyo..
oraejeon buteo bogo sipdeon geunyeoreul..
usani eobtneun geunyeoege marhaetjyo..
nae usansogeuro geudae deureooseyo
nan sarange ppajyeotne..
I Love Rain. I love You.''
V : Co to znaczy ? - Zapytała.
O : W tłumaczeniu ? Zobaczyłem Cię w deszczoy dzień, wystarczyły trzy sekundy. Dźwięk deszczu. Moje drżące serce. Zakochałem się. Kocham deszcz, kocham Cię.
Klacz na to powiedziała :

...Valerie...(20.04)
V. Boże Onew...ja..ja..nie wiem co powiedzieć...ja kocham Ciebie tez ! - powiedziałam drżąc z podekscytowania.
O. Zimno ci ? -zapytał ogier,a po chwili pocałował mnie.
V. Nie, nie jest mi zimno. -powiedziałam.- Ten tekst...był wspaniały.
O. Heh. - zaśmiał się.
V. Może już wracajmy do stada?
O. Masz racje, chodźmy.- i pokłusowaliśmy razem,stykając się bokami.Po drodze wiele rozmawialiśmy.
O. Czyli mogę cie nazwać teraz swoja partnerka? -zapytał radośnie.
V. Tak,tak możesz. - zaśmiałam się.
Arsabell nas zauważyła i podbiegła śmiejąc się.
A. Gratulacje!
O. Heh..dziękujemy. - uśmiechnął się.
V. Jestem zmęczona. -powiedziałam,ziewając.
O. Wiec chodźmy,do naszej groty.
V. Dobrze.
Po chwili byliśmy na miejscu, powiedziałam Onewowi "Dobranoc" i zasnęłam. Obudziłam się rano wypoczęta i radosna. Onew właśnie wchodził do groty w towarzystwie Iris, Deva, Matta i Drieen. Źrebaki podobno zauważyły go na spacerze i chciały się bawić,a później on je tu zabrał bym mogla się z nimi bawić. Zaczęliśmy się bawić dwie godziny w chowanego,ale później wszyscy zmęczeni położyli się pod jabłonią. Onew zerwał nam po kilka jabłek, które chętnie schrupaliśmy. Źrebaki pobiegły do Sebastiana a ja zaczęłam z Onewem skubać trawę.Podbiegł do nas Tifo,goniony przez 'stado' źrebaków. Oburzony zaczął tłumaczyć,ze źrebaki bawią się w wilki a on niby jest zwierzyna,co nas ogromnie rozbawiło.

...Typhon...(21.04)
T: No weźcie coś zróbcie!
V: Hehe, niby co?
T: No zabierzcie te bachory, się na mnie uwzięły!
L: Ej, ej! Nie bachory! Tylko źrebaki!
T: Mniejsza z tym! Zabierzcie to ode mnie!
V: Hehe! No dobrze. Dzieci dajcie odpocząć Tifo.
Ź: Ale on nam dokucał!
L: Co?! Typhon!
T: Co?
L: Co zrobiłeś maluchom?
T: Ja? Nic,
Ź: Nie plawda!
L: Hmm, słucham?
T: Oj dajcie spokój.
V: No? Co im zrobiłeś?
T: O jejku! Wielkie mi rzeczy!
V: Kochani, co wam zrobił Tifo?
Seba: Mówił, że jesteśmy wolni.
Iris: A to wcale, nie plawda!
T: Jak nie? Biegacie jak żółwie! O ile żółwie w ogóle biegają.
Źrebaki zaczęły płakać.
L: Typhon! No i widzisz co zrobiłeś?
V: No właśnie! Mógłbyś być milszy dla dzieci!
T: Pfy! Jasne, jasne! Wszystko na mnie! To nie moja wina, że są tacy wolni.
L: Dobra, skończ! Weź spadaj, bo pogarszasz sytuację.
T: Z przyjemnością!
I srokaty ogier pobiegł w swoją stronę, a Onew z Valerie próbowali pocieszać źrebaki.

...Lee Jinki...(21.04)

O : On już taki jest. Nie płaczcie.
M : Ale.. My nie jesteśmy wolni, nie ?
O : Pewnie , że nie !
I: Nie kłamiesz wujku ?
O: Nie kłamię. Mogę wam to nawet udowodnić.
D: A jak ?
O : Scigajmy się do tamtego dębu - Powiedziałem wskazując drzewo.
Ź : Dobrze !
I przyjęliśmy pozycje. Dałem więc znać Valerie, by powiedziała ' start'. Klacz krzyknęła, a źrebaki wystartowały. Miałem zamiar być specjalnie wolnym , żeby mogły wygrać. W przypadku Matta nie musiałem. Wystartował jak rakieta i pierwszy był na miejscu. Czyżby to była jego moc ?! Tak wcześnie się ukazała? Zwolniłem , a źrebaki doleciały do drzewa.
M: Woo ! Wygrałem !
O : Valerie , widziałaś to ?!
V : Tak..
O: Czy myślisz,że to jego moc ? 

...Valerie...(21.04)
V. Nie jestem pewna...
O. Moc szybkosci...ciekawe.
V. Moze po prostu szybko biega?
  Zamyśliłamsie,to bylo raczej nie mozliwe. 17 sie urodził,a dzis jest 21...
Nie wiem.
V. Matt,czy tz odkryles jakies moce ?
M. Mamus nie wiem. Po plostu sybko biegam.
V. Ahaa...
D. Mamo! Czemu nie nie mass drugiej mocy?
V. Kochanie,po prostu jej nie odkrylam.
D. Aha...
V. Idzcie sie bawic,no juz! - zaczelam sie smiac. - bo pozniej po nocach latacie.
Nagle wpadł na nas Serafin.

...Serafin...(24.04)
S: Przepraszam was bardzo. Ale od rana jestem taki wpadający.
V: Nic nie szkodzi.
S: Rie to ty? Gdzie ta biała klacz się podziała?
V: Hehe.. To ja Serafin.. Valerie
S: Ładna teraz jesteś ale..
V:Ale?
S: No bo zawsze byłaś białą klaczą. Nie wiem czy się przyzwyczaję do nowej Rie.
V: Przyzwyczaisz, przyzwyczaisz
S: Mam nadzieję. To ja już muszę iść. Pa Rie!
V: Pa!