sobota, 25 maja 2013

Layla-Pełnia Księżyca cz.3

Po miesiącu nastąpiła kolejna pełnia księżyca.Byłam bardzo przestraszona, i ciekawa pełni.Wtedy czułam się o wiele potężniejsza i silniejsza! Wyszłam z mojej groty.Wdychałam świeże powietrze od niedawno padającego deszczu.Stałam na wilgotnej szmaragdowej trawce.Nagle poczułam mrowienie, które przechodziło od kopyt po sam łeb.Potem jak mnie unoszą kolorowe gwiazdki.W końcu stałam na ziemi,
ale nie na czterech kopytach, na dwóch nogach! Pędzikiem pobiegłam do wodospadu.I ujrzałam...ujrzałam
kobietę, a raczej dziewczynę.
Zaczęłam w to nie wierzyć, ale nie pozwalało mi to spokojnie myśleć.Później po jakimś czasie powoli jak ślimak, wierzyłam w swoją postać.Zastanawiałam się dokąd iść, aż nagle coś na moich plecach zaczęło dziwnie wibrować.Wyjęłam z kołczanu dziwny pozłacany miecz.Zdawał się błyszczeć w świetle księżyca.
Wtem przyszła Arsabell.Szybko schowałam się za pobliskim drzewem.Niezauważona postanowiłam wyjść.Arsa najwyraźniej mnie wyczuła.Gwałtownie się odwróciła i wbiła we mnie swój niemiłosierny wzrok.
Zaczęła mnie oślepiać.Padłam na ziemię zasłaniając oczy.Z niewiadomego mi powodu stałam się niewidzialna do wszystkich oczu, nawet duchów.Zdziwiona Arsabell przestała.I powiedziała:
A:Gdzie jesteś?!
L:Arsa, uspokój się, to ja...
A:Kto?! Robaczek świętojański?!
L:Nie-tu się zaśmiałam-to ja Layla
A:Że co proszę?!
L:Layla
A:Niemożliwe, pokaż się!
I się stałam widzialna.Arsa nie dowierzała własnym oczom.I opowiedziałam jej całą historię całej sytuacji.Arsa powiedziała:
A:Ok, Lay, teraz musimy cię jakoś ukryć, czy coś
L:Nie spokojnie, mogę stać na straży
A:Nie to zbyt ryzykowne!
L:Co ja teraz zrobię?!
A:Nie mam nawet zielonego pojęcia-odpowiedziała zrezygnowana
L:Aha, w takim razie udam się albo do groty Roux'a albo na górę Rennę
A:Zrób jak uważasz, dobranoc!
L:Dobranoc!
I udałam się do Roux'a.Na miejscu na początku mnie nie poznał, lecz po jakimś czasie:
L:...No i się stałam niewidzialna!
R:No widzisz to co ci mówiłem ostatniej wizyty, będziesz się zmieniać co każdą pełnię w inną postać i będziesz mieć zupełnie inne moce
L:Teraz ci wierzę hehe!
L:Ej, Roux??
R:Da?
L:Zdołam pokonać tego tygrysa co mnie zaatakował ostatniej pełni księżyca??
R:Erouxa?
L:Oha
R:Lay, jego się nie da pokonać!
L:A już myślałam, że tak
R:Chyba, że innej pełni, wtedy kiedy zmienisz się w uni-pega
L:Heh, wiesz co ja już będę lecieć, dzięki za gościnę!
R:Baj!
L:Pa!
Nastał ranek poczułam znane mi już uczucie.I zamieniłam się z powrotem w konia.Nastąpił koniec mojej dotychczasowej zamiany.Wróciłam do groty, zamyślona i zmęczona tym wszystkim, głównie przemianą...

CDN


Vanessa- Eliksiry

Długo myślałam nad tym, co zrobić, żeby przestać się przemieniać w testrala w czasie pełni. Kasja nie umiała mi pomóc, a gdy byłam tym potworem mogłam zabić bliską mi osobę... Nikt nie umiał mi pomóc, ale ja wpadłam na pomysł. Może jeżeli siebie zmienię zejdzie ze mnie ten urok? Zawsze warto spróbować...
Po raz kolejny poszłam do Kasji w towarzystwie buntującej się Tenebris. Może i teraz była wredna, ale gdyby nie ona, byłabym uwięziona w grocie. Teraz Magnum, mój drugi przewodnik, całymi dniami chodził z Auring. Nie byłam na nią za to zła, w końcu wujek też musi się zakochać. I trudno, że drugi raz.
K: Vanesso, mówiłam ci, że nie umiem zdjąć uroku, przykro mi... - powiedziała Kasjopea, widząc mnie
V: Kasjo? - obracałam głową, nie wiedząc gdzie jest.
K: Tu jestem - jej głos doszedł z prawej strony. Obróciłam w tamtą stronę łeb.
V: Wiem, że być może zostanę taka do końca mojego życia, ale wpadłam na pewien pomysł...
K: Postaram się pomóc ci go zrealizować, ale co potrzebujesz?
V: Myślałam, że jeśli zmienię siebie, ten urok mnie zostawi... Więc potrzebuję...
K: Napoju Brutusa, Łez Gangesu oraz Eliksiru Potęgi? - przerwała mi
V: Bez tego ostatniego, moje moce mi wystarczą...
K: A próbowałaś magią?
V: Wiele razy... Dasz te eliksiry?
K: Oczywiście... - po odgłosie jej kopyt, domyśliłam się, że wyszła na chwilę. Po kilku minutach dosłyszałam, że wróciła.
K: Proszę... - powiedziała - Jak chcesz to wziąć?
Obróciłam łeb w stronę, gdzie czułam, jak Tenebris tuli się do mojego boku.
K: Rozumiem...
Po chwili Tenebris złapała mnie za ogon i wyciągnęła z groty. Jak ja tego nie lubię...
V: Zaprowadzisz mnie do groty? - nie chciałam iść do wody, żeby się zobaczyć, bo i tak bym dużo nie widziała. Po ciszy, poznałam, że odpowiedź dla niej była oczywista.
Przy jej pomocy w ciągu kilku minut byłam w jaskini. Dosłyszałam tam odgłos czyiś kopyt. Po delikatnym stąpaniu, oszacowałam, że to ciocia Amber.
V: Amber? - powiedziałam, sama nie wiedząc czy do ściany, czy do Bris czy do niej.
A: Tak... Magnum prosił mnie, abym ciebie odwiedziła...
V: Jaki on słodki... - westchnęłam.
A: Po co ci te eliksiry?
V: Kiedy indziej ci opowiem, ok? Może w nocy? - nie chciałam mówić jej, że jestem potworem, nawet jej nie widząc.
A: Ahm... Spoko... A wiesz może czemu Mag kazał mi się tobą zająć? Przecież jesteś dorosła!
Tenebirs prychnęła. Kopnęłam ją delikatnie (ją albo kamień).
V: To też ci wtedy powiem... Możesz mi pomóc z eliksirami? - spytałam
A: Jasne...
Po kilku minutach nazywałam się Victoria, nie Vanessa.
V: Opiszesz mój wygląd? - poprosiłam
A: Am... Wyglądasz tak trochę na białego luzytana, masz bardzo długą grzywę i ogon...
V: Dzięki...
A: Spoko... Jak ja mam właściwie teraz do ciebie mówić?
V: Victoria, w skrócie Tori lub Vick - uśmiechnęłam się
A: Spoko... Słuchaj, ja muszę gdzieś iść... Poradzisz sobie?
V: Nie jestem dzieckiem, ciociu... - po raz kolejny się uśmiechnęłam
A: Cieszę się - zachichotała, a ja dosłyszałam stukot kopyt, który po chwili ucichł.
V: No to zostaliśmy same, Bris - położyłam się, dając znać mojej towarzyszce, żeby zdjęła mi opaskę. Czułam zapach nocy. No i się nie myliłam. Gdy tylko normalnie widziałam, zauważyłam okrągły księżyc.
V: Znów pełnia? Przecież była chyba wczoraj! Trudno... - wstałam i pokłusowałam nad jezioro w towarzystwie Tenebris. W końcu mogłam siebie zobaczyć!
Ambrozja się nie myliła co do mojego wyglądu - byłam biała, chociaż bardziej może siwa... Moja grzywka była tak długo, że mało widziałam. Jednak nie mogłaby mi zastąpić opaski - nadal była za rzadka.
Gdy tylko napatrzyłam się na siebie, mój wygląd zmienił się w ten co kilka dni temu - testrala. Westchnęłam, znudzona już tym, że plan zdjęcia uroku nie zadziałał. Naprawdę szybko pobiegłam do lasu, gdyż nie chciałam, żeby Amber mnie zauważyła. Pogadać możemy jutro w nocy, ale na pewno nie dziś. Mogłam ją w końcu zabić!
Przeczekałam całą noc w lesie, tym razem nikt mnie nie spotkał.
Rano wzięłam głęboki wdech i sprawdziłam czy mój pomysł zadziałał. Jednak w ułamku sekundy Tenebris wyczuła, że opaska mi się przyda. Światło słońca cały czas parzyło w oczy.
Wracając do swojej groty, wpadłam na...
 ~~~~Chętny?~~~~
KLIK

Rixatus&Daiquiri- Dziwne uczucia

Od momentu kiedy Daiquiri powiedziała Arsabell, że mnie kocha, dużo się nad tym zastanawiałem. Co ona chce zrobić? Ehh... nie powiem, że ona mi się nie podoba, ale przecież to dopiero roczniak, chociaż bardzo dojrzaly jak na swój wiek. Musiałem z nią porozmawiać, gdyż za bardzo mnie to dręczyło. Znalazłem Dai tam gdzie zawsze. Była nad wodospadem. Podszedłem do niej i przywitałem się.
R: Hej.
D: Hej -powiedziała bez żadnych emocji.
R: Jak tam?
D: Nie moge powiedziec, ze dobrze.
R: Oj daj spokój. Pewnie znajdziesz kiedyś tego jedynego.
D: Juz znalazlam.
R: Hmm? Kogo?
D: A jak myslisz? -Spojrzała na mnie gniewnie.
R: No, ale wiesz, że ja mam Arsabell?
D: Arsabell, Arsabell. Nigdy jej nie lubilam. Teraz mam powód. Nie wiem co teraz zrobic. Może lepiej bedzie jak odejde i juz wam nie bede sprawiac klopotow?
R: Daiquiri! Ale zobacza jaka jest między nami różnica wieku.
D: Ale dla mnie wiek to tylko liczba! Mam nadzieje, ze kiedys to zrozumiesz.
R: Jesteś jeszcze młoda, masz czas żeby się wyszaleć. A ze mną? Zmarnowałabyś się.
D: Ja twierdze inaczej. Jak mam szalec? Samemu nudno, a raczej nie znajdę nikogo z mojego wieku, który by mnie zrozumial i zniusl moj charakter..
R: Może postarałabyś się ich polubić? Zobacz jak oni się świetnie ze sobą bawią.
D: Pf, to idioci
R: Hehe. Może i masz racje.
D : No widzisz... Chyba tylko ty jestes normalny
R: No wiesz, w sumie to mamy wiele wspólnego- zaśmiał się.
D: Wiem. A ty chcesz to zmarnowac. A jesli to przeznaczenie?
R: Ehh... przeznaczenie. Jakoś w nie nie wierzę. Jesteś jeszcze młodna i nie wiesz co mówisz. Jeśli chcesz to mogę spędzać z tobą wolny czas.
D: Uwazasz, ze jesli jestem mloda nie wiem co mowie? Szkoda, ze lez nestora mozna uzyc tylko raz. Jakbym sie urodzila chociaz 2 lata wczesniej...
R: No widzisz, los chciał, żebyś urodziła się teraz.
D: Jebany los - mruknela
R: Hehe. Oj już zobaczysz, że będzie dobrze. -przytuliłem ją.
D: Ta, co bedzie? Nic. Dlaczego ty mnie wgl lubisz?
R: A czemu miałbym Cię nie lubić? Słodka jesteś. -zaśmiał się.
D: Zawsze bedziesz widzial we mnie dziecko? - posmutniala
R: A jak mam nie widzieć?
D: Po prostu mysl o mnie jak o doroslej osobie...
R: Postaram się -pocałował ją w policzek.
D: Eh... Chcialabym byc z twojego wieku
R: Nie, to ja wolałbym być w twoim wieku.
D: Jakbym miala tyle lat co ty moglibysmy byc razem?
R: Pewnie tak.
D: Czyli, ze mnie kochasz?
R: Nic takiego nie powiedziałem, ale również i nie zaprzeczyłem.-uśmiechnął się
D: Hm... I tak sie kiedys dowiem . Wiesz co? Ja juz wykombinuje co zrobic, by byc starszą...
R: Nie rób tego.
D: Czemu?
R: Wolę, żebyś została taka jaka jesteś.
D: Pf, jutro z samego rana ide na wyprawe. Nie wroce,az nie znajde przepisu i skladnikow na eliksir postarzajacy o kilka lat.
R: Wtedy to już nie masz po co wracać!
D: Czemu?
R: Bo chyba słyszałaś, że ja tego nie chcę! (leci teraz romantyczna piosenka u mnie w radiu xD hyhyhy)
D: Co Ci zalezy? ( u mnie tez xD)
R: Tak, zależy mi! ( xDDD)
D: Na czym? Mowiles, ze jakbym byla starsza bylibysmy razem..
R: Źle mnie zrozumiałaś. Gdybyś była starsza i poznał bym Cię zamiast Arsabell wtedy może bylibyśmy razem.
D: Arsabell, wszystko przez te suke. Normalnie ja zabije. - Wstala i poszla do lasu
R: Dai! -pobiegł do niej.
D: Co do cholery?
R: Co masz zamiar zrobić?
D : Nie wiem. Wiem, ze jutro albo mnie, albo Arsabell juz nie bedzie.
R: Przestań tak mówić! Za bardzo was kocham, aby was stracić. -przytulił ją.
D: Nas? Wybrales przecieź Arsabell. Nie jestem Ci potrzebna.
R: Tak was, bo z tobą być nie mogę.
D: Czemu nie?
R: Zastanów się. Ty jesteś młodna a ja? Czy to nie jest zakazana miłość?
D: Nie obchodzi mnie to! Mowilam Ci juz, ze wiek to tylko liczba!
R: Ehh, sam nie wiem.
D: Dam Ci czas na zadstanowienie sie - pocalowala go w chrapy
R: Nad czym niby mam się zastanowić? Nasz związek i tak by nie miał przyszłości.
D: Moje zdanie jest inne. Prosze, przemysl to.
R: Czemu musisz być taka piękna i czemu stawiasz mnie w takiej sytuacji?
D: Jakiej?
R: Zakochałem się w źrebaku. Przecież to .... ehhhh.
D: Czyli mnie kochasz? - Usmiechnela sie.
R: Kocham, ale czy to ma jakieś znaczenie?
D: Ma. I to najwieksze! - przytulila sie do ogiera.
R: Ale Dai, przecież wiesz, że nie możemy być razem.
D: Razem nie mozemy byc, ale mozemy sie ukrywac. Chce Cie tu i teraz - pocalowala go.
R: Tu i teraz? A nie lepiej jak wrócimy do twojej groty?
D: Nikogo tu nie ma.
R: Kocham Cię. -wyszeptał po czym zaczal calowac klacz po calym ciele. Klacz wstala, a Rixatus wskoczyl na nia i oparl sie o zad. Po krotkiej chwili przyjemnosci zszedl.

Magnum- Miłości moja

Z moją Auring byłem najszczęśliwszy na świecie. Teraz wiedziałem, że kocham ją bardziej niż Valerie. Aur była od niej lepsza. Miałem wielką nadzieję, że mnie również tak bardzo kocha, jak ja ją. Musiałem się jakoś odwdzięczyć, za to, że mnie nie odrzuciła...

Gdy byliśmy na romantycznym spacerze i gadaliśmy w promieniach zachodzącego słońca, postanowiłem podziękować jej za to, że mnie zechciała. Ostatnie promyki słońca zaczęły mienić się w naszyjniku, który widniał na jej szyi. Dopiero wtedy zauważyła, że ma coś na szyi i powiedziała:
A: Magnum... To od ciebie? - jednak znała odpowiedź - To jest... To jest... Piękne... Cudowne! - w jej oczach pojawiły się łzy szczęścia
M: Nie piękniejsze od ciebie... Noś ten wisior na znak naszej miłości... - przytuliłem ją i pocałowałem - Jesteś moim życiem, Auring - wyszeptałem do jej ucha.
~~~~Auring~~~~
 KLIK

