Mam dość bycia taką malutka... No wiem, wiem. Dopiero co nauczylam sie
sama jesc, ale co ja poradze? - Chce byc duza! Hah, a Mori bedzie
musiala czekac rok, glupia! Poszłam do tej całej kasjopei.
D: Moglabys mi dac Łzy Nestora? - Zapytalam.
K: Chyba nie powinnam bez zgody MiNam.
D: Co z ciebie za druid, ktory nie chce dawac eliksirow? A idz do diabła! - Krzyknelam.
Wepchnelam
sie do jej groty, chwycilam falikonik z nalepka z napisem ''Łzy
Nestora'' po czym ucieklam. Oczywiscie naiwna mnie gonila. Podlozylam
jej noge, w skutku czego upadła. Uciekłam naprawdę daleko, poza Moczary.
Oparlam sie o drzewo i gleboko oddychnelam. Kretynka, pewnie wypapla
matce... Aigoo, chce byc juz duza... Wypiłam całą zawartosc nie myslac o
skutkach. Od razu poczulam sie wyzsza. Nie chce sie przegladac, nie
chce wiedziec jaka jestem - wisi mi to. Nagle uslyszalam galopujace
konie, ktore mnie nawolywaly. Przestraszylam sie i ucieklam daleko poza
tereny. Jak ja teraz wroce? Zabija mnie! Albo ja ich... Nie ma nikogo
kto by mnie zrozumial. Szlam chwile bez celu, gdy poczulam zapach
zgnilizny i palonej skóry. Usłyszałam jakis szelest i zobaczylam
masywnego karego konia zblizajacego sie w moim kierunku. Wygladalo to
tak, jakby chcial mnie... zgwałcic?
D: Czego chesz oblechu? Wiesz jak smiedzsz? Umylbys sie.
Ogier
nic nie odpowiadal. Zblizal sie do mnie coraz szybciej. W pewnym
momencie odór był tak mocny, że nie dalo sie wytrzymac. Probowalam
wstrzymywac oddech, jednak to nic nie dalo. Zamknelam oczy i kopnelam go
z calej sily w krocze(xD). Ogier zwinąl sie z bolu. Nachylilam sie nad
nim i szepnelam mu do ucha:
D: Nauczysz się nie wchodzić mi w drogę... Niedlugo wszystkim pokarze jaka jestem.
Odchodząc
dodatkowo kopnelam go kilka razy w brzuch. Odeszlam od niego ladnych
pare metrow. Ah, i co teraz? Wracac/odejsc? A co mnie może spotkac...
Pogalopowalam w strone stada. Konie dziwnie sie na mnie patrzyly. W tedy
podleciala do mnie Arsabell.
A: Czesc, chcialabys dolacz...
D: Po co? Juz tu jestem. Przesun sie! - Przerwalam jej.
A: Daiquiri?! Cos ty zrobila?
D: Nie widzisz? Wzielam Łzy Nestora!
Klacz nic juz nie zdarzyla powiedziec, bo podlecieli do mnie rodzice i Mori.
S: Coreczko cos ty narobila?
D: Mowilam juz... Wzielam Lzy Nestora.
Moja matka sie rozplakala. Znow te popisy. Nie wytrzymalam i przewrocilam ja na ziemie zadajac mocny cios w glowe.
~~~~
~S: Aomori!- Podlecial do niej, a zanim inne konie.
M: Nic mi nie jest... - Wyszeptala.
A: Co Cie napadlo? - krzyknela na mnie ta... Jak ona miala.. Arsabell.
D: O co Ci chodzi? Przesun sie! - Popchnelam ją.
Poszlam
nad Wodospad. Schylilam się by się napic i zobaczylam swoje odbicie.
Ale jestem seksi - Pomyslalam xDD. Gdy pilam wpadlam do wody... Ale ze
mnie niezdara, aigoo! Mam tylko nadzieje, ze nikt tego nie widzial.
