czwartek, 9 maja 2013

Kornelia- W Lesie Śmierci

K: Ojcze!
C: Słucham.
K: Gdzie matka?
C: Jak to gdzie!?
K: Nie ma jej tu.
C: Ona zawsze tak znika! Odwrócisz głowę, a jej już nie ma.
K: Cóż. Jest zabiegana.
C: Zabiegana na tyle by nie miała czasu dla rodziny?!
K: Dea i Kyar.
C: Tak, ale czy oni nie mogli przyjść z wami.
K: Nie chcieli.
C: No tak w sumie, nie jestem z nimi rodziną.
K: I ja.
C: W sumie racja. Co nie zmienia faktu, że Lukrecja przegina.
K: Czemu mówisz na nią Lukrecja?
C: Pewnie dlatego, że tak ma na imię?
K: Kasjopea.
C: Kto?!
K: Moja matka to Kasjopea!
C: Nie możliwe!
K: A jednak.
C: Tak w sumie mogłem się tego spodziewać! Podstępna żmija! Omotała mnie wokół palca jak… Jak jakąś zabawkę! A ja się na to wszystko dałem nabrać!
K: Nabrać? Ona Cię kocha ojcze!
C: Kocha, ona cały czas mnie okłamuje. Mogłem ją zabić przy pierwszej okazji!
K: Przestań!
C: Tak masz rację. Co ja mówię. Kocham ją przecież. Przecież mamy Ciebie.
W tym momencie wbiegło dwóch z wojowników. Sammael i Azazel.
S: Panie! Stado z Przeklętych Mokradeł wkracza na nasze tereny! Chcą wojny!
C: Dobrze. Powiadom całe stado! Obrońcy niech będą w gotowości! Wojownicy niech się przygotują. Opiekunowie ze źrebakami niech skryją się w grotach. A ty Sammael odprowadź moją córkę.
S: Ja!? Ja chcę walczyć Panie!
C: To rozkaz!
S: Oczywiście.
K: Ale Ojcze!
C: Kocham Cię! Twoją matkę też kocham!  Pamiętaj. –Ogier przytulił Kornelia.
S: Chodź Panienko!
K: Kornelia.
S: Chodź !
K: Pa tato!
C: Żegnaj!
K: Nigdy nie mów żegnaj!
Konie się rozeszły. Azazel poszedł informować stado. Chaos pobiegł zaraz za nim. Natomiast Kornelia i Sammael poszli w stronę Kopytnego Lasu.
S: Skąd jesteś?
K: Stado z Kopytnego Lasu.
S: Słucham! Chaos was pokonał!
K: Pokonał? Jestem jego córką.
S: Więc, musisz być cała. Twoje stado też!
K: Wolałabym być z wami.
S: U nas jest niebezpiecznie!
K: U was… U was jestem całkiem normalną klaczą.
S: A tam?
K: Tam jestem czymś innym.
S: Wyjątkowym?
K: To żaden przywilej!
S: W sumie masz rację. Jesteś bardzo mądra jak na swój wiek.
K: Po ojcu, bo po matce to chyba nie.
S: Czemu tak mówisz!
K: A to długa historia.
S: Mam czas.
K: Nie masz.
S: No tak zaraz muszę wracać do stada.
Pogrążone w rozmowie konie ujrzała Arsabell.
A: Kornelia, Kornelia Co ty sobie wyobrażasz! Kto to jest?!
K: Idź już, poradzę sobie- powiedziała w stronę karego ogiera, ten szybko odleciał. Sammael.
A: I tylko tyle masz mi do powiedzenia.
K: Aż.
A: Jak to aż!
K: Mogłabym Ci nic nie mówić.
A: Kornelia! Co ty w ogóle wyprawiasz!
K: Idź zajmij się sobą i swoją rodziną.
A: Ty też jesteś moją rodziną, wszyscy jesteśmy rodziną!
K: Nie.
Kornelia szybko odeszła. Nie miała ochoty dyskutować z Arsą.  W tym momencie Kornelia zobaczyła zbliżającego się młodego ogiera. Był to Devo

...Devo...(09.05)
D. O,hej Kornelia.-usmiechnalem sie do klaczy.Ahh, jakze jest ona sliczna.
K.Hej.-powiedziala,bezbarwnym tonem.
D.Kornelio,czemu jestes smutna?-zapytalem.
K.Nie jestem.-powiedziala.
D.Chcesz ze mna pojsc na spacer?-zapytalem.
K.No okej.-i poszlismy do Lasu Ciszy.Po chwili zauwazylem jablon wiec podbieglem i zerwalem jablko dla klaczy.
D.Prosze.
K.Dziekuje.-powiedziala w podziece.
 
...Kornelia...
Ciąg dalszy