Od Nyanmaru

Siedziałem sobie nad rzeką. Była piękna. Wszystko tu było takie ładne. Może to tylko la tego, że łatwo się fascynuje? Schyliłem swój łeb i spojrzałem w odbicie. Siedziałem tak patrząc na siebie jakbym był w jakimś transie, jak zahipnotyzowany. Jednak to wszystko przerwała mała, zielona żabka, która wskoczyła w tafle wody rozmazując moje odbicie. W brzuchu mi zaburczało, a co za tym idzie poczułem głód. Niby mogłem po prostu wstać i bez żadnego problemu pożywić się trawą, liśćmi, lub jeszcze czymś  innym, ale mi się nie chciało. To nie tak, że mam lenia. Nie mam krzty sił, by chociażby wstać. Położyłem łeb płasko, gdy przed moje oczy wyskoczyła gniada klacz, o niebieskich oczach.
A: Kim jestes?
N: Mam na imię Nyanmaru..- Wymamrotałem przez zęby.
A: Ty mi wyglądasz biedaku na strasznie wygłodzonego...
N: Nie ukrywam, iż tak się czuje.
A: Ah, chodź do mojego stada, dołącz!
N: Nie mam siły. W dodatku, gdy biegłem potknąłem się, o konara. 
Klacz spojrzała na moją nogę - Była sina.
A: Sprowadze medyków...
N: Nie chce robić zamieszania.
A: Chyba żartujesz... Juz po nich idę!
N: M.., dziekuje. Masz bardzo ładne oczy.

~~~~Arsabell~~~~

Od Trevora

Chodziłem wzdłuż obrzeży bagien...wstrętne miejsce...Oby przejście przez nie było warte swojej ceny.Westchnąłem i ruszyłem do przodu,przed siebie,parę razy stanąłem na minie,ale jakoś się przedostałem na drugi brzeg i po chwili znalazłem się już w zakazanym lesie...wszędzie ciemność,pustka.Kroczyłem odważnie przed siebie.Popatrzyłem w górę na korony drzew i przelatujące tam dziwne ptaki..nigdy takich nie widziałem...może kruki,ale to tylko przypuszczenia.Dalej już nic nie spotkałem,dopóki nie wyszedłem z tego lasu.Zobaczyłem wielką łąkę i pasące się na niej konie...na przedzie zauważyłem klacz,pewnie to była alfa,więc podszedłem do niej a ona uniosła łeb i zerknęła na mnie.
A:Co Cię tu sprowadza?-zapytała jeszcze przeżuwając trawę.
T:Nooo...praktycznie dotarłem tu przez przypadek...ale mogę tu dołączyć?-zapytałem rozglądając się po łące,a mój wzrok utkwił w pięknej klaczy leżącej pod drzewem.
A:Pewnie nigdy nie byłeś jeszcze w stadzie?-lekko przytaknąłem nadal patrząc na klacz,a Arasabell westchnęła
A:Możesz dołączyć-lekko się uśmiechnęła a ja skłoniłem łeb w ramach podziękowań i od razu ruszyłem w stronę tej klaczy,gdy już do niej podszedłem ona lekko uniosła łeb i uśmiechnęła się do mnie
C:Hej-powiedziała wesołym głosem-Jestem Cassie,a ty?
T:Tre...-zatkało mnie na moment-Trevor-powiedziałem cicho.

~~~~Cassie~~~~
C:Miło poznać-podniosłam się i przyjrzałam ogierowi.
T:Mi również.
C:Nowy?
T:Właśnie dołączyłem.
C:To fajnie,pewnie chcesz pozwiedzać?
T:No tak,oprowadziłabyś mnie?
C:Jasne i tak nie mam nic innego do roboty-ruszyłam prze polane nie czekając na niego.
T:Ej!Zaczekaj!-zatrzymałam się i lekko odwróciłam łeb.
C:No chodź,dużo jest do zwiedzania-poczekałam chwilę aż dołączy i ruszyłam dalej.
T:To gdzie idziemy?
C:Nie wiem mam słabą pamięć do nazw-spuściłam łeb udając smutną.
T:Aha,ale nazwy chyba nie są ważne tylko miejsca.
C:No już Cię lubię..w sumie to lubię większość koni ale to szczegół-odparłam wesoło.
T:A juz myślałem że jestem wyjątkowy.-westchnął z rezygnacją.
C:Może i jesteś nie znam Cię,więc nie ocenię.
T:Zawsze jesteś taka wygadana?
C:Nie tylko kiedy jestem z ogierem-odparłam z powagą.
T:Aha....
C:Żartuje,żartuje.Odpowiadając na pytanie to zależy od dnia.
T:Czyli masz dobry dzień tak?
C:Ale z Ciebie bystrzak.
T:Wiem nie musisz mi tego mówić.
C:Pf....no chyba raczej nie jestem dobrym przewodnikiem-rozejrzałam się-chyba ominęliśmy najciekawsze miejsca.
T:Cóż można kiedy indziej pozwiedzać,a teraz możemy się po prostu przejść.
C:Sama bym na to nie wpadła.

~~~~Trevor~~~~
Uśmiechnąłem się do niej po czym oboje ruszyliśmy w nieznanym mi kierunku...Popatrzyłem na nią i westchnąłem...była taka piękna,ale póki co,muszę się wstrzymać i zachowywać w miarę normalnie.No cóż,lekko potrząsnąłem łbem aby "wrócić na ziemię" i popatrzyłem w niebo...
T:Całkiem tu nieźle..da się żyć-powiedziałem z udawaną obojętnością a potem spuściłem niżej łeb patrząc w ziemię...
C:No fakt..-westchnęła i spojrzała na mnie po czym trąciła mnie nosem w szyję a ja podniosłem łeb
C:Eeej..wszystko okey?
T:A czemu ma nie być?-popatrzyłem na nią i uśmiechnąłem się cierpko
C:No gadaj-popatrzyła na mnie słodkimi oczyma a ja westchnąłem
T:Wszystko w jak najlepszym porządku...

~~~~Cassie~~~~
C:No dobra nie będę wnikać-mruknęłam z irytowana.
T:Nie ma w co wnikać.
C:Mhm.
T:Mówię serio.
C:Dobra,dobra wierzę.
T:Zmieńmy temat.
C:Okey to o czym chcesz pogadać?-zamyśliłam się patrząc tempo przed siebie.
T:Nie mam pojęcia może gadajmy o byle czym....hej słuchasz mnie?
C:Tak,tak jasne-potrząsnęłam głową-zamyśliłam się na chwile.
T:Często się tak zamyślasz?Wiesz to niebezpieczne.
C:Nie aż tak bardzo ale nie martw się nie mam ochoty przywalić w drzewo chociaż kto wie?
T:Co chcesz walnąć w drzewo?
C:Zawsze wszystko bierzesz na serio?
T:No zależy z kim gadam.
C:A jakie są kryteria?
T:Poważni niepoważni.
C:Tylko mi nie mów że należę do poważnych.
T:No tak,to źle?
C:Oczywiście że tak, konie poważne są jakieś takie drętwe oczywiście bez obrazy do nich.

~~~~Trevor~~~~
Popatrzyłem na nią i lekko się uśmiechnąłem
T:Tak w sumie..do poważnych to ty się nie zaliczasz..ale z szacunku do niepoważnych też się nie zaliczasz..-powiedziałem tonem godnym profesora politechniki
C:Hmm..ciekawe-powiedziała ze śmiechem
T:Wie-em-odpowiedziałem ze śmiechem
C:Wiesz..nie poznałam Cię od tej strony-powiedziała zamyślona
T:TEJ czyli jakiej?-zapytałem zaciekawiony
C:No wiesz..jesteś zabawny....wesoły-uśmiechnęła się a ja lekko się zarumieniłem
T:Heh...dzięki.Ty też jesteś naprawdę wyjątkowa i..-tutaj szybko zamknąłem pysk,aby nic nie powiedzieć
C:Hmm?
T:Nic..-spuściłem wzrok..dalej szliśmy jakąś ścieżką,ale żadne z nas nie odezwało się ani słowem..."no tak..znowu wszystko zepsułem"-westchnąłem i popatrzyłem na nią kątem oka i zauważyłem,że Cass wpatruje się tępo w drzewo i jest parę kroków od niego
T:Eej,piękna...Nie lunatykuj,jakbyś mogła-powiedziałem cicho i trąciłem ją nosem w szyję a ona się ocknęła i popatrzyła na mnie lekko zdziwiona
C:Mówiłeś coś?
T:Nie...