Nagle zobaczylam jak pod wodą cos blyska. Zanurkowalam i przeplynelam
przez strumien wody. Odkrylam piekna jaskinie podwodna. Moze tu bede
mieszkac? Ale ona duza! Zbadam lepiej co jest dalej... Weszlam w jeden z
jej licznych korytarzy i poslizgnelam sie zjezdzajac w dul - jak na
zjeżdżalni. Gdy bylam na dole zobaczylam komnate w jaskrawych kolorach
odbijajacych sie po scianach. Byla taka tęczowa, ze chcialo mi sie az
zygac tecza. Tu więc będę mogła spac... Weszlam na górę. No, zostaly mi
jeszcze 2 komnaty do zbadania. Wskoczylam w drugie wejscie. Tym razem
jechalam bardzo dlugo. Gdy bylam na dole wpadlam w jakieś bloto.
Podnioslam glowe i zobaczylam, ze z tego blota lydostaja sie dziwne
opary. Przewrocilam sie i wlecialo mi go troche do psyka. Nawet dobre...
A wlasciwie smaczne! Zjadlam go troche wiecej, to chyba nie jest bloto.
Podnioslam leb i zobaczylam 4 lozka przyklote do sciany. kolo jednego
byla skrzynka. Otworzylam ja, w srodku lezala brudna skrawka papieru.
Podnioslam ja i staralam sie cos przeczytac. Jedyne co wylapalam to :
" Kochanie... Nie wiem, czy kiedys jeszcze zdarze Cie ucalowac, przytulic.
Czy jeszcze kiedys bede mial okazje Cie zobaczyc.
Jak na razie Gorren prowadzi nas ku wolnosci...
I tak karzdy z nas nie wiezy, ze uda nam sie przezyc i wygrac z rodem Heque,
Chcialbym kiedys zobaczyc nasze dzieci. Czekam wię z nadzieja...
Kocham Cię, Geuro. ''
Co
to ma byc? No niezle... Nie moglam sie doczekac co zobacze w 3
komnacie. Wdrapalam sie na gore i zjechalam do ostatniego - 3 wejscia.
Od progu oslepilo mnie swiatlo. Weszlam dalej i zobaczylam szczatki
wilkow, koni i węży. Bardzo stare szczatki.. Byly to same szkielety. I
tyle? Nic wicej? Jaka zenada! Oparlam sie o mur, ktory na raz runął
przygniatajac jakies stworzenie, ktore wydalo z sibie przerazajacy
odglos i ucieklo. Weszlam przez te dziure i zobaczylam jakis stary
korytarz. Szlam wolno przez niego, gdy padl na mnie jakis smetny cien.
Odwrocilam sie, by zobaczyc co to, jednak to cos juz zniklo. Nagle ze
sciany wypadl ledwo zyjacy kon. Ciagle powtarzyal '' Uciekaj...''. Ja
jednak go nie sluchalam. Dobilam go przyciskajac o sciane i szlam dalej.
Nagle przez to co zobaczylam zaniemowilam...
~~~~ (20.05)
Tak bardzo sie przestraszylam. Ledwo stalam na nogach, czulam jak mi
drżą i sie uginaja pod moim ciezarem. Po chwili też szczeka niespokojnie
mi drgala. Slyszalam jak zgdrzytam zebami. Pot wolno skapywal po moim
niespokojnym ciele. Bylam juz taka slaba, że padlam prosto na marwego
konia. Dziwne stworzenia do mnie doszly. Nie wiem co mi robily, ale to
bardzo bolalo... Gdy sie obudzilam lezalam w trumnie.Zaczelam sie
zadstanawiac co tu robie. Dotknelam prychami bialego jedwabiu, którym
trumna byla wyscielona. Czemu w niej leżałam? Spojrzałam na nogi, były
blado sine. Ten zapach był nie do zniesienia, jakbym znalazła się
pomiędzy gnijącymi zwłokami, ale ich nigdzie nie było. To był mój
zapach. Wstałam i wyszłam, jednak po chwili upadłam na zimie. Usłyszałam
trzask łamanych kości w kostkach, jednak niczego nie poczułam, żadnego
bólu. W oddali usłyszałam wystrzały. Spojrzałam w okno, przez które
padały złote promienie słońca. Musiałam jeszcze chwilę przyzwyczaić
swoje oczy do światła, potem zobaczyłam co znajdowało się na zewnątrz.
