poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Elekta- Dzień jak każdy

Jak zwykle wstałam około 10:30 i poszłam na łąkę coś zjeść.Byłam zaspana więc co jaki,s czas się potykałam na łące były już wszystkie konie.Najpierw przywitał mnie Serafin i Sebascuit:
Seba: Cesc mamusu
E.Cześć kochanie.
Serafin: Witaj Elekto
E.Witaj
I pocałowałam go.Poszliśmy do reszty stada tam podbiegła do mnie Duma,Kyar i Markiza.Wszyscy spytali się :
D.K i M.Plose pani pójdziemy pobawic się do Lasu Cisy?
E.Jeśli rodzice się zgodzą.
Poszłam do Tośki i Kajsopei. Spytałam:
E.Tosiu , Kajsopeo czy źrebaczki mogą iść ze mną do Lasu Ciszy pobawić się?
T.Tak oczywiście tylko niech Markiza wróci przed obiadem.
K.Dobrze.
E.Dobrze wrócę z Markizą przed obiadem ,a z Dumą i Kyarym wrócić przed obiadem?
K.Nie musicie ,ale jak nie wrócicie na obiad to zjedźcie coś w Lesie Ciszy.
E.Ok.
Poszliśmy całą grupą do Lasu Ciszy.Tam wszystkie źrebaczki poszły bawić się w berka.Wtedy przyszedł Tor zaczęliśmy rozmawiać:
E.Cześć!
T.Cześć Elekto!
E.Co tu robisz?

...Tornado...
T: A przyszedłem pobawić się z maluchami.
Kyar: Ooo! Wujo Tol!
T: Hej, Kyar! Co tam?
K: Wujo, musę Ci coś powiedzieć
T: Tak?
K: Ganias!
T: Haha! Cwaniak!
I zacząłem ganiać źrebaki. Trudno mi było biegać za nimi tak, żebym ich nie dogonił. W końcu poplątały mi się kopyta i się przewróciłem. Źrebaki zaczęły się śmiać.
Markiza: Haha! Wujo Tol się przewlócił!
Kyar: Atak na wuja!
Seba: Haha!
I źrebaki zaczęły na mnie włazić i mnie gilgotać. Nie mogłem przestać się śmiać.
T: Haha… prze….haha… przestańcie … haha!
Dea: Haha! Nasz potężny wujo Tor nie daje rady z dziećmi.
I klacz zaczęła również się ze mnie śmiać. Aż w końcu mi pomogła.
D: No, maluchy! Dajcie wujkowi odpocząć, bo zaraz nam tu padnie.
Kyar: Co? Nie chcę, zeby wujo Tol umarł. –źrebak zaczął płakać.
D: Nie, braciszku! Wujek nie umrze. Po prostu zacznie go boleć brzuszek.
K: Bzusek?
D: Tak, Kyar. Brzuszek.
K: A cemu?
D: A Ciebie nie boli brzuszek jak się długo śmiejesz?
K: No tlochę.
D: No widzisz.
K: A wujek się pobawis jesce z nami?
T: Tak, Kyar. Pobawię się z wami. W co chcecie się bawić?
Seba: W chowanego!
Markiza: Tak, Tak! Chowanego!
Kyar: Wujek sukas!
T: A ty Dea? Bawisz się z nami?
D: W sumie to mogę. Zacznij liczyć.
T: 1, 2, ,3 …… 20! Szukam!
Kiedy się odwróciłem zobaczyłem Sebę schowanego za małym drzewkiem. Haha! No wcale go nie było widać. Haha!
T: Hmm… gdzie może być Seba? Może tutaj? Nie ma go? Hmm… no to może tutaj? Też go tutaj nie ma? No to gdzie on może być, hmm…
Wtedy źrebak wyskoczył i krzyknął:
S: No wujo! Tutaj przecież jestem!
T: A tutaj jesteś! Ale się schowałeś! Nie mogłem Cię znaleźć!
S: Wiem wujo!
T: No to chodźmy teraz poszukać dziewcząt i Kyara.
S: Dobze!
Wtedy przyszła Elekta i powiedziała :
-Markiza! Gdzie jesteś? Tor, gdzie są wszyscy?
T: Bawimy się w chowanego.