~~~~Cassie~~~~
C:Ty źle na mnie wpływasz ciagle się zamyślam
T:Wybacz,chyba mam dar wprowadzania klaczy w trans.
C:aa o powinnam trzymać sie od ciebie z daleka- odsunełam się kawałek.
T:Ja tylko żartowałem.
C:Jasne bo ja Ci teraz uwierzę,chciałam wpaść na drzewo kto normalny wpada na drzewo?
T:Eee..
C:Dobra nie odpowiadaj-weszłam mu w słowo.
T:Nawet byś mi nie dała-zaśmiał się.
C:Czy ty mi coś sugerujesz?-zmrużyłam oczy i spojrzałam na niego gniewnie.
T:Ja no co ty-starał się tłumić śmiech.
C:Jak jestem taka gadatliwa to po co ze mną gadasz?-odwróciłam się i odeszłam w przeciwną stronę.
Ogier przez chwilę stał w miejscu i patrzył za mną po czym ruszył do mnie kłusem.
T:Hej!Nie chciałem cię obrazić.
C:Miałabym obrazić się przez to co powiedziałeś?Żartujesz sobie ze mnie?-prychnęłam rozdrażniona
T:Ale z Ciebie typowa klacz-stwierdził wesoło.
Zatrzymałam się i spojrzałam na niego zaskoczona.
C:Typowa?to znaczy jaka?
T:No często zmieniają Ci się humory.
C:Jak miło że mnie krytykujesz wiesz postaram się być lepsza obiecuje.
T:Nie chodziło mi o to.
C:Ale ty jesteś dziwny....myślałeś że się zmienię bo ktos mi tak powiedział?ty chyba musisz miec o mnie złe mniemanie.

~~~~Trevor~~~~
Westchnąłem i spuściłem łeb patrząc w ziemię...
T:Przepraszam,nie powinienem się tak niedojrzale zachowywać-powiedziałem cicho a klacz spojrzała na mnie.
C:Dobra..po prostu zapomnijmy o tym temacie,okey?-w jej głosie nie słyszałem już zirytowania czy gniewu...uśmiechnąłem się i podniosłem łeb.
T:Mi to pasuje-odparłem wesoło.
C:Widzę-powiedziała ze śmiechem i dalej szliśmy tak rozprawiając o sprawach stada...potem nawet była wzmianka o pogodzie,ale szybko zakończyliśmy ten temat,ponieważ nie było nic więcej do powiedzenia.Wędrowaliśmy tak bez słowa-ja,patrząc w niebo,a Cass-przed siebie...taka cisza była dla mnie niezręczna..może dla niej też..ale właśnie teraz nie potrafiłem znaleźć ani jednego tematu do rozmowy. Spojrzałem na nią i lekko się uśmiechnąłem a ona go odwzajemniła..
T:Masz jakiś dobry temat do jakiejkolwiek rozmowy?-zapytałem z nadzieją.
C:Ooo..to ze mną Ci się aż tak fajnie rozmawia?-uśmiechnęła się
T:Bynajmniej..Ty jesteś pierwszym koniem,z jakim mam zaszczyt rozmawiać w ciągu całego mojego dotychczasowego życia-uśmiechnąłem się szarmancko.
C:Aha..to już coś..znowu dowiedziałam się o Tobie czegoś nowego
T:Nom-uśmiechnąłem się.

Layla-Ciąża z Gallardo/Eliksir Hery

Odkąd Gallardo wygnali ze stada czułam cały czas ból brzucha.Nie wiedziałam czy to ważne, ale pewnego dnia okropny ból nie ustępował.Udałam się niezwłocznie do medyków.Nie mogłam biec tylko kłusować.Wreszcie po długich mych krokach, dotarłam do Lusi i Huntera.Opowiedziałam o zaistniałej sytuacji i Hunter powiedział:
H:Ok Lay. zrobię ci badania.To nic nie będzie bolało.
L:Ok, może to przeziębienie?
H:Wątpie, ale zobaczy się- po czym się uśmiechnął
Po godzinie badań lekarskich Hun powiedział wesołym głosem:
H:Lay,dobre wieści!
L:Jakie?
H:Jesteś w CIĄŻY!
L:Że co?!-zleciałam z łoża w grocie
H:No tak Lay, to prawda. Gratulacje!
Wybiegłam z groty i powiedziałam:
L:Dzięki Hun!
H:Od tego są medycy!
Pobiegłam do Kasjopei szybkim cwałem.Na miejscu, na szczęście była tam:
L:Witaj Kasjopeo!
K:Witam!
L:Mogę cie prosić o Eliksir Hery?
K:Tak, a ty w ciąży?!
L:Tak
K:Z kim?
L:Z Gallardem
K:Aha już podaję ci Eliksir
Po chwili wróciła z Eliksirem.Podała mi go i wypiłam go dosłownie ciurkiem.Zdziwiona Kasja pyta:
K:Jej, tak szybko?
L:Oha, to ja lecę!
K:Pa!
Był to dla mnie szok, że jestem w ciąży, ale jednocześnie cieszyłam się, że będę mieć źrebaka.
Kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży, zauważyłam coś śmiesznego: KLIK

Vanessa- No i kolejna pełnia

Tsa... Kolejna pełnia... Już w czasie dnia poszłam do lasu, żeby się ukryć. Szła ze mną oczywiście Tenebris - moja kochana Tenebris. Moja Bris stała się już większa - nie była dorosła, jednak kociątkiem też nie była. Można powiedzieć, była buntującą się nastolatką. Dlaczego buntującą? Cóż... Można powiedzieć, że dzięki niej jestem stałym klientem medyków.
Kiedy księżyc się pojawił, Bris jednym ruchem rozerwała mi opaskę.
V: Ej! To kolejna w tym tygodniu! - krzyknęłam. Tenebris warknęła, poirytowana.
V: Ehh... Skoro masz na mnie focha, wracaj do groty. Nie muszę ciebie mieć przy sobie, w nocy sobie poradzę. Rano przyjdzie po mnie Magnum, więc możesz śmiało iść.
Jednak nie ruszyła tyłka. Jak ona mnie lubi denerwować...
Położyłam się na polance, w promieniach księżyca. Nie zasnęłam, bo nie chciałam. Tenebris, nadal obrażona, położyła się na jakiejś gałęzi, nad ziemią, specjalnie spuszczając ogon, aby nim majtać po moich chrapach. Kichałam i prychałam tak głośno, że nietoperze wzleciały do nieba.
W końcu miałam dojść i postanowiłam pójść na spacer, oczywiście daleko od innych koni. Jednak nie poszczęściło mi się, gdyż spotkałam Huntera.
V: Co ty tu robisz, leszczu? - warknęłam. Ogier się przede mną ukłonił naprawdę nisko.
V: Spadaj, to mój teren
H: Nie, to teren A... Arsabell... - wyjąkał
Prychnęłam.
V: Arsabell, wielka mi Arsabell. Daj mi ją tutaj, to po pięciu minutach to będzie mój teren.
H: Nikt nigdy nie pokonał Arsabell
V: Będę pierwsza i ostatnia. Nie dożyje drugiego pojedynku. A teraz sio stąd, knypku. - do mojego rozmiaru był naprawdę mały
H: Nie! To nie jest twój teren, więc nie możesz mi rozkazywać!
V: Mówiłeś coś? - spojrzałam mu prosto w oczy. W odbiciu jego obrzydliwych gał, zobaczyłam, że moje własne ślepia błyszczały szkarłatem.
H: Ni... Nie... - wyjąkał, przestraszony
V: Więc rusz śmierdzący zadek, durniu! - kopnęłam go w zad - Bo ci pomogę - warknęłam
H: Prze... Przepraszam... - teraz szczękał zębami ze strachu. Tchórz.
Zrobiłam zamach, jakbym chciała się na niego rzucić, a ten uciekł.

Resztę nocy spędziłam w samotności, a rano wróciłam do Magnuma. Jednak zastałam tam też jego nową partnerkę - Auring. Z jego informacji była piękną klaczą, więc też tak myślałam. Może przyjrzę jej się w nocy...

piątek, 24 maja 2013

Rixatus- Moce Dai

Obudziłem się wcześniej niż Daiquiri. Postanowiłem zrobić jej śniadanie. Pobiegłem do ogrodu po marchewki, do sadu po jabłka i po drodze zebrałem trochę malinowej trawy. Kiedy wróciłem Dai jeszcze spała. Co za śpioch! Ale no nic, mam czas na naszykowanie posiłku dla niej. Skończyłem i wyszedłem na zewnątrz napić się wody i również coś zjeść. Na łące spotkałem wściekłą Arsabell.
A: Rix! Gdzieś ty był! Spać nie mogłam!
R: Kochanie zastanów się o kogo ty się martwisz. -pocałował ją.
A: Nie denerwuj mnie! Gdzie byłeś!
R: U Daiquiri.
A: Po co?
R: Pomogłem jej w dekorowaniu groty a potem zrobiło się ciemno to zostałem.
A: Mogłeś wrócić!
R: A weź się zastanów. W nocy?
A: Tak!
R: Spoko, chcesz żebym również zabłądził w Mrocznym Lesie i również ma mnie zabić Masama. Fajnie! -odszedł.
A: Czekaj! Przepraszam!
R: Dobrze. -przytulił ją a wtedy zjawiła się Daiquiri.
D: Hej Rix! Idziemy?
A: Co?! Gdzie idziecie!?
R: Umówiliśmy się. Pa kochanie! Będę potem. -pocałował ją.
A: Czekaj! Jak to się umówiliście! Zdradzasz mnie?!
R: Kochanie! Uspokój się! Jesteś strasznie zazdrosna! Skoro mi nie ufasz to po Co się zgadzałaś ze mną być! Jakbym miał Cię zdradzić to nawet bym Cię nie pytał o to czy chcesz ze mną być! Zastanów się nad tym.
W oczach Arsabell pojawiły się łzy a następnie klacz uciekła.
D: No to jednak nie idziemy?
R: Idziemy.
D: A ona?
R: Że to niby ja mam ją przepraszać? Ja nie oskarżam jej o zdradę. To ona łamie moje serce, bo mi nie ufa. Gdybym teraz poszedł ją pocieszyć to nie zastanowiła by się nad tym. Nie pójdę do niej, bo ją kocham, ale czy ona kocha mnie? Zobaczymy.

~~~~Daiquiri~~~~(25.05)
D: Chyba Cię kocha, niestety.
R: Hm? Niestety?
D: Co? Nie, już nie wazne.
R: Powiedz.
D: Przejęzyczylam się.
R: Jasne...
D: No mowie, ze sie przejezyczylam! - Ogier sie przewrocil. - Co jest do diabla?
R: Zabolal mnie brzuch.
Gwaltownie zawrocilam glowa i skierowalam wzrok na wiewiora, ktory padl.
R: Ha, zadawanie bolu sila woli.
D: Co?! Nie no... Takie mizerne? Potrzebuje czegos mocnego!
R: Mozesz miec jeszcze 2.
D: Jak na razie sie zdrzemne.
Polozylam sie w cieiu i zasnelam. Poczulam jak swiatlo pada mi na pysk, więc wstalam. Spojrzalam na ziemie i zobazylam siebie. Przestraszylam sie. Zobaczylam Rixatusa, ktory mnie budzi. Zakrecilo mi sie w glowie i wrocilam do ciala.
D: Mam OOBE!

~~~~Rixatus~~~~
KLIK

Magnum- Nowa miłość

Przez kilka dni nie widziałem ani Matt'a, ani Daisy. Zmartwiłem się tym, że nigdzie ich nie ma. A co jeśli coś im się stało? Przecież to moje jedyne dzieci...
Gdy tak szedłem, myśląc nad tym, wpadłem na jakąś klacz. Spojrzałem na nią. Była bardzo ładna, łaciata ze słodziutką plamką na oku.
M: Przepraszam, myślałem nad... Czymś... - westchnąłem
A: Nic się nie stało... Jestem Auring, a ty?
M: Magnum...
A: Miło mi - obdarowała mnie szerokim uśmiechem
M: Mi także...
A: Nad czym tak myślałeś? - zapytała
M: Bo... Matt i Daisy, moje dzieci, gdzieś zniknęli... Nie ma ich od kilku dni i martwię się o nich...
A: Masz potomstwo? Wyglądasz bardzo młodo, a w dodatku nie masz partnerki...
M: Kiedyś byłem z Valerie, jednak nie chciała mnie po porodzie... Wolała Onewa... - jego imię wymówiłem ze wstrętem. Jednak nie tak wielkim jak kiedyś.
A: Aham... Kochałeś ją, prawda?
Gwałtownie podniosłem głowę.
M: A co cię to? - zapytałem ostro
A: Prze... Przepraszam... - wyjąkała, przestraszona
M: To ja przepraszam, poniosło mnie... Czy w ramach przeprosin dasz się zaprosić na spacer?
A: Chyba tak, a gdzie?
M: Łąka Miłości? - rzuciłem od niechcenia
A: Chętnie - po raz kolejny obdarzyła mnie uśmiechem
Razem poszliśmy stępem na łąkę, gdzie poznaliśmy się lepiej. Gdy poznałem historię Auring, polubiłem ją, a nawet... Pokochałem...
Nigdy nie myślałem, że zakocham się po rozstaniu z Valerie, jednak się myliłem.
W końcu odważyłem się zapytać:
M: Aur... Czy... Zostaniesz moją partnerką? - po czym pochyliłem łeb i ugiąłem przednie nogi, kłaniając się przed nią.

~~~~Auring~~~~
Nie myślałam że kiedykolwiek to usłyszę. Aż odjęło mi mowę.
A: Ja.. Ja.. - wyjąkałam
M: Wiem tak nagle ale uwierz ja cię kocham.
A: Ja nie wiedziałam - uśmiechnęłam się i pomyślałam " A raz się żyje a w ogóle ładny ogier " - oczywiście że zostanę twoją partnerką. - zarumieniłam się. Potem pocałowałam Maga w policzek. Czułam się jak najwspanialsza klacz w stadzie.
Od tej chwili miałam już partnera z którym jestem bardzo szczęśliwa. 

czwartek, 23 maja 2013

Sebascuit- Nowy wygląd

Postanowiłem zmienić swój wygląd. Jak mój tata, mama i reszta stada. Postanowiłem pójść do cioci Kasjopei.
S: Dzień dobry ciociu!
K: Dzień dobry Seba, jak miło że mnie odwiedziłeś.
S: Ciociu, czy masz może napój Brutusa?
K: Tak. A twoi rodzice o tym wiedzą?
S: Ciociu. Przecież mam 2 lata i chyba nie muszę ich pytać o zdanie, prawda?
K: No tak. Już przynoszę.
Po chwili zjawiła się ciocia Kasja i dała mi flakonik. Wziąłem łyczka i po cwałowałem nad wodospad. Spojrzałem w wodę i aż odjęło mi mowę na mój widok. Nie mogłem się doczekać pokazania mamie i tacie. Będą zaskoczeni.

Sebascuit- Łzy Nestora

Galopowałem sobie jak co dzień aż nagle zauważyłem flakonik. Podbiegłem. Wyglądał bardzo apetycznie. Wiem że zachowuje się lekkomyślnie. Ale bardzo chciałem poznać prawdę i dowiedzieć się jak smakuje ten "dziwny napój". Wziąłem łyka aż nagle poczułem się starzej. Dziwne uczucie. Nagle mój tata pod cwałował do mnie.
S: Seba co ty wyczyniasz?! Co to za napój?!
Seb.: Tato ja nie chciałem..
S: To były łzy nestora. Co ja mówiłem o piciu napojów o których nie mamy pojęcia?
Seb.: Wiem tato. Zachowałem się jak ostatni głupek.
S: Maż nauczkę ale następnym razem zapytaj się zanim wypijesz.
Seb.: Ale nie gniewasz się?
S: Nie. Ale obiecaj mi że to się nie powtórzy.
Seb.: Obiecuję tatusiu.
Czułem się świetnie jak dorosły koń. Ale wiem że zachowałem się jak ostatni źrebak.