Tak jak przypuszczałam, byłam w jakichś cholernych lochach. Poza celą
dostrzegłam nagrobki, w oddali roztaczał się widok na góry. Gory? Co
chwile gdzieś coś eksplodowało, paliło się, dymiło. Jakby panowała
wojna. Usłyszałam krzyk i odwróciłam się. W drzwiach stał dziwny stwor i
przyglądał mi się.Upadł po chwili na kolana i zaczął się modlić ściskając w ''rękach''
różaniec upleciony z jarzębiny. „Dobry Boże, zmiłuj się nad nami”.
Wtedy ich zobaczyłam. Niczym wygłodniałe stado podbiegli do stworka.
Poruszali się szybko i zwinnie, ich ruchy przerażały mnie. Przyglądałam
się z zapartym tchem jak rozszarpywali go na strzępy. Wbijali swoje zęby
w jego ciało aby dostać się do ciepłych narządów wewnętrznych. To cos
nagle przestalo sie ruszac, a oni nadal wyjadali mu wnetrznosci.
M: Ej! - Krzyknelam.
Jeden z nich odwrócil leb w moja strone.
M: No co jest? Nie podzielicie sie?
W
tym momencie ten sam wyrwal jedna z nog stwora i zucil mi ja przez
cele. Bez namyslu ugryzlam ja. Bylam glodna - Co mialam zrobic?
~~~~
Mięso było takie soczyste! Smakowal mi jego kazdy kęs. Zjadlam całą
obfitą nogę. Stworzenia zaczely sie ze mnie smiac plujac na wszystkie
strony sliną i flegmą.
M: Z czego się tak smiejecie ryjki ?
Wszystkie
zucily sie na klatke wypuszczajac mnie. Zaczely sie lasic i przytulac.
Może dla niektorych jest to paskudne, bo są lyse i obslizgle, ja jednak
je polubilam. Dokladnie przeliczylam wszystkich, bylo ich 13. 13 -
Pechowa liczba. Szybko jednak się rozmnazaly... Nabralam sily i
rozwalilam mur.
M: Dobra skarby. Wy mieszkaie tu, ja wyzej.
Powiedzialam
i wspielam sie na gore. Przydaloby sie zatkac zejscie do ich komnaty...
Wyszlam na powierzchnie i rozejrzalam sie za duzym glazem. Gdy juz taki
dojrzalam zaczelam go toczyc w strone wodospadu. Po drodze zaszedl mnie
Rixatus.
R: Co ty kombinujesz z tym glazem, mloda?
~~~~Rixatus~~~~
D: Nie twoja sprawa!
R: O widzę, że ostra klaczka.
D: Odwal się staruchu!
R: Uważaj, bo mnie podniecasz!
D: Zboczeniec!
R: Haha! Skarbeńku nie tak ostro.
D: Słuchaj! Możesz się w końcu ode mnie odwalić! -odwróciła się w moją stronę i spojrzała mi prosto w oczy.
R: Hmm... nie nie mogę.
D: Zaraz tego pożałujesz!
R: Straszne! O jejku! Aaa!
Klacz
się bardzo zdenerwowała i zaczęła wierzgać. Uniosłem klacz, żeby mnie
nie uderzyła. Co za idiotka, czy ona nie wie, że jest w powietrzu? W
końcu powiedziałem, bo nie mogłem patrzeć na jej żenujące zachowanie.
R: Możesz przestać?
D: Co! Puszczaj mnie! -zaczęła się jeszcze bardziej rzucać.
R: Ale ty jesteś głupia!
D: Sam jesteś głupi!
R: A rób co chcesz! Zostawiam Cię wariacie! -opuścił klacz na dół i udał się w kierunku wodospadu.