...Elekta...
E:Za chwilę będzie obiad ,a Markiza musi wrócić do Tośki i Słavka.
T:To zawołaj ją.Mnie nie posłuchają bo szukam.
E:Ok.
Zaczełam wołać Markizę.Ona przyszła po 15 minutach.
M:Po cio mnie wołałas?
E:Musisz wrócić do rodziców na obiadek.
M:Dobze.
E:Tor wracasz na obiad?
T:Tak.
E:A weźmiesz ze sobą Markizę?
T:Tak ,a wy nie wracacie?
E.My nie zjemy obiad tutaj.
T.Dobrze ,a powiedzieć Serafinowi?
E.Tak.
T.Dobra.
E.Markizo pójdziesz z wujkiem do mamusi i tatusia dobrze?
M.Dobze.
Odprowadziliśmy Markizę i Tora na łąkę.Spytałam Dei
E.Zostajesz z nami czy idziesz do Kajsi?

...Deadia vel Duma...
D: Ciocia, a ty nie zapomniałaś o czymś?
E: Nie, chyba nie.
D: Mama poszła gdzieś, po jakieś chwasty i już 3 dzień jej nie ma !
E: Aaa, no właśnie w sumie dawno jej nie widziałam.
D: Ale wiesz, co raczej pójdę do siebie, nie chcę wam przeszkadzać.
E: Nie będziesz nam przeszkadzać!
D: Nie, mimo wszystko idę do Turkusowych Źródeł.
I poszłam. W Lesie Ciszy zobaczyłam Onew’a
O: Ooo, Dea, ale wyyyrosłaś!
D: Hah, no dziękuję.
O: A nie wiesz, gdzie jest Twoja mama dawno jej nie widziałem!
D: Tak, po poszła czegoś tam szukać, myślę, że za kilka dni wróci.
O: I nawet się ze mną nie pożegnała?!
D: Oj pewnie, jej się spieszyło, a tak wgl, to co chciałeś od mojej mamy, to może pomogę?

...Lee Jinki...
O : Chciałem jej coś powiedzieć .
D : Co takiego ? Może ja jej powiem jak przyjdzie ? Bo na pewno pierwsza ją spotkam .
O : Nie , lepiej będzie jak ja jej to powiem . - Poczochrałem grzywę Dey .
D : Cóż, wróci za kilka dni .
O : Za kilka dni ? Więc będę musiał poczekać . - wzdychnąłem .
Klacz spojrzała na niego spod skosa .
D : Ale ja potem też się dowiem o co chodziło , nie ?
O : Tak , ty też się dowiesz . Oczywiście jak się zgodzi .
D : Zgodzi ? Chyba już wiem , o co chodzi .
O : Chyba jednak nie wiesz . Z resztą nie myśl o tym ,bo to naprawdę nic poważnego .

...Deadia vel Duma....
D : No dobrze. To ja lecę do źrebaków, Pa ;)
O: Pa
I poszłam pobawić się ze źrebakami, ale wszystkie spały. Cóż nie miałam co ze sobą zrobić. Nikogo w moim wieku nie ma w stadzie. Szkoda, bo nawet nie mam z kim pogadać. Hmmm, a może Hypnos. Poszłam do Zatoki Przemyśleń.
H: O Hey Deadio vel Dumo-hahaha.
D: Hej Hypnos! Dea, jestem Dea.
H: Dobrze, Deadio vel Dumo! Co robisz tutaj sama?
D: Niiic, właściwie, to nie mam co robić.
H: I widzę, że zbyt szczęśliwa też nie jesteś.
D: No Mamuśki nie ma. W zasadzie nie wiem co się z nią dzieje.
H: Aaaa, no tak. Spokojnie nic się nie bój. Wszystko z nią ok. Przynajmniej fizycznie.
D: Jak to przynajmniej?
H: A tak to.- I zniknął.
Dręczyło mnie to pytanie, więc postanowiłam pogadać z kimś mądrym, taaa kimś mądrym, kimś mądrym- hmmm Wujek Tor. Tylko gdzie on może być? Hmm, pewnie gdzieś z Arsą, może Wodospad.- Miałam rację.
D: Hey wujek!
T: Hej słońce.
D: Mam do Ciebie pytanie.
T: Mianowicie?
D: Co to znaczy być zdrowym tylko fizycznie?