Auring- Pegazy? Znowu?

Postanowiłam trochę po galopować. Nagle natknęłam się na Rixa.
A: Hej.
R: Czego?
A: Weź się.. Ja do ciebie z miłą wieścią a ty co mnie z mordą.
R: A wiesz mało mnie obchodzi ta twoja "miła wieść".
A: Zamknij się!
R: Uważaj sobie!
A: Bo co?! Zasypiesz mnie tymi swoimi odzywkami?
R: Zaraz poleci krew!
A: Dobra mam dosyć! - i wepchnęłam Rixa do wody - Ojej przepraszam najmocniej.
R: Ty mała wredna klaczo! Jak cię dopadnę!
A: Słuchaj Rix, ogranicz tę swoją wredną osobowość bo zostaniesz sam.
R: Wolał bym zostać sam niż gadać z tobą.
A: Pfy!
I odeszłam od Rixa. Nie zamierzałam z nim gadać. Jeżeli znowu miał by mnie oczerniać. Potem spotkałam Aristę.
Ar.: Hej Aur!
A: Hej Aris.
Ar.: Może się przejdziemy?
A: Jasne.
Ar: Co tam?
A: A spoko, jakoś leci. A u ciebie?
Ar: Dobrze.
Przegadałam z nią prawie całe 2 godziny. Potem wróciliśmy do stada. Ja postanowiłam zajrzeć jeszcze nad wodospad by się napić. Ale pegazy widać mnie szukały. Przeszkoliłam się teraz umiem torturowanie umysłem.
(Pegaz1): Hej znowu oślico! Hehe!
A: Jeszcze słowo a naprawdę przerobie cię na pasztet!
(Pegaz1): Ale słodka! Uwielbiam wkurzone klacze!
Ignorowałam ich i po cwałowałam do stada.
(Pegaz2): Ej gdzie idziesz? No co ty nie zostaniesz młoda?
A: Jakoś nie mam ochoty.
(Pegaz3): Uuu.. Jest uprzejma.. Hehe!
(Pegaz2): Szef cię szuka! Chyba wpadłaś mu w oko.
A: Dajcie mi spokój.
(Pegaz1): Robimy to co szef nam karze.
Postanowiłam wykorzystać moje torturowanie umysłem. Pegazy poczuły ostry ból. Ja uciekłam gdy byłam już daleko pegazy przestały czuć ból. Ale było już za późno by mnie złapały.

Od Aristy

Przez 7 lat szukałam odpowiedniego dla siebie stada. Byłam w wielu, lecz nie pasowałam tam. Wreszcie znalazłam STADO Z KOPYTNEGO LASU. Najpierw pokonałam Moczary choć nie było łatwo. Pierwszy raz poczułam okropnie cuchnący zapach. Nie wiedziałam co zrobić, czy zawrócić, czy iść dalej. Zdecydowałam, że pójdę dalej. Kiedy doszłam do końda Moczar zobaczyłam Kopytny Las. Tam spotkałam Serafina. On zaczął rozmowę:
S: Hej! Nigdy cię nie widziałem.
A (czyli ja): Ja dopiero tutaj przyszłam.
S: Nazywam się Serafin, a ty jak masz na imię?
A: Ja mam na imię Airsta. Dla przyjaciół Aris.
S: Powiedz Aris, gdzie są twoi rodzice?
A: Nie mam rodziców. Zmarli wiele lat temu-gdy to powiedziałam zasmuciłam się.
S: Przepraszam, że wogóle zapytałem o to. Czuję się trochę głupio-powiedział
A: Nic nie szkodzi.
S: Czy chcesz należeć do naszego stada?
A: Oczywiście.-ucieszyłam się-Czy oprowadzisz mnie po waszym terenie?
S: Tak. A mówiąc szczerze, czy będziemy przyjaciółmi?
A: Ok. No to gdzie idziemy na początek?
S: Na początek pójdziemy do Arsabelli, aby cię poznała i ona zdecyduje, czy zostaniesz w stadzie. Jeśli pozwoli ci zostać to zobaczysz ciekawe miejsca na terenach dla naszego stada.
A: No to chodźmy.
Poszliśmy do Arsabelli. Na drodze spotykaliśmy wiele koni, a Serafin opowiadał co wiedział o tym miejscu. Arsabell jest przemiła. Zgodziła się abym została w stadzie. Bardzo się ucieszyłam i poszłam z Serafinem na łąkę coś zjeść.

Drienn- Nowa ja

Postanowiłam się zmienić. W tym wyglądzie chyba żadnemu ogierowi się nie podobałam. Chciałam się całkowicie odmienić - imię, moce i maść. Poszłam do Kasji po potrzebne eliksiry - Łzy Gangesu, Eliksir Potęgi, Łzy Nestora oraz Napój Brutusa.
D: Hej - przywitałam się z nią nieśmiało
K: Cześć... Co tutaj robisz? - spytała
D: Chciałam cię poprosić o cztery eliksiry...
K: Aż tyle? Jakie?
D: Chcę się całkowicie zmienić - powiedziałam cicho - Łzy Gangesu, Eliksir Potęgi, Łzy Nestora i Napój Brutusa... - wymieniłam wszystko po kolei - Będziesz zła?
K: Nie, skąd! Każdy ma inne zachcianki... Poczekaj chwilę, dobrze? - nie czekając na moją odpowiedzieć, poszła gdzieś. Po chwili wróciła z czterema flakonikami - jednym fioletowo-białym, drugim morskim, trzecim i czwartym różowym. Podała mi jej, a ja odwdzięczyłam się skromnym uśmiechem.
Pobiegłam nad jezioro, niosąc buteleczki. Byłam wesoła i szczęśliwa - może w końcu... Najpierw wypiłam Łzy Gangesu. Moje nowe imię brzmiało Daisy.
Następnie wzięłam Eliksir Potęgi - moimi nowymi mocami było panowanie nad wodą oraz wytwarzanie tarczy ochronnej.
Później wzięłam Łzy Nestora, po których nie poczułam żadnej zmiany... A na koniec... Napój Brutusa...
Niepewnie wypiłam zawartość i spojrzałam w swoje odbicie. Wyglądałam wystrzałowo! Byłam zgrabna i seksowna, jak na mój gust.
Natychmiast pobiegłam do Magnuma, żeby się mu pochwalić nową sobą.
M: Kim jesteś? - spytał, nie rozpoznając mnie
D: Tato to ja! - uśmiechnęłam się. Teraz to i chyba charakter mi się zmienił - byłam wesoła, zabawna, wierzyłam, że wszystko jest możliwe i że znajdę tego jedynego.
M: Di... Diren? - wyjąkał
D: Od niedawna Daisy - wyszczerzyłam zęby w szerokim uśmiechu
M: Wyglądasz... Bosko! - nadal mi się przyglądał.
D: Dzięki, tato... Pójdę się pokazać mamie... - pocałowałam go w policzek i pobiegłam do Valerie, cała w kwiatkach. Byłam taka szczęśliwa!
Mamy reakcja była bardzo podobna - ucieszyła się na mój widok i zdziwiła (pozytywnie) na moją zmianę. Przypomniała mi, że teraz muszę wybrać stanowisko. Nie byłam już z tego taka happy - to nie był łatwy wybór...
Poszłam do Arsy, już nie taka szczęśliwa.
A: Witaj... Mogę wiedzieć kim jesteś? - spytała, przyglądając mi się
D: Daisy, dawna Diren... Przyszłam wybrać stanowisko... - powiedziałam obojętnym tonem
A: Wyglądasz pięknie! No dobrze... Więc jesteś jakimś zainteresowana?
D: No cóż... Na razie chyba nie, ale możesz mi o nich opowiedzieć? - poprosiłam
A: Oczywiście... - po kolei mi wszystko wytłumaczyła. Tylko jedno mi się spodobało...
D: Mogę zostać opiekunką? - spytałam
A: Jasne. Cieszę się, że wybrałaś tak szybko - uśmiechnęła się
D: Ja też... No dobra, to ja pójdę na spacer... Dzięki za pomoc... - uśmiechnęłam się i odeszłam.
Poszłam na spacer do lasu, gdzie spotkałam Typhona...
~~~~Typhon~~~~
Spacerowałem sobie po pięknym białym lesie. Nie dawno spadł nowy śnieg, który zakrył wszystkie inne ślady i sprawił, że moja droga była gładka. Uwielbiałem biegać po świeżym śniegu, chyba zresztą jak każdy. A jeszcze bardziej lubiłem się w nim turlać, ale no jeszcze mnie ktoś by zauważył i by była siara w stadzie. No i o wilku mowa! Zauważyłem piękną ciemną klacz z jasną grzywą, która zbliżała się w moim kierunku. Nie mogłem rozpoznać kto to jest, więc przypuszczam, że któraś znowu zmieniła wygląd. Wydawała się być szczęśliwa. Czy Iris się zmieniła? Ale no po co by miała to robić, skoro teraz jest najpiękniejsza na świecie. Kiedy klacz mnie zauważyła zaczęła do mnie biec.
D: Hejo Taj! Jak tam?
T: Hej?
D: No nie poznajesz mnie?
T: Ymm?
D: Daisy!
T: Daisy? Nie kojarzę.
D: Córka Magnuma.
T: Aaaa! Ta Daisy!
D: Nom!
T: Wiesz, jakoś nie poznałem.
D: A czy kiedykolwiek mnie zauważyłeś?
T: Ymm.. nie.
D: No dzięki!
T: Ile ty masz lat?
D: Teraz 2!
T: Że co?
D: No wzięłam Łzy.
T: Jesteś w moim wieku a nigdy wcześniej Cię nie widziałem. Jak ty się wychowałaś? -zaśmiał się.
D: Hehe! A widzisz dałam radę.
T: Nie no serio się pytam.
D: No normalnie? Tak jak reszta źrebaków?
T: No to ciekawe. Chyba muszę iść do medyków, bo oślepłem. -zaśmiał się.
D: A no może i musisz.
T: Żartowałem- powiedział lekko oburzony.
D: No ej, ty se możesz mnie obrażać a ja to już nie.
T: Kiedy ja Cię obraziłem? -zaśmiał się.
D: A co to miało być? "Jak ty się wychowałaś?" -naśladowała jego głos.
T: E tam! Przesadzasz!
D: Wcale, że nie!
T: Ale i tak nie odpowiedziałaś na to pytanie!
D: Jak nie?
T: No nie!
D: No to jak chcesz wiedzieć to nie jesteś jedyny, który mnie nie zauważał.
T: Uff, ulżyło mi.
D: O ty chamie! -szturchnęła ogiera.
T: No co? -zaśmiał się. 
~~~~Daisy~~~~
KLIK 

Eliza- Scarllet

Scarlett ostatnio się zmienia. Znaczy jej maść się zmienia. Staję się coraz jaśniejsza. Myślę, że w końcu będzie Izabelowata. Pobiegłam do groty.
E: Scarllet się zmienia! Jest coraz jaśniejsza. Zaraz będzie Izabelowata.
H: No. Dziwne.
E: No...A gdzie ona jest?!
H: W Lesie Ciszy. Tak powiedziała.
E: Aha. Piobiegnę tam i sprawdzę. - Pobiegłam do Lasu
L: Hej! Widziałaś Scarllet?
E: Nie. A co?
L: To jak ty pilnujesz źrebaków?!
E: Po prostu jej tu nie ma. Nie widziałam jej. Nie denerwuj się.
L: Mmmm.... Papapa! - znów pobiegłam do Groty.
E: Hunter, jej tam nie ma!
H: Jak to?! - do groty weszła Scarllet.
S: Hej!
H i E: Gdzie byłaś?!
S:Jak to gdzie?! w Lesie Ciszy.
E: Elekta cię nie widziała!
S: Wiem. Bo....potem powiemmm - zaróżowiła się. Nie wiem o co jej chodziło...

Od Dragona

Urodziłem się w Lato 5 lat temu.Wychowałem się razem z moją mamą i siostrą które już nie żyją . Było tak .. Miałem 3 lata gdy zabito mamę i siostrę inne stado nie mogłem nic zrobić bo nie miałem mocy, ale teraz zemszczę się na nich .. szukałem stada przez 2 lata aż w końcu znalazłem kasztanowatą niebiesko oczną klacz więc podszedłem do niej i zapytałem:
D: Siema
A: Oo witaj .
D: Nie wież może czy gdzieś można się na pić i coś zjeść ? Nie piłem od 3 tygodni .
A: To zapraszam do mojego stada!
D: Masz stado ?
A: Tak jak cię zwą ?
D: Dragon
A: Witaj jestem Arsabell
D: Mogę dołączyć do was ?
A: Jasne i chętnie zapraszam !
D: Dziękuję
Arsabell była strasznie miła podziekowałem jej że przyjeła mnie i poprosiłem aby mnie oprowadziła po stadzie.

