Od kiedy wygnano Delgada ze stada nie mogę znaleźć sobie miejsca.Dużo
myślę o tym co się między nami wydarzyło i ze wcale tak długo ze sobą
nie byliśmy. Pomyślałam że morze jak pójdę do Sulfusa to on coś na to
poradzi.Wyruszyłam z samego ranka.Na początku galopowałam potem
kłusowałam a na końcu nie miałam już tyle siły więc szłam wolnym
krokiem.Wiedziałam gdzie mogę go znaleźć więc szłam prosto tam.
~~~~
N: Sulfus!!!!Jesteś w tym lesie!!! - krzyknęłam dla zabawy.Echo
odpowiedziało mi tym samym kilka razy.Ale karka jak nie było tak nie
było.Stanęłam i zaczęłam się rozglądać.Nigdzie go nie było.
N: No cóż pójdę dalej. - mówiłam sama do siebie. - To już chyba choroba że mówię sama do siebie.
Ruszyłam
w stronę stada teraz Wedela.Jak zwykle było w tym samym miejscu.I znów
klacze jadły z przodu, a z tyłu walczyły ogiery.Wedel natomiast stał na
skale przywódców i trzymał cichą straż nad tym stadem.No i mama też
pasła się wreszcie z klaczami.Wszystko pięknie tylko gdzie jest ten
obibok.Podeszłam do jakiejś klaczy stojącej na skraju łąki.
N: Przepraszam.
(Klacz): Tka?
N: Jestem Nilsa.Siostra Wedela.
(Klacz): Miło mi ja jestem Malli.
N: Ładnie.Mam pytanie.Czy widziałaś morze tu gdzieś ogiera imieniem Sulfus?
M: Nie.Dzisiaj nie.Ale morze być w ,,Lesie Wiecznej Zimy". Często tam chodzi w czasie zimy. Nie wiem czemu bo i tak jest zimno.
N: Oo...Dziękuję ci.To cześć!
M: Pa.
N: Miła ta klacz.
Pogalopowałam do tego lasu, stanęłam na skraju i zaniemówiłam. Był
piękny, cały biały. Po środku ścieżki zobaczyłam ślady końskich kopyt.
N: Mam cię Sul.Ku nitce do kłębka.Haha...
W
głębi białego świata dostrzegłam coś dziwnego. Stało w miejscu gdzie
dziwnym cudem nie było śniegu.To wyglądało jak jakaś maszyna stworzona
przez ludzi. Tylko jak dostała się aż tu.
N: Podejdę i obejrzę to z bliska.
~~~~
KLIK