...Tornado...  
T: Hmm… zdrowym tylko fizycznie? No to, że twój organizm funkcjonuje prawidłowo, jego układy i narządy, ale masz problemy psychiczne.
D: Problemy psychiczne? Czyli, że co?
T: Oj no nie wiem. No po prostu masz coś z główką. Hehe! Brak rozpoznanej choroby psychicznej nie musi oznaczać zdrowia psychicznego. Jeśli jesteś zdrowa psychicznie to jesteś zdolna do działania, potrafisz znieść stres życia codziennego, utrzymać poprawne stosunki międzykonne i być niezależna, oraz jesteś w stanie odzyskać siły po trudnych sytuacjach życiowych.
D: Wow, wujek! Chciałam prostą odpowiedź a nie wykład. Hehe. Ale dzięki! – pocałowała mnie w policzek i pobiegła. Nawet nie zdążyłem się spytać po co jej to wiedzieć. Postanowiłem wybrać się na moczary, gdyż w ogóle tam nie byłem. Po drodze spotkałem Valerié. Jaka ona jest teraz piękna! Stałem i patrzyłem się na nią, nie mogłem nic powiedzieć. Po prostu stałem. W końcu klacz spytała:
V: Tor? Na co się patrzysz?
T: Ym…N…n..na … c..c….c..Ciebie. –powiedziałem z wielkim trudem.
V: Coś Ci się stało? Jakoś dziwnie mówisz.
T: Y..y…y.. n..n..ie … -(pomyślałem) Co się ze mną dzieje? Tor! Ogarnij!
V: A może jednak zaprowadzę Cię do medyków?
T: Jesteś przepiękna! –wykrzyknąłem.
„Co ja robię? Nie to chciałem powiedzieć! Nie! Co ja najlepszego odwalam…”
V: Hehe! Dziękuję! –klacz zaczęła się śmiać.
„Z czego ona się teraz śmieje? Ale ja jestem głupi … nie wierzę w to…”
T: Z czego się śmiejesz?
V: Hehe! Z Ciebie! Śmieszny jesteś. Hehehe.
T: Czemu?
V: Haha! Nie wiem, tak po prostu.
T: Aha.
„Poczułem się jak idiota. W sumie właśnie zrobiłem z siebie idiotę… ehh… Tor jaki ty jesteś genialny po prostu! Dobra, spytaj … czy chce iść na moczary i ok.”
T: Valerié?
V: Tak? –klacz nadal się śmiała.
T: Idziesz ze mną na moczary?

…Valerié…(07.04) 

V. Jasne,czemu nie? – uśmiechnęłam się.
Milo było z jego strony, że mnie zaprosił, bardzo go lubiłam. Jest wspaniałym przyjacielem.- Hmm…może weźmiemy ze sobą Aomori? Ostatnio czuje się nie chciana a ja ja bardzo lubię..
T. Okey. – Tor zgodził się z uśmiechem. Pokłusowaliśmy do niej i zapytaliśmy ja. Zgodziła się.
A. To milo z waszej strony. –uśmiechnęła się.
T i V. Nie ma sprawy. –odwzajemnili uśmiech.
Po drodze na moczary dużo rozmawialiśmy.Gdy dotarliśmy do pewnego drzewa zauważyłam przy nim skulonego źrebaka. „Skąd tu się bierze tyle źrebaków?“ pomyślałam.- Trzeba go zabrać do stada i to szybko! – krzyczałam w niebo glosy,bo bardzo się martwiłam czy on to przeżyje i chciałam go..zaadoptować.
T . Wezmę go na grzbiet a wy pocwałujcie do Arsy i Kasji. – powiedział.

...Kasjopea...(09.04)
Spokojnie leżałam w Turkusowych źródłach, aż tu nagle wpadły zdyszane Aomori i Valerie.
A: Kasja, chodź szybko!
K: Co się stało?!
A: Źrebak, znaleźliśmy źrebaka!
K: Dobra, znajdę amulet i lecę, a ty Valerii idź po medyka!
A: Tylko szybko!
Pobiegłyśmy czym prędzej Tor był już w Lesie Ciszy z źrebakiem, więc szybko założyłam mu amulet. Była to malutka, kasztanowata klaczka. Przesłodka! Od razu zapytałam jak ma na imię cichutkim i słodkim głosikiem odpowiedziała, że Iris i że nie wie co się stało, nic nie pamięta. Biedne Maleństwo. Wkrótce przyszła Valerie z Elizą. Eliza obejrzała małą. Wszystko było Okej. Valerie pierwsza zobaczyła Iris, więc zapytałam:
K: Valerie, czy chcesz zaadoptować małą?
 
…Valerié…(09.04)  
V.Oczywiście! - klaczka którą znalazłam była przecudna,jak mogłam odmówić? - Dzięki Kasju, Minam,Torze za tak szbka pomoc przy ratowaniu Iris. - ''przytulilam'' konie..Eliza juz poszla to innym razem jej podziekuje.
V. Musze zapoznać Magnuma z Iris. Papa!
Idąc do groty rozmawiałam z małą. Malutka powiedziała nieśmiało:
- Mogę do pani mówić mamo?
V. Ależ oczywiście kochanie! - w oczach zalśniły mi łzy szczęścia. Miałam rodzinę. Magnum od razu polubił mala i poszliśmy się bawić z Sebą. Źrebaki od razu się polubiły,a Magnum ze szczęścia pocałował mnie.
V. Kocham cie.
M. Ja ciebie tez.