Od Amante

Urodziłam się obok mojej mamy nie wiedziałam że mam siostrę o 3 lata starszą zwała się Arsabell dowiedziałam się nie dawno , byłam przerażona tą informacją , dobra rozumiem ale idę jej poszukać może ze chce ruszyć swoją zacną dupę i wrócić do mnie i mamy .Powiedziałam do swojej ukochanej mamusi :
A: Mamusiu ..
Ad: Tak kochanie
A: Idę szukać Arsabell
Ad: Amanti ale uważaj na siebie masz dopiero 2 lata !
A: Mamuś dobrze
Ad: Kocham cię moja córeczko !!
A: Ja ciebie też !!
Pogalopowałam , szukałam Arsabell przez rok aż spotkałam ogiera który pasł się na łące:
A: Witaj!
R: Czego!
A: Nie musisz być taki wredny dziksie , rusz zacną dupe i powiedz mi czy wiesz kto to Arsabell !
R: Uważaj panienko na to jak mówisz
A: A weź się kopnij , to wież czy nie !?
R: Nie! Nie wiem!
A: Jezuu , wiem że wiesz , prosze powiedz to moja siostra szukam ją
R: Skąd możesz wiedzieć co wiem a czego nie?
A: No nie wiem dla tego się pytam , a to że jestem wredna to dla tego że ty też jesteś wredny dla mnie
R: No i? Mało mnie to obchodzi.
A: To wiesz czy nie ?
R: Nie.
A: Aha dobra cześć
R: Ta...
Więc on nie wie , następnie szłam dalej weszłam do jakiegoś fajnego lasu wtedy zobaczyłam kasztanowatą klacz :
Ar: Witaj młoda panienko
A: Witaj , szukam Arsabell może jest tutaj gdzieś
Ar: Ja jestem Arsabell.
A: To ty !!
Ar: Tak we własnej osobie !
A: Jestem twoją siostrą !
Ar: Ale ..Ale ..Jak to !?
A: Nasza mama Amberli mnie urodziła 3 lata temu
Ar: Jezu , nie wiedziałam odeszłam jak miałam 3 lata a teraz mam 6 .. jak się nazywasz
A: Amante
Ar: Ślicznie a tata żyje !?
A: Nie .. zabito go .
Ar: Niee !!
A: Tak , a teraz chodź do domu ..
Ar: Przykro mi , tu jest mój dom
A: Nie prawda .. Musisz iśc ze mną do mamy !
Ar: Ale ja nie mogę jestem alfą w tym stadzie
A; Jutro idziemy do mamy i bez dyskusji musisz spotkać się z nią .
Ar: Powiem tylko rixowi że idę
A: Dobra .
Ar: Rix kochanie?
R: Tak kochanie ?
A: Tyy ! nie chciałeś powiedzieć mi gdzie jest Arsabell!-klacz tupneła
R: Pf..
Ar: Rixatus !
R: Tak kochanie ?
Ar: Błagam.Idę z siostrą do mamy odwiedzić ją będę jutro lub jeszcze dzisiaj
R: Dobrze, kochanie. Wracaj cała i zdrowa. -pocałował ją
Ar: Pa
A: No chodź Arsa
Pogalopowałyśmy do mojej mamy zobaczyłyśmy ją jak rżała :
Ad: Arsabell , Amanti !
Ar i Am : Mamusiu !
Ad: Arsabuś jak ja cię dawno nie widziałam już 3 lata !
Ar: Mamo a jak ja cię dawno nie widziałam ale muszę przyznać piękna jesteś !!
Ad: Ty tak samo ! wracaj do nas !
Ar: Mamuś ja mam własne stado w kopytnym lesie nie mogę
Ad: Kochanie dla czego ,
Ar: mam córkę i syna oraz kochającego mnie partnera
Ad: Oh no dobrze , masz wolność ja i tak już mam 20 lat tylko 4 lata życia mi zostało
Am: Mamusiu a mogę też iść z Arsabell ?
Ad: Możesz ale odwiedzajcie mnie dobrze !?
Am i Ar: Jasne
Ar: Następnym razem przyjdę z dzieciakami , Alteą i Typhonem
Ad: Zapraszam was chętnie , a teraz zmykajcie
Ar i Am: Pap kochamy cię !
Ad: Ja was też , pap
To było miłe że mnie mama puściła z Arsą .. Będę za nią tęsknić ale może teraz poznam jakiegoś fajnego partnera .. bo tam u mnie nie było żadnego .. No ale to się okaże na razie muszę się ze wszystkim poznać dobrze.

środa, 22 maja 2013

Vendaval- Po pełni

Obudziłem się rano w grocie medyków.
V: Co ja tutaj robię?
H: Znaleźliśmy Cię całego we krwi z rozbitą czaszką.
V: Że co? Jak?
Wtedy przypomniałem sobie tego głupiego testrala. Co za głupie zwierze!
H: Nie wiem, to ja pytam Ciebie.
V: A nie ważne, mogę iść?
H: Co ty chłopie! Ciesz się, że przeżyłeś!
V: Oj dobra.
H: Nie wychodzisz stąd przez tydzień!
V: Jak to przez tydzień?
H: No tak to. Obrażenia są bardzo poważne.
V: Ale ja nie mogę!
H: Czemu?
V: Yyy.... nie ważne.
H: No to zostajesz. Ja tu chyba jestem medykiem i ja wiem więcej, nie?
V: Ale no ...
Jak to przez tydzień? Przecież jak ja się zamienię w pumę to oni sami mnie zabiją!
H: Hmm?
V: Kiedy jest pełnia?
H: Pełnia była dzisiaj.
V: A jutro?
H: Z tego co wiem to nie?
V: A no tak! Raz w miesiącu! To chyba przez to uderzenie.
H: Dobrze, odpoczywaj. Jeśli chcesz to mogę Ci kogoś zawołać na pocieszenie. Ale nigdzie stąd nie wychodzisz!
V: No dobra. Możesz wezwać Cassie?
H: Okey, już po nią idę.
Pewnie nadal się na mnie gniewa, lecz mam nadzieję, że przyjdzie. Przecież to był tylko niewinny żarcik. Ehh... Leżałem tak i myślałem o wczorajszym zdarzeniu. Czemu ten ohydny testral mówił, że to jego stado? Hmm....

Tymczasem u Huntera i Cassie:
H: Hej Cassie! Ven jest poważnie ranny i prosił, abym Cię zawołał, bo mu smutno.

~~~~Cassie~~~~(23.05)
C:A co on znowu zrobił?
H:Nie wiem do końca ale znaleźliśmy go rannego i prosił żebym po Ciebie przyszedł.
C:Po mnie serio?
H:Tak po Ciebie....to jak idziesz?
C:Okey prowadź-ruszyłam za ogierem.
Po paru minutach doszliśmy do groty.Spojrzałam pytająco na Huntera.
H:Jest w środku.
Weszłam do groty i ruszyłam w kierunku Vendaval'a.
H:To ja już pójdę...i nie wolno Ci wychodzić-powiedział do rannego.
V:Super jestem uziemiony...dzieki że przyszłaś.
C:Mhm,coś ty sobie zrobił?-spytałam przyglądając się mu.
V:Dlaczego ja sobie zrobiłem?A może ktoś mi to zrobił?
C:No dobra,dobra czemu jesteś ranny?
V:Nie wiem nie pamiętam-odparł szybko jakby coś ukrywał.
C:Na pewno?
V:Tak,tak..nadal jesteś wściekła?
C:Nie no co to to był tylko żart.
V:Serio?
C:Nie,ale rachunki są wyrównane.
V:Taa,Ciebie nie bolało a mnie tak.
C:Tyle że ty nie udawałeś tygrysa.
V:Ale było zabawnie.Musisz to przyznać.
C:Tak jak dla kogo...a więc czemu chciałeś żebym przyszła?

~~~~Vendaval~~~~
V: Bo jesteś jedyną osobą jaką znam w tym stadzie.
C: Oj przesadzasz.
V: Nie prawda. Tylko ty mnie lubisz.
C: Jak na razie tylko ja Cię znam na tyle, żeby Cię lubić.
V: No widzisz.
C: Hehe. A gdzie wczoraj byłeś, bo jak przyszłam wieczorem to nie mogłam Cię znaleźć.
V: Byłaś u mnie wieczorem?
C: Tak, chciałam coś się zapytać.
V: Aha. A co?
C: A teraz to już nie ważne. Trzeba było wczoraj być.
V: Aha, no dobrze.
C: To gdzie byłeś?
V: Ymm... spałem.
C: Jak spałeś? Czy ty słuchasz co mówię!
V: No tak! Spałem, ale nie u siebie.
C: A u kogo?
V: U Rixatusa.
C: Tak jasne! On Cię nie lubi, sam mi to mówiłeś. No i jak mogłeś spać jak znaleźli Cię rannego?
V: Pewnie jestem lunatykiem.

~~~~Cassie~~~~
C:Nie kłam.
V:Nie kłamię.
C:Słuchaj naprawdę wierzysz że uwierzę w to że jesteś lunatykiem?
V:No a czemu nie mógłbym być?
C:Ven,jak nie chcesz to nie mów,ale nie dziw się że tak mało koni znasz.
V:Co masz na myśli?
C:No wiesz nie jesteś szczery i nie ufasz innym.
V:Skąd wiesz?
C:No wiesz nie chce mi powiedzieć prawdy...
V:Musisz to tak drążyć?
C:Widać muszę.
V:Ale ty jesteś uparta.
C:Ja uparta?Ja po prostu martwię się o Ciebie.
V:Martwisz?O mnie?
C:A co w tym dziwnego?
V:Nic...
C:Nie pochlebiaj sobie martwię się o każdego kogo znam.
V:A już myślałem,że jestem wyjątkowy.
C:Widać,że już się lepiej czujesz.
V:A mogłabyś poprosić Hunter'a żeby mnie wypuścił?
C:Nie.
V:Czemu?
C:Skoro powiedział że musisz zostać to znaczy że musisz,on jest medykiem i wie lepiej.
V:Nie no ty też?
C:Wiesz na swój sposób mszczę się.

~~~~Vendaval~~~~
V: Mścisz?
C: Tak.
V: A niby jak?
C: Jeszcze zobaczysz.
V: Pfy! No weź idź go poproś.
C: Nie!
V: No proszę!
C: Masz tu leżeć i już.
V: No weź! Tydzień to tak długo.
C: Cóż nie moja wina.
V: No moja tym bardziej!
C: Ta. A kto sobie rozbił łeb o kamień?
V: To nie byłem ja!
C: A kto?
V: Testral!
C: Słucham?
V: Ups....
C: Jaki testral?
V: Powiedziałem testral? Miałem na myśli wilk!
C: Już się nie wykręcisz! Gadaj!
V: Ładny dzisiaj mamy dzień, nie?
C: Ven!
V: Tak, kochanie?
C: Gadaj o co tutaj chodzi!
V: A gdybym to ja wiedział.
C: Powiedz mi!
V: Co mam Ci powiedzieć?
C: Jaki testral?
V: No normalny.
C: Ven!!! -krzyknęła tak głośno, że przybiegł Hunter.
H: Co się stało?
V: Ależ nic. Wypuścisz mnie?
H: Nie! Ile razy mam powtarzać, że nie!
V: No proszę!
H: Vendaval to poważne rany, mógłbyś trochę spoważnieć.
V: Oj a co mi się może stać?

~~~~Hunter~~~~

KLIK

Bella- Nowe moce i wygląd

Znudził mi się już mój wygląd. Chciałam go zmienić, więc poszłam do Kasjopei.
B: Hej, Kasja
K: Cześć, co chciałaś?
B: Masz może jeszcze Diamentowy Pył?
K: Chyba tak... - powiedziała i gdzieś poszła. Po chwili wróciła z buteleczką. Podziękowałam i poszłam nad jezioro.
Wypiłam duszkiem ohydną zawartość buteleczki i odczekałam chwilę. Po jakiś 5 minutach spojrzałam w wodę. Wyglądałam całkowicie inaczej!
Od razu pobiegłam do Arsy, żeby się jej pochwalić. Czemu ja nadal zachowuję się jak źrebak? Ehh... No cóż, trudno...
Gdy szłam w stronę jej groty, poczułam wściekłość. Sama nie wiem czemu, przecież byłam taka szczęśliwa!
Spojrzałam na pobliskie drzewo, a to stanęło w płomieniach. Krzyknęłam, przerażona. Chciałam je jakoś ugasić, ale rzuciłam kulami ognia w nie.
Przerażona, pobiegłam do Arsy i zaciągnęłam ją do palącego się drzewa.
~~~~Arsabell~~~~(24.05)
A: Kochanie coś ty zrobiła ze swoją śliczną maścią .!
B: Zmieniłam sie mamusiu .. Nie chciałam być taka jaka byłam przed tem .
A: Ale w tedy byłaś ładniejsza niż teraz ..
B: Nie podoba ci się ?
A: Podoba , ale to nie ty , to nie jesteś teraz Bellą tą śliczną Bellą
B: Mamo! Jestem nadal i zawsze ją będę
A: Wiem kochana córeczko . Naszej miłości nic nie przerwie kocham cię moja mała
B: Hah , mamo ale ja już nie jestem taka mała .. Też cię kocham najbardziej na świecie jesteś moją jedyna mamą!
A: Wiem , ale jak Magnum znajdzie partnerkę to będziesz miała inną mamusię

~~~~Bella~~~~
B: Wiem... - westchnęłam
Wtedy przypomniałam sobie o pożarze.
B: Mamo, musisz natychmiast gdzieś ze mną iść! - krzyknęłam
A: Gdzie ci tak śpieszno, kochanie?
B: Nie czas na wyjaśnienia, chodź! - zaciągnęłam ją do palącego drzewa.
A: Co tu się stało?! - krzyknęła, patrząc na drzewo.
B: Bo... Chciałam do ciebie pójść, żeby się pochwalić nową maścią i nagle ogarnęła mnie wściekłość, furia... Spojrzałam na to drzewo i w nie poleciała taka kula ognia... I się zapaliło... - mówiłam ze łzami w oczach
Bałam się spojrzeć na mamę, wiedząc, że jest na mnie wściekła. Jednak teraz liczyło się tylko to, aby drzewo nie podpaliło innego, a tamto innego, aż doprowadziłoby do podpalenia lasu. Karą mogłam się przejmować później...