~~~~Daiquiri~~~~(21.05)
Nagle ogier puścił mnie na ziemie i sobie od tak poszedł. Co za idiota,
myśli, że dam mu tak odejść? Podniosłam się, wziełam rozpęd i wepchnęłam
go do wody. Dlugo nie wyplywal na powierzchnie... A co jeśli wlazł do
mojej groty? Wzielam plytki wdech i wskoczylam do wody przeplywajac na
druga strone. Gdy tylko przepłynęłam tafle wody kaszlnęłam kilka razy i
przegarnelam grzywe. W tym pomieszczeniu go nie bylo. Postanwilam zejsc
do moich kochanych stworków... Zjechalam na duł i zobaczyłam ogiera
wpatrującego się w podłoge.
D: Po co tu wszedłeś bez zaproszenia?
R: A co ty tu takiego masz do ukrycia, hę?
D: Co Cię to interesuje? Wynoś się!
R: Nie tak ostro! Wyjdę jak się dowiem.
Przewrocilam oczyma i odslonilam zaslone zrobiona z zascieli trumny.
R: Co to jest? Ale to ohydne!
D: Śliczne są! Przynajmniej dla mnie. A co? Panienka sie znalazla.
~~~~Rixatus~~~~
R: Jedyną panienką to tutaj jesteś ty!
D: A może i jednak nie!
R: Tak! Jak bardzo chcesz to mogę pozabijać te twoje stworki!
D: Zostaw je w spokoju!
R: Bo co mi zrobisz!
D: Zabiję Cię!
R: Ty nawet mocy nie masz!
D: No to może je odkryje!
R: No dawaj!
D: Wal się! Nie będziesz mi rozkazywać!
R: Straszne!
D: Bardzo!
R: Gadaj co to jest albo ich pozabijam!
D: A tylko spróbuj!
R: Dobra! -uderzyłem jedną bestię kopytem a ta zginęła.
D: Zostaw je! -popchnęła ogiera i spojrzała na zwłoki tajemniczego potworka.
~~~~Daiquiri~~~~(22.05)
R: Bo co mi zrobisz?!
D: Ja nic, ale i tak nie zniszczysz ich.
R: A to niby czemu?
Podeszłam
do klatki i chwyciłam zwłoki potwora. Wrzuciłam go do reszty. Wszyscy
się na niego rzucili wyjadając wnętrzności. Zaraz kilka z nich się
rozmnożyło.
D: Widzisz? Jak tylko jakiegoś zabijesz zrodzą się nowe.
R: Tez mi cos! Do szczęscia nie musze ich zabic.
D: To po co zabiles jednego ?
R: Żeby Cię zdenerwować.
D: Haha, i ty myślisz, że Ci się udało, tak? - Prychnelam.
~~~~Rixatus~~~~
R: Znasz odpowiedź.
D: Pfy! Czyli nie.
R: Możliwe.
D: Dobra! Możesz wynosić się z mojej jaskini!
R: Z twojej?
D: Tak z mojej!
R: A od kiedy to ona jest twoja?
D: Ja ją odkryłam, więc jest moja!
R: Straszne!
D: No bardzo! Wynoś się!
R: Nie.
D: Czemu?
R: Bo tak mi się podoba.
D: A mi nie! Wynoś się stąd! Natychmiast!
R: A jednak Cię zdenerwowałem. -zaczął się śmiać.
D: Wcale, że nie.
R: Jasne.
D: No!
R: Powiedz mi złotko.
D: Czego!
R: Co Cię gryzie?
D: Nic! Wynoś się no!
R: Nie pójdę dopóki mi nie powiesz.
D: Co mam Ci powiedzieć?
R: Dlaczego się tak zachowujesz?
D: Bo tak mi się podoba! Nie?
R: No dobra, jak będziesz chciała mi powiedzieć to mów. Ja stąd nigdzie nie idę.
~~~~Daiquiri~~~~
D: A se siedz jak tak bardzo chcesz!
R: Spoko...
