wtorek, 2 kwietnia 2013

Tornado- Moje maleństwa

Kiedy z Arsabell położyliśmy dzieci spać, przypomniało mi się, że Kasja nie dała nam amuletów. W sumie to jakoś jej ostatnio nie widziałem. Powiedziałem Arsabell, że idę po amulety dla Altei i Typhona. W Lesie Ciszy spotkałem Deę.
D: O hej, wujek! Gdzie biegniesz?
T: Hej, Dea! Jest mama?
D: Wujek! Przecież mama wyruszyła na wyprawę! Nie pamiętasz?
T: Aaa, no tak! Zapomniałem! Przez ten poród Arsabell , wyleciało mi to z głowy.
D: Haha! Słyszałam od Lusi, że zemdlałeś.
T: No cóż, zdarza się.
D: Haha! Całe stado ma z Ciebie bekę!
T: Oj tam, oj tam.
D: A po co chcesz moją mamę?
T: Chciałem amulety dla moich dzieci, ale skoro jej nie ma to …. Cóż … poczekam …
D: Nie no wujek! Spoko! Chodź za mną!
T: A mama pozwala Ci grzebać w jej rzeczach?
D: Spoko, nie bój żaby! Mówiła, że będziesz potrzebować amuletu.
T: Nie bój żaby? Yyy?
D: Oj tak się mówi, mniejsza z tym.
Dea zaczęła szperać w jakiś rzeczach po czym wyciągnęła dwa amulety.
D: Trzymaj!
T: Oh, Dea! Dziękuję!
D: Spoko, wujek! Szkoda, że mama nie widziała Altei i Typhona.
T: A no szkoda, ale jak wróci to ich pozna.
D: No, na pewno! A czemu dzisiaj ich nie było w Lesie Ciszy?
T: Maluchy były zmęczone i poszły spać.
D: Ahaś.
T: Chcesz iść ze mną do nich?

…Deadia vel Duma…
D: No, pewnie wujek!
T: To chodźmy.- I ruszyliśmy kłusem do Arsy i dzieci.
D: Cześć Asra, Hej Maluchy! Postaraliście się widać! Ale to są słodziaki!
T: Haha, no słodziaki po rodzicach.
D: Bez wątpienia, hahaha. Wujek, ja je wychowam!
T: Ta, na pewno, hahahha, już to widzę.
D: No zobaczysz!
A: Apropo, Deuś, to jak tam Twoje moce?
D: A wiesz ciocia, że jeszcze nie odkryłam…- powiedziałam zdenerwowana.
A: No to powodzenia w odkrywaniu!
D: A dziękuje przyda się.
Maluchy nareszcie się obudziły. Arsa była zmęczona, więc zaproponowałam, że wezmę Kyara i pobawię się z nimi. Tor i Arsa się zgodzili, więc pobiegłam po braciszka. Spotkałam go akurat z Sebą, więc jego też wzięłam. I przybiegliśmy do Tifo i Alti.
D: To co dzieciaki, w co się bawimy i gdzie?
KY: W Lesie Cisy, może?
TI: A co to Las Cisy?- Powiedział to tak słodko, że od razu bardzo go polubiłam, wiedziałam, że jak trochę podrośnie będziemy się razem dobrze bawić !
AL: Właśnie, Co to jest?
SE: Takie fajnie miejsce, gdzie my się bawimy zawse!
TI: No dobze możemy tam iść.
I poszliśmy. Ja a za mną 4 małe źrebaczki- świetnie to wyglądało. Hmmm, może wybiorę na stanowisko Opiekuna Źrebiąt? No zastanowię się jeszcze. W końcu byliśmy w Lesie Ciszy. Źrebaki wybrały, że pobawimy się w chowanego, bo w berka, to Tifo i Alti, jeszcze chyba nie dadzą rady- choć kto wie! Bawiliśmy się ładnych kilka godzin, aż wparowała zdenerwowana Elekta.
TI: Ciooocia, kochana, wies co?
E: Nie teraz kochanie. Dea, widziałaś może Markize?
D: Nie, przyszłam tu z Tifo, Alti, Kyarem i Sebą. Markizy nie spotkałam.
E: Kurcze, bo powiedziała, że idzie do was, a nie ma jej tu.
D: Ooo, nie! Może się zgubiła gdzieś tutaj!
KY: Gdzie, jest Malkiza? Ciocia, ja nie chcę zeby się zgubiła!
D: Spokojnie braciszku znajdziemy ją!
Zdenerwowana Elekta spojrzała na mnie oraz źrebaki i powiedziała:

...Elekta...
E.Zaprowadź źrebaczki do reszty stada i przyjdź później to pomożesz mi poszukać Markizy.
D.Dobrze.
Dea pogalopowała z maluchami do reszty stada.Liczyłam na Emile bo ona też jest opiekunkom źrebiąt.Po chwili dołączyła do mnie zdyszana Dea. Powiedziałam:
E.Ty pójdziesz w lewo.
D.Okey.
E.Ja pójdę w prawo ,a później do Ciebie dołączę.
D.Dobra.
Rozdzieliłyśmy się.Wołałam:
E.Markiza.
Coś mówiło ratunku.Myślałam ,że to ona i wołałam Dea. Ona przyszła jeszcze bardziej zdyszana.Powiedziała:
D.Co się dzieje.
E.Chyba słyszałam głoś Markizy.
Dea wsłuchała się i powiedziała:
D.Słyszę ją!
Zaczęłyśmy wpatrywać się w głąb lasu. Dea zauważyła Markizę.Pogalopowałyśmy w jej stronę. To była ona zaplątała się w krzaki i nie mogła wyjść.Powoli udało się odplątać Markizę.Serce biło mi tak szybko.Pod wieczór byłyśmy już w stadzie. Markiza szepnęła :
M. Dziękuje wam.
E i D.Nie ma za co.
Dea poszła Kyara ,a ja do Seby i Serafina. Zasnęłam bardzo szybko.Tak skończył się kolejny dzień pełen przygód.