~~~~Arsabell~~~~
KLIK

Nilsa- Wyprawa, ciąża i co jeszcze?

Od kiedy wygnano Delgada ze stada nie mogę znaleźć sobie miejsca.Dużo myślę o tym co się między nami wydarzyło i ze wcale tak długo ze sobą nie byliśmy. Pomyślałam że morze jak pójdę do Sulfusa to on coś na to poradzi.Wyruszyłam z samego ranka.Na początku galopowałam potem kłusowałam a na końcu nie miałam już tyle siły więc szłam wolnym krokiem.Wiedziałam gdzie mogę go znaleźć więc szłam prosto tam.
~~~~
N: Sulfus!!!!Jesteś w tym lesie!!! - krzyknęłam dla zabawy.Echo odpowiedziało mi tym samym kilka razy.Ale karka jak nie było tak nie było.Stanęłam i zaczęłam się rozglądać.Nigdzie go nie było.
N: No cóż pójdę dalej. - mówiłam sama do siebie. - To już chyba choroba że mówię sama do siebie.
Ruszyłam w stronę stada teraz Wedela.Jak zwykle było w tym samym miejscu.I znów klacze jadły z przodu, a z tyłu walczyły ogiery.Wedel natomiast stał na skale przywódców i trzymał cichą straż nad tym stadem.No i mama też pasła się wreszcie z klaczami.Wszystko pięknie tylko gdzie jest ten obibok.Podeszłam do jakiejś klaczy stojącej na skraju łąki.
N: Przepraszam.
(Klacz): Tka?
N: Jestem Nilsa.Siostra Wedela.
(Klacz): Miło mi ja jestem Malli.
N: Ładnie.Mam pytanie.Czy widziałaś morze tu gdzieś ogiera imieniem Sulfus?
M: Nie.Dzisiaj nie.Ale morze być w ,,Lesie Wiecznej Zimy". Często tam chodzi w czasie zimy. Nie wiem czemu bo i tak jest zimno.
N: Oo...Dziękuję ci.To cześć!
M: Pa.
N: Miła ta klacz.
Pogalopowałam do tego lasu, stanęłam na skraju i zaniemówiłam. Był piękny, cały biały. Po środku ścieżki zobaczyłam ślady końskich kopyt.
N: Mam cię Sul.Ku nitce do kłębka.Haha...
W głębi białego świata dostrzegłam coś dziwnego. Stało w miejscu gdzie dziwnym cudem nie było śniegu.To wyglądało jak jakaś maszyna stworzona przez ludzi. Tylko jak dostała się aż tu.
N: Podejdę i obejrzę to z bliska.
~~~~

KLIK

Elekta- Wyprawa

E.Cześć córeczki co chcecie na urodziny?
Cel i Cas.Safily lub ine kamycky.
E.Dobrze to za niedługo wrócę.
Cel.Gdie iddies?
E.Tajemnica.
Pogalopowałam do naszego domu, żeby spakować potrzebne rzeczy i pożegnać się ze Serafinem.
E.Cześć kotku idę po prezent na urodziny dziewczynek.
S.Dobrze kiedy wrócisz?
E.Za niedługo.
Pocałowałam ogiera w policzek.Zaczęłam się pakować wzięłam jedzenie i inne potrzebne rzeczy.Wyruszyłam w drogę na początek poszłam przez Moczary lecz tam nie znalazłam jaskini z szafirami.Więc ruszyłam w dalszą drogę.Poszłam do jaskini daleko za Moczarami gdzie mieszkała znana mi papuga.Tam zjadłam obiad i przenocowałam.
~~~~
Rano wstałam i pożegnałam się Ninfą(Papuga z obrazka).Ruszyłam w stronę fioletowego lasu.Nie spotkałam tam nikogo więc poszłam dalej.Nie było żywej duszy nawet jak wyszłam z las no i nawet i dobrze bo nic mnie nie zaatakowało. Poszłam dalej ale nie było żadnej jaskini z szafirami ani innymi kamieniami.Szłam dalej,dalej i dalej ale nie było nic.Weszłam na jakąś dziwną łąkę żeby zjeść śniadanie.Wtedy spotkałam myszkę polną.
M.Kim jesteś koniku?
E.Elekta ,a ty maluszku?
M.Jestem myszką bez imienia.
E.Aha.
M.Co tu robisz sama?
E.Szukam szafirów dla moich córeczek na urodziny.
M.Aha ,a mogę poszukać ich z tobą?
E.Jasne wskakuj na grzbied!
M.Jesteś za duża!
E.Już!
Położyłam się ,żeby myszka mogła w skoczyć.Poszłyśmy prosto przed siebie.
~~~~
Weszłyśmy do lasu.Drzewa miały kolor niebieski ,a na jego końcu raziło światło.Pogalopowałam w stronę światła i trefiłam do jaskini szafirów.
E.W końcu!
M.Ja po nie pójdę!
E.Dobrze myszko.
Myszka poszła w stronę drogich kamieni.Po kilku minutach myszka miała pełne łapki błyszczących jak słońce kamieni.
E.Dziękuje Ci myszko!
M.Proszę!
Myszka schowała kamyki do torby i zaczęłam cwałować.Po godzinach galopu wieczorem byłam w stadzie z moją przyjaciółką myszką.Policzyłam kamienie było ich 16 ,a ,późnej poszłyśmy do Arsabell.
E.Witaj Arsa!
A.Witaj Ela!Wróciłaś!Pokażesz co masz dla klaczy?
E.Tak.
Myszka wyjęła z torby oszlifowane przez nią kamienie.
E.Podobają się?
~~~~Arsabell~~~~
KLIK

Serafin- Tatitto

Poszedłem się przejść. Ale nie po stadzie. Gdzieś dalej. Po galopowałem aż nad moczary. Zastanawiałem się czy to jest dobry pomysł ale umysł mówił mi -nikomu nie zaszkodzi-. Więc przeszedłem przez nie. Nagle usłyszałem dziwne odgłosy kroków. Nie zastanawiałem się tylko po galopowałem dalej. Zobaczyłem konia. Podszedł do mnie i zapytał.
T: Kim jesteś ?
S: A ty?
T: Tatitto.
S: Serafin.
T: Uciekaj. Nie niszcz sobie życia! Ja jestem bestią!
S: Co? Przecież jesteś tylko koniem.
T: Nie! Ja jestem bestią!
S: yyy?
T: Uciekaj!
Koń powtarzał ciągle tylko że mam uciekać. Nie miałem ochoty go słuchać więc powoli odszedłem. Jego głos ucichł. A on jakby wyparował. Znowu się pojawił przede mną.
T: Ty nic nie rozumiesz!
S: Co mam niby rozumieć ?!
T: Wracaj do stada.
Koniowi poleciały łzy po chrapach więc zapytałem.
S: Co się stało?
T: Nic, nic!
S: Coś ci dolega..
T: Nie! Nic mi nie dolega wszystko jest cacy.. Bardzo -powiedział cicho i smętnie
S: Dobrze.
T: Poczekaj!
Odwróciłem się.
T: Czy zabierzesz mojego syna ze sobą ?
S: Twojego syna?
T: Bo ja go zabije!
S: CO?!
T: Ja w pełnię zamieniam się w bestię i zabijam wszystko co spotkam.
S: Ale ja go nie mogę zabrać..
T: Proszę..
S: No dobrze..
T:Poczekaj tutaj tylko się z nim pożegnam.. Latto!
L: Tak tatusiu ?
T: Pójdziesz z tym panem, dobrze?
L: Nie! Ja chcę zostać! Tatusiu..
T: Latto..
S: Mogę się wtrącić?
T: Tak?
S: Dlaczego co pełnię zamieniasz się w bestię?
T: Rzucili na mnie zaklęcie.
S: Kto?
T: Zła Tebutti.
S: Dlaczego i w ogóle kto to jest ta Tebutti?
T: Och.. Kiedyś przez przypadek wszedłem na jej teren do którego nikt nie wchodzi tylko ona. Tebutti to najpiękniejsza pegazka jaką spotkałem. Prawie się w niej zakochałem ale kiedy poznałem jaka jest..
S: Może zamiast odbierać Ci Latto. To chodźmy do mojego stada może zdejmą Ci urok.
T: Nie.. Nie chcę wam zabierać czas.
S: Nalegam. - uśmiechnąłem się
T: No dobrze. Ale Latto może iść ze mną?
S: Tak. Chodźmy.
L: Tatusiu a gdzie idziemy?
T: Do stada Serafina.
L: Na prawdę?!
T: Tak.
Przeszliśmy przez moczary aż do stada.
~~~~
Pierwsze co zrobiłem to zaprowadziłem Tatitto do Kasji. A Latto przebywał z innymi źrebakami.
T: To dobry pomysł?
S: Tak. To już tutaj.
Wszedłem z Tatitto do groty. Kasja lekko się zdziwiła. Nie dziwiłem się jej -zobaczyć obcego ogiera w przejściu-.
K: Serafin co to za ogier?
S: Tatitto. Słuchaj musisz mu pomóc.
K: W czym?
S: Rzucili na niego zaklęcie i teraz co pełnię zamienia się w bestię. A on tego nie chce.
K: Ale ja nie mam składników na eliksir.. Podam wam jakie składniki są mi potrzebne a wy najwyżej ich poszukacie.
S: Okey .
Kasja dała nam listę składników. My pognaliśmy poszukać pierwszego.
T: Jaki jest pierwszy?
S: Turkusowe zioła.. Skąd my je wytrzaśniemy?!
T: Wiesz.. Ja cię nie zmuszam więc jeśli nie chcesz mi pomóc to zrozumiem to. - ogier posmutniał
S: Ja chcę ci pomóc - uśmiechnąłem się szeroko - ale wiesz te dziwaczne składniki są nam na prawdę potrzebne.
T: Rozumiem, tylko jaki teren przeszukamy najpierw?
S: Nie wiem. Może hmm.. chodź tam.
I pobiegliśmy do dziwnego nie znanego lasu. Tam rosły turkusowe zioła. Zebraliśmy kępkę i od razu zajrzeliśmy na listę.
S: Dobra zioła mamy teraz Kwiat Galiosa .
T: Jak wygląda?
S: Hmm.. Kasja mówiła że jest biało-czerwony z zielonym środkiem.
Szukaliśmy i szukaliśmy na końcu nieznanego lasu je zauważyliśmy.
S: Tatitto nie.
T: Dlaczego? No je zrywam, nie?
S: Kasja mówiła że trzeba je zerwać od dołu bo inaczej wypłynie zatruty płyn który nas zabije.
Powoli zerwałem kwiat.
~~~~
KLIK

Arsabell - Ciąża z Rixem

Rano wstała zobaczyłam że Rix leży koło mnie , nic nie pamiętałam tamtejszej nocy .. Wstałam ogarnełam się i obudziłam Rixa :
A: Rixuuś wstawaj.
R: Co co jest?
A: Chyba zaspaliśmy- Klacz powiedziała stojąc nad ogierem
R: Arsuś przesadzasz..
A: Wstawaj !! - klacz krzykneła
R: Już już .- ogier wstał
Arsabell Usiadła :
R: Co ci jest!?
A: Brzuch Boli ..
R: Idzemy do medyków .
A: Okey
Rixatus podniósł Arsabell i galopem zaprowadził do medyków:
R: Lusia !!
L: Tak ?
R: Arsabell Boli brzuch.
L: Połóż ją na łóżku .
R: Dobra
Rixatus położył Arse na stole , po czym  lusia kazała mu wyjść ..
L: Rixatus wyjdź
R: Nie !!
L: Musisz wyyjść !
A: Proszę kochanie !
R: Robię to tylko dla Arsabell!
Po czym ogier wyszedł . Lusia zrobiła mi te wszystkie badania po 1 godzinie Lusia powiedziała :
L: Mam dobrą wiadomość
A: Mów !
L: JESTEŚ W CIĄŻY!
A: Ale jak to !?
L: Po polsku , tylko że z Rixem
A: Aha.. Jest !!- klacz się ucieszyła
L: Ok idź do domu.
A: Pa i dzięki !
Wyszłam z Gorty tam czekał na mnie Rixatus :
R: I co !?
A: Jestem z tobą w ciąży!

~~~~Rixatus~~~~
R: Że słucham?
A: Jestem w ciąży!
R: I to jest powód do radości?
A: No tak! Nie cieszysz się?
R: Nie, no cieszę.
A: Jakoś na to nie wygląda.
R: No wiesz, nie za bardzo lubię dzieci.
A: Oj Rix! Ale to nasze dziecko!
R: Wiem, kochanie.
A: Powinieneś się z tego cieszyć!
R: No dobrze, cieszę się.
A: No co tobie jest?
R: Ależ nic.
A: No przecież widzę.
R: Oj nic mi nie jest! Naprawdę!
A: No dobrze, tylko nie krzycz.
R: Heh, idziemy coś zjeść?
A: Oczywiście.
I powoli poszliśmy na łąkę.

wtorek, 21 maja 2013

Vanessa-Pełnia

Czekałam niecierpliwie na noc. Naprawdę, przeszkadzało mi to słońce... Ale cóż... To moja wina, to ja chciałam wyruszyć na wyprawę, to ja przyszłam na ofertę Onurixa, nie wiedząc jakie będą tego skutki...
Kiedy Tenebris dała mi znać, że pojawił się księżyc, poprosiłam Magnuma (który zawsze w czasie dnia był przy mnie - mój drugi przewodnik ^^ ) o zdjęcie przepaski. Od razu to zrobił, a ja bez słowa ruszyłam z kopyta. Musiałam się wybiegać, napatrzeć, zanim to głupie słońce się pojawi.
Jednak gdy leżałam nad jeziorem i spojrzałam w wodę... Nie ujrzałam siebie... Znów byłam testralem!
Zerwałam się na nogi i pobiegłam do Kasji. Niestety nic o tym nie wiedziała. Byłam tak przestraszona... Znów tym ohydnym potworem?!
Pobiegłam do Magnuma. Przestraszył się na mój widok, jednak Tenebris to nie przeszkadzało i wskoczyła mi na kark.
M: Co to ma być?! Przecież zostałaś odczarowana!
V: Wiem! I nie mam zielonego pojęcia od czego to!
Ogier spojrzał na księżyc. Zrobiłam to samo.
Księżyc był okrągły, jakby narysowany cyrklem.
M: No to już wiesz... - westchnął
Czyli to przez pełnię... No trudno... Poszłam do lasu w towarzystwie Tenebris. Byłam przygnębiona, ale ona próbowała mnie pocieszyć. Położyłam się na jakiejś polance w lesie i myślałam... Myślałam...

~~~~Vendaval~~~~
Dzisiaj pełnia, eh. A to oznacza tylko jedno. Kiedy wszedł księżyc musiałem schować się przed resztą stada, przecież nie mogli wiedzieć, że jestem pumą. Kasjopea kazała mi iść na badania do medyków. Pójdę tam jak księżyc się schowa. Ciekawe po co jej te badania? Dobra, mniejsza z tym. Najważniejsze, że może mnie odczaruje! Kiedy w końcu wszystkie konie poszły spać, wyszedłem ze swojej kryjówki i chodziłem po lesie. Zobaczyłem coś okropnego! Czy to nie jest czasem testral ? Myślałem, że one żyją w Zakazanym Lesie, więc co ten tutaj robi? Chciałem podejść i się zapytać, ale przecież to coś mogłoby mnie zabić. Chciałem wracać do siebie, lecz zamyśliłem się i uderzyłem w drzewo, robiąc przy tym trochę szumu. Tajemnicze zwierze odezwało się:
V: Kim jesteś! -powiedziała na oślep. Byłem czarny jak węgiel ale czemu mnie nie zauważyła? Przecież miała dobry wzrok?
V: Wychodź kiciu! Natychmiast! -eh, czyli jednak mnie zauważyła.
Ve: Nie rób mi krzywdy, już idę!
V: Czekaj! Wydajesz mi się jakiś dziwny.
Ve: Ja? A kto tutaj przypomina martwe zwierze!
V: Aleś zabawny! To wcale nie jest śmieszne!
Ve: Wcale?
V: Nie moja wina, że tak wyglądam!
Ve: Co?
V: No dobra, moja! Ale co ja na to poradzę. -powiedziała smutnym głosem.
Ve: Czekaj, czekaj! Bo nie rozumiem.
V: A co tu jest do rozumienia.
Ve: Na przykład to czemu nie jesteś w Zakazanym Lesie?
V: A czemu miałabym tam być?
Ve: Skąd ty się wzięłaś!
V: Ja? Chyba raczej co pumcia robi tutaj?
Ve: Ja zadałem pierwszy pytanie! Więc czemu nie jesteś w swoim lesie?
V: Ależ to jest mój las.
Ve: Nie prawda! To jest las Arsabell i jej stada!
V: Czekaj! Skąd ty znasz Arsabell!
Ve: Co? Ty też ją znasz?
V: To jest nasza alfa.
Ve: Wasza? Teraz to już totalnie nic nie rozumiem!
V: Nie musisz nic rozumieć! Czemu w ogóle ja z tobą gadam! Wynoś się, albo Cię zabije!
Ve: Czemu mam się wynosić?
V: Lepiej żebyś trzymał się z daleka od mojego stada!
Ve: A co jeśli to jest też moje stado!
V: Co?! Przecież widzę, żeś kot. Mnie nie nabierzesz!
Ve: A ja widzę, żeś testral! Wracaj do swojego lasu!

~~~~Vanessa~~~~(22.05)
V: Bo co mi zrobisz, kotku? - warknęłam
Ve: Idź to swojego lasu!
V: Jestem w nim! - krzyknęłam. Byłam naprawdę wściekła. Co ten zapchlony kocur sobie myśli?!
V: I mi nie rozkazuj! Jestem na terenach mojego stada!
Ve: Wcale, że nie!
Nie wytrzymałam. Zaryłam kopytem ziemię, warknęłam (coś w tym stylu), a z moich nozdrzy ulotniła się para. Kot warknął również, lecz ja byłam potężniejsza. Bo czy ktoś pokona króla zwierząt - testrala? Wątpię.
I się zaczęło. Zaatakowałam kota, chociaż ten wskoczył mi na kark i wbił pazury. Jak przy walce z gryfem niewiele mu to pomogło, a nawet wcale. Zaczęłam wierzgać i zrzuciłam go z siebie. Poleciał na lodzie, a łeb rozbił o jakiś kamień. Sama odeszłam dalej, w głąb lasu, gdzie chciałam przeczekać pełnię.
Jednak przypomniałam sobie, że gdy słońce wstanie, znów będę sobą - ślepą klaczą. Postanowiłam wrócić do groty Magnuma, by poprosić go o nałożenie opaski, gdy tylko wstanie to ohydne słońce.

Cassie-Mała wpadka

Trzeba coś porobić,bo zaraz umrę z nudów-szłam w stronę wodospadu z opuszczoną głową.Już nawet wpadam w paranoję gadam sama ze sobą-doszłam do wodospadu i przez przypadek na kogoś wpadłam wrzucając go do wody.
C:O jej przepraszam nie zauważyłam Cię.
V:Wiesz nic się nie stało i tak miałem zamiar popływać.
C:Ven?Miło Cię znowu widzieć.
V:Wiem.
C:Wiesz ja już chyba nie żałuje że Cię wrzuciłam.
V:A więc to nie był wypadek?
C:Był tyko zaczynam się z niego cieszyć.
V:Uważaj,bo się zemszczę.
C:Zemścisz?A niby jak?-udawałam zdziwienie.
V:Mam swoje sposoby złotko,oj mam.
C:Czy ty aby się nie zapominasz?
V:Ja ależ skąd-ogier wyszedł z wody i wytrzepał całą wodę na mnie.
C:Możesz uważać?-oburzyłam się otrzepując sierść.
V:To ty tam stoisz?Jak mi przykro nie chciałem.
C:Ale z Ciebie....
V:Słucham?Nic nie słyszałem-wszedł mi w słowo.
C:Nie ważne-przewróciłam oczami i podeszłam do wody.

~~~~Vendaval~~~~
Skoro ona mnie wrzuciła, to ja ją również.
C: Ej!
V: No co?
C: No przecież Cię przeprosiłam.
V: Jakoś to mi nie wystarczyło.
C: Ale jesteś! -udawała obrażoną.
V: Tak, taki jestem. -zaśmiał się
C: Pfy!
V: Oj no dobra. -pomógł jej wstać, lecz klacz pociągnęła go za sobą.
V: No wiesz co!
C: Haha, wiem! -zaczęła go chlapać.
V: Przestań, przestań!
C: Bo?
V: Wiesz, że mam taką fajną magię. Nie?
C: Dobra! Przestaje!
V: Haha! Wiedziałem!
C: Pfy! -chlapnęła go znowu.
V: A ty jakie masz moce? Czy już pytałem? Bo nie pamiętam.

~~~~Cassie~~~~(22.05)
C:Tak już pytałeś.
V:A przypomnisz?
C:Nie to nie moja wina że masz sklerozę.
V:Ale jesteś miła
C:Wiem wszyscy mi to mówią.
V:Ale skromna...
C:Wiesz bo użyje swoich tajemnych mocy.
V:Na prawde?Zrobiłabyś mi coś?
C:Nie wiem możliwe.
V:Czyli trzeba uważać
C:No wiesz bo ja jestem taka straszne i wogule.
V:No aż mnie ciarki przechodzą.
C:Wiesz to był sarkazm.
V:Ale na serio jesteś przerażająca-uśmiechnął się potulnie.
C:Straszna to ja zaraz mogę być.
V:Chciałbym to kiedyś zobaczyć....ty jesteś taka miła.
C:Ja miła żartujesz prawda?Powiedz że żartujesz.
V:Nie żartuje.
C:Ech..co raz mniej cię lubię.
V:Jak możesz tak mówic?Mnie wszyscy lubią-oburzył się.
C:Na prawdę wszyscy?
V:No większość.
C:Mhm....Skoro zakończyliśmy wojnę na wrzucanie do wody to może gdzieś pójdziemy?
V:Mnie pasuje ale gdzie?
C:Ja pierwsza spytałam.
V:A ja odpowiedziałem na twoje pytanie i zadałem swoje.
C:Pff...na łąkę?-odparłam zirytowana.(C:Tak już pytałeś.
V:A przypomnisz?
C:Nie to nie moja wina że masz sklerozę.
V:Ale jesteś miła
C:Wiem wszyscy mi to mówią.
V:Ale skromna...
C:Wiesz bo użyje swoich tajemnych mocy.
V:Na prawde?Zrobiłabyś mi coś?
C:Nie wiem możliwe.
V:Czyli trzeba uważać
C:No wiesz bo ja jestem taka straszne i wogule.
V:No aż mnie ciarki przechodzą.
C:Wiesz to był sarkazm.
V:Ale na serio jesteś przerażająca-uśmiechnął się potulnie.
C:Straszna to ja zaraz mogę być.
V:Chciałbym to kiedyś zobaczyć....ty jesteś taka miła.
C:Ja miła żartujesz prawda?Powiedz że żartujesz.
V:Nie żartuje.
C:Ech..co raz mniej cię lubię.
V:Jak możesz tak mówic?Mnie wszyscy lubią-oburzył się.
C:Na prawdę wszyscy?
V:No większość.
C:Mhm....Skoro zakończyliśmy wojnę na wrzucanie do wody to może gdzieś pójdziemy?
V:Mnie pasuje ale gdzie?
C:Ja pierwsza spytałam.
V:A ja odpowiedziałem na twoje pytanie i zadałem swoje.
C:Pff...na łąkę?-odparłam zirytowana.

~~~~Vendaval~~~~
V: Na łąkę?
C: Czemu nie?
V: Bo tam jest dużo koni.
C: No i mi właśnie o to chodzi.
V: Co ty kombinujesz?
C: Ja? Nic.
V: A jednak coś!
C: Wcale, że nie!
V: Hmm, dobrze.
Poszliśmy na łąkę. Przez całą drogę milczeliśmy, więc zacząłem myśleć co ona może kombinować. Albo może zrobię jej kawał? Genialne! Tylko pewnie się obrazi jak się obudzi. Ale co tam! Będzie śmiesznie!
V: Cassie?
C: Czego?
V: Jesteś piękna.
C: Co? -zatrzymała się i spojrzała mi w oczy. Właśnie o to mi chodziło! Wtedy ją zahipnotyzowałem.
V: Słuchaj uważnie.
C: Tak.
V: Jesteś teraz tygrysem, głodnym tygrysem. Jak dojdziemy na łąkę zaczniesz polować na konie. Rozumiesz?
C: Tak, rozumiem.
V: Jeśli powiem słowo "trawa" obudzisz się i będziesz sobą.
C: Tak.
V: No to chodźmy na łąkę!
Kiedy w końcu dotarliśmy na miejsce, Cassie zaczęła biegać za innymi końmi i dziwnie ryczeć. Myślałem, że nie wyrobię ze śmiechu. Ale to jeszcze nie był koniec. W końcu udało jej się złapać jakiegoś konia i ugryzła go w zad. Od razu do nich poleciałem, żeby czasem go nie zagryzła.
V: Trawa!
C: Co się stało? O jesteśmy już na łące.
N: Ała! Czemu mnie ugryzłaś?
C: Co?
V: Haha!
C: Ven? Coś ty mi zrobił?
V: Hahaha! Nic!
C: Jasne! Gadaj!
N: Halo? Ja tutaj jestem! Czemu mnie ugryzłaś! A w ogóle to kim wy jesteście?
V: Jestem Vendaval a to jest Cassie, której zrobiłem taki żarcik.
C: Słucham! -powiedziała wkurzona.
V: Myślała, że jest tygrysem, ale nie wiedziałem, że zacznie was gryźć. -śmiał się.

~~~~Nilsa~~~~
N: Ach...Tak? - klacz zaczęła dziwnie kombinować.
V: Co ty knujesz?
N: Ja coś knuć?To ty mnie nie znasz ja nie robię kawałów. - przysunęłam się do ogiera mówiąc - Popatrz mi w oczy.
V: Haha...ja mam hipnozę i mi nic nie zrobisz. - odsunął głowę ode mnie.
N: Co nie ja nie mam hipnozy.Chcę zobaczyć tylko twoje piękne oczy.
Przysunął niepewnie łeb do mnie.<Mam okazję oduczyć go żartów raz na zawsze> pomyślałam i strzeliłam mu w oczu piorunem.Upadł na ziemię spanikowany.
V: Co się dzieje?Nic nie widzę!!!
C: Co mu zrobiłaś diablico?
N: Wzrok wróci ci za kilka minut.A ty młoda klaczko uważaj co mówisz do wojowniczki.

Morfix- Moje moce

Siedziałam sobie w mojej jaskinie..Nie miałam nic do roboty, więc postanowiłam że pójdę sobie na sapcer. Tak zrobiłam..Ruszyłam w stronę jeziora, obok mnie, przeszedł nagle jakiś ogier.
'Hmm..Jej jeszcze nie znam, może zagadam?Nie..Później, teraz nie mam czasu..'
Usłyszałam jakiś głos.
M:Mówiłeś coś?- zapytałam i odwróciłam się w stronę ogiera.
(Ogier):Em..Nie nic..
'Nie..Lepiej nie..Ona jest jakaś dziwna..'
Znowu usłyszałam ten sam głos!No o co chodzi..Chyba że..Chyba odkryłam jedną ze swoich mocy..Czytanie w myślach!Odlot!^,^.
Hmm..Ale powinnam mieć jeszcze jedną..Tylko jaką?
Próbowałam już dużo mocy, ale niestety to nie były one..
M:A może..Hmm..Latanie?- powiedziałam sama do siebie.-Można spróbować..Najwyżej się połamię.- powiedziałam cicho, po czym ruszyłam w stronę jakiegoś pagórka.
Skoczyłam..Tk miałam rację..Moja druga moc to latanie!Jeej!Nie połamałam się!

Auring- Gdzie ja jestem?

Gdy się obudziłam jakiś ptak krążył nad moją głową. Zaczęłam nią potrząsać ale ptak nadal nie dawał mi spokoju. Potem wybiegłam z groty, ale ptak był tak uparty że nie spuszczał ze mnie oka. Pod galopował do mnie Serafin. Pomyślałam "Ohh .. Znów da mi spore kazanie".
S: Aur co ty wyczyniasz? Oszalałaś do reszty?
A: Nie tylko ten ptak idiota nie chcę mnie zostawić.
S: Wow.. Masz fana. - uśmiechnął się szeroko
A: O bardzo śmieszne! A teraz pomóż mi go wygonić.
S: Ok. Już.
A: Dzięki. Idziesz ze mną nad wodospad.
S: Lepiej tam nie idź.
A: Yyy.. Dlaczego? W końcu to wodospad, nie?
S: Tam są czarne pegazy z pegaziego rodu.
A: I co z tego?
S: No i to z tego że mogą cię zabić!
A: Oj Serafin ktoś tu zjadł za dużo trawy przed snem. - zaśmiałam się
S: Nie! Słuchaj mnie bo jestem twoim starszym bratem! Wiem co mówię bo jestem w tym stadzie dłużej.
A: Idę i tak ! A ty nie wciskaj mi kitu. Ja się nie boje tych "czarnych pegazów". Na razie !
S: Auring!
Nie posłuchałam swojego brata. Ja zawsze robię po swojemu i nie chcę być pouczana. Po galopowałam nad wodospad tam były czarne pegazy. Przeszłam obok nich nie zwracając na nich uwagi. Jeden kopnął mnie w zad gdzie miałam ranę. Wpadłam do wody. Za czeli się ze mnie głośno śmiać.
A: Chcecie zbierać swoje zęby z ziemi?! Bo jak ja was kopnę dolecicie z tond aż do ameryki!
(Pegaz): Bo się boję!
A: Zaraz się będziesz bać!
(Pegaz 2): Bo co nam zrobisz ?
A: Sami się dowiecie na glebie!
Pegazy zaczęły się śmiać. Postanowiłam nie zwracać na nich uwagi. Napiłam się a potem pobiegłam do stada ale jeden z pegazów zatarasował mi drogę.
A: Posuń się!
(Pegaz 3): Nie.
Kopnęłam go z całej siły ale on niczego nie poczuł.
(Pegaz 3): Ja mogę mieć wszystkie klacze ! Nawet ciebie. Więc jak mówię zostań to masz nigdzie nie iść, rozumiesz?!
Pegazy gdzieś mnie zabrały. Próbowałam uciec ale na marne. Gdzie dotarłam były prawie same ogiery. Bardzo mało klaczy. Przywiązali mi na szyję sznurek i prowadzili mnie. Ja skłoniłam głowę i się nie odzywałam. Po raz pierwszy moja siła zawiodła..

~~~~
W myślach uznałam że nie będę bezczynnie czekać aż mnie zabiją. Postanowiłam działać. Zaczęłam wierzgać. Kopać itp. Z trudem ponieważ sznur był bardzo ostry i miałam po nim ślady w postaci ran. Lała mi się krew nie wiedziałam co mam robić. Oddychałam głęboko. A jeden z pegazów podszedł do mnie.
Chaos: Kim jest ta klacz?!! - odpowiedział potężnie i groźnie.
(Pegaz): Szefie to klacz z tego kopytnego ciosu czy jakoś tak..
Chaos: Z kopytnego lasu głupcze! A ty klaczo kim że jesteś?
A: Po co ci to wiedzieć. - mruknęłam. A przy tym ogier coraz bardziej się denerwował.
Chaos: Ty wiesz z kim zadzierasz?!
A: Może mnie puścicie i każdy pójdzie w swoją stronę?! Bo ja nie mam zamiaru tutaj być!
Chaos: To ode mnie zależy kiedy z tond pójdziesz! Jak mi tak dalej pyskować będziesz to cię zabije!
A: Pff..
Chaos: Zabierzcie ją do lochu!
A: Nie! Zabierajcie kopyta ode mnie!
Pegazy zabrały mnie do ciemnej groty zwanej loch gdzie nie posłuszne konie odbywały karę. Spojrzałam przez kraty. Ze smutkiem zastanawiałam się co robi w tej chwili moje stado.. Robi się ciemno może mnie szukają a może się cieszą że mnie nie ma.. Miałam żal do siebie że nie posłuchałam Serafina.
**tymczasem w stadzie**
S: Elu wież może gdzie jest Auring?
E: Nie, nie widziałam jej od rana.
S: Aha.. Bo wiesz zniknęła. O nie!
E: Serafin co się stało?!
S: Przypomniało mi się że poszła nad wodospad gdzie były w tym czasie pegazy.
E: Co?! Nie zatrzymałeś jej?
S: Próbowałem ale ona jest tak uparta.. I nie dała się zatrzymać. Lecę do Arsy.
Ogier pognał do Arsy.
S: Arsa!
Ar.: Serafin co się stało?
S: Auring porwały pegazy!
Ar.: Ale przecież zostały pokonane.
S: Widocznie nie. Pomóżmy jej! Oni ją zabiją!
Ar.: Okey. Poczekaj zbiorę grupę. Poszukamy jej. Nie martw się.
Gdy Arsabell zebrała grupę pobiegli nad wodospad. Tam nikogo nie było.
Ar.: Jesteś pewny że poszła nad wodospad?
S: Tak. Porwali ją.
**u pegazów**
Nagle podszedł do mnie pegaz.
N: Auring?!
A: My się znamy?
N: Natifo. Nie pamiętasz mnie?
A: Aha! Pomożesz mi uciec z tego bagna?
N: Spróbuje ale jak dowie się szef to mnie zabije.
A: Pomóż.
N: No dobrze.
Ogier powoli otworzył drzwi od groty a ja z niej wyszłam.
N: Tylko cicho. Okey?
Kiwnęłam. A potem uciekłam. Udało mi się wydostać z Lasu Śmierci. Potem dotarłam do stada.
S: Aur?!
A: Tak ja.
S: Jak udało ci się uciec?
A: Długo by opowiadać. Jutro ci opowiem a teraz chodźmy spać bo jest późno.

poniedziałek, 20 maja 2013

Arsabell- Zmiana wyglądu i maści

Tak jestem z Rixem postanowiłam się dla niego zmienić .. Ale imienia nie zmieniam tylko maść i wygląd . Poszłam do Kasjopei po te dwa eliksiry
A: Kasjuuś
K: Tak ?
A: Mogę dwa eliksiry ?
K: Jakie ?
A: Te co zmieniają maść konia oraz wygląd.
K: Aha okey już idę .
Kasjopea poszła po te eliksiry szukała ich i szukała nagle przyszła z nimi w pysku :
K: Proszę
A: Dziękuję , ciekawe co powie na to Rixatus . Dobra idę nad wodospad
Pogalopowałam nad wodospad staneła i wypiłam te ochydne coś .. Nagle spojrzałam i zobaczyłam piękną Kasztanowatą Klacz .. Przecież to ja ! Nie mogę się doczekać co powie Rix ! Zaraz po wypiciu tego pogalopowałam do Rixa :
A: Rix ..
R: Kto ty !
A: To ja Arsabell
~~~~Rixatus~~~~
R: Kochanie?
A: Tak to ja!
R: Czemu zmieniłaś wygląd?
A: A co? Nie podobam Ci się?
R: Nie, nie to miałem na myśli.
A: A co?
R: Po prostu pytam, dlaczego?
A: Dlatego, że Cię kocham!
R: Ale nie musiałaś się zmieniać.
A: Nie podobam Ci się? -zaczęła płakać.
R: Ależ oczywiście, że mi się podobasz! Zawsze mi się podobałaś i zawsze będziesz!
A: Naprawdę?
R: Ależ oczywiście. Nie ważne ile razy zmienisz wygląd, dla mnie i tak będziesz najpiękniejsza na świecie. Rozpoznam Cię pośród wszystkich innych klaczy! Żadna nie ma tego cudownego blasku w oczach.
A: Kocham Cię! -klacz przytuliła się do ogiera.
R: Ja też Cię kocham skarbie! Jesteś tylko moja! Nie oddam Cię nikomu! 

~~~~Arsabell~~~~
A: Naprawdę !? - Klacz się zdziwiła
R: Tak na prawdę .
A: Kocham cię .
R: Ja ciebię też .
A: Przejdziemy się gdzieś ?
R: Może las miłości?
A: Heh , Jasne .
R: Altea i Typhon oraz Bella to twoje źrebaki?
A: I jeszcze Rossa Tak to wszystko moje i jeszcze Anabell
R: Masz 5 źrebaków ale tu Anabell nie ma ..
A: Tak .. Odeszła z stada w wieku 2 lat potem została zmuszona do bycia z jej ojcem De niro (Były mój) .
R: Współczuję tej małej . Ale Altea i Bella są piękne pewno po mamusi - Ogier się zaśmiał
A: Tak tylko że Bella ma maść Tornada a oczy moje
R: Zauważyłem a dla czego Altea jest w ciapki a ty nie
A: Jeszcze wcześniej byłam w ciapki więc.
R: Aha .
A: No . Ale wole o tym nie rozmawiać .
R: Jak sobie życzysz moja pani .
A: Hej , haha - Klacz zaśmiała się
Gdy szliśmy zauważyłam leżąca belle w słońcu :
A: Bella kochanie co się stało .
B: Nikt mnie nie lubi i nie chce się ze mną bawić . - Klacz sie rozpłakała
A: Ale Bell ty już jesteś dużą dziewczynką powinnaś teraz pracować nad mocami .
R: Właśnie Bell musisz mieć jakieś moce .
B: Ale .. ale .. a.. No dobrze .
A: Będzie wszystko okey a to że nie chcą się z tobą bawić to oni tracą nie ty .
B: No własnie , dzięki mamuś i dzięki Rix - młoda klacz przytuliła sie do nas i uciekła
R: Hah , jaki słodziak .
A: Tak a jak twoja dawna rodzina i związki partnerskie się powodziły ? jak nas jeszcze nie było .

~~~~Rixatus~~~~
R: A bardzo dobrze.
A: Opowiesz mi?
R: A co tu jest do opowiadania.
A: No jak dobrze, to chyba bardzo dużo.
R: Nie sądzę.
A: Oj proszę Rixuś.
R: No dobra.
A: Jupi!
R: Miałem każdą klacz i tyle. Zanim odszedłem od tamtego stada, miałem już może ze 30 źrebaków? Nic ciekawego.
A: Co! Jak to?
R: No normalnie.
A: Rixatus?
R: Tak?
A: Kochałeś je?
R: Nie.
A: To czemu z nimi byłeś?
R: Bo takie mieliśmy zasady.
A: Dziwne stado.
R: Zdarza się.
A: Ale mnie kochasz? Prawda?
R: Oczywiście! Jesteś moją pierwsza i ostatnią!
A: A tamte?
R: Czy ja je kochałem? Nie. Więc chyba znasz odpowiedź.

~~~~Arsabell~~~~
A: Tak znam odpowiedź .
R: No widzisz.
A: Tak , tak widzę - Klacz uśmiechneła
R: Hehe. -pocałował ją
A: Co cię tak śmieszy ?
R: A nic. Przy tobie jestem szczęśliwy
A: Jakie to słodkie , ja przy tobie tez.
R: Jesteś najpiękniejsza na świecie!
A: Dziękuję mój kochany
R: Idziemy do Lasu Miłości?
A: Jasne :d
Gdy doszliśmy do lasu miłości wtedy Rix zapytał się mnie :
R: Ładnie, tutaj prawda?
A: Bardzo
R: Może wejdziemy na ten lód?
A: Jasne
Wtedy Arsabell weszła na lód i się poślizgła i potkneła wtedy Rix powiedział :
R: Nic Ci nie jest