Chwycilam za
zwloki konia, wczesniej przeze mnie zabitego. Rixatus się troszke
zdziwil. Wsadzilam go do stworow, ktore go rozszarpaly. Przydalo by się
zrobic zapasy, kon sie konczy... A tam, one są inteligetne i nie
przepadziste. Uznaja, ze sa syte to przestana jesc i schowaja reszte na
potem. Taki piekny dzien a ja utknelam w grocie. Czemu? Bo ten ogier tu
siedzial. Nie zostawie go tu... A jak cos zniszczy, ukradnie lub jeszcze
cos gorszego? A tam! Wyszlam na zewnatrz i odkopalam troche trawy,
ktora zabralam do sypialnii. Po chwili i on do mnie przyszedl i siadl
kolo mnie.
D: Co chciales? Postanowiles moze sobie juz isc, czy bedziesz tu nadal siedzial? - Zapytalam.
R: Sluchaj... - Zaczal.
~~~~Rixatus~~~~
D: Hę?
R: Mam Cię dosyć, jak coś to przyjdź do mnie i powiedz o co chodzi. Będę czekać.
D: Pfy! Się nie doczekasz.
R: Mam czas. -wyszedł z jaskini i poszedł napić się wody.
Co
za dziwna klacz. Głupi bachor. Zresztą! Co mnie to obchodzi! Mam moją
ukochaną Arsabell i jestem szczęśliwy. Pfy! -kiedy tak myślałem podeszła
do mnie dziwna klacz.
A: Hej, Rixatus! Wiesz może gdzie jest Dai?
R: Skąd znasz moje imię?
A: Raven mi powiedział.
R: A to ta ślepa!
A: Wolałabym niewidoma, okey?
R: Pfy, po co szukasz Dai?
A: Bo to moja córka?
R: Córka?
A: Tak? Dziwi Cię coś?
R: Może tak, może nie!
A: Widziałeś ją?
R: Jest tam w swojej grocie.
A: W Grocie?
R: Ta. A wiesz, że twoje córeczka je mięso?
~~~~Aomori~~~~
A: Co je?!
R: Mieso je.
A: Ah, ja juz nie wiem co mam robic... Na dodatek che sie mnie, ojca i siostry wyrzeknac.
R: To juz twoj problem.
A:
Wiem, wiem ze moj! Tylko ja sobie z tym nie radze! Jeden raz w zyciu
moglam miec dzieci, bo nie chce miec kolejnych, by cierpialy, ze ich
matka nie widzi. Nawet nie wiesz jak cierpie! Nie moglam patrzec jak
moje wlasne dzieci dorastaja. Nawet jezelibym widziala i tak ich
dziecinstwo trwalo kilka dni! Dlaczego? Bo jedna jest po prostu chamska
we krwi i chciala byc od tak dorosla. Ma to chyba po dziadku... Zupelnie
jak moj ojciec, no! Morfix to zlote dziecko. Chciala po prostu byc taka
jak siostra, a ja musialam sie zgodzic, bo bym stracila i ja!
R: Nie musisz sie na mnie wyzywac! Co mnie obchodza twoje problemy?
A: Mozesz chociaz jako beta sie interesowac co sie dzieje w twoim stadzie. Tor jako przywodca sie lepiej sprawdzal...
~~~~Rixatus~~~~
R: A co mnie on obchodzi! Nie jestem taki jak on!
A: A powinieneś być!
R: Mam tego dosyć! Zjeżdżaj!
A: Jesteś chamem!
R: Myślisz, że mnie to rusza?
A: A powinno. -klacz odeszła.
Pfy!
Ta powinno mnie to obchodzić, straszne. Wcale mnie to nie obchodzi i
nie będzie. Najpierw jej porąbana córeczka a teraz ona. Co za dziwna
rodzina. Sami idioci. Wracałem już do reszty stada, kiedy przybiegł ten
kary idiota.
V : Hej! Rix! Jak tam?
R: Czego chcesz?
V: No chciałem się spytać co tam u Ciebie słychać.
R: A co Cię to obchodzi?
V: Chciałem tylko być miły -zrobił smutną minę.
R: No to może nie bądź. Spadaj!
V: Rixatus?
R: No czego ty chcesz!
V: A co to za klacz tutaj idzie? Ładna jest.
R: Daiquiri? Eh nie ważne.
V: Znasz ją?
R: Nie i nie mam zamiaru. -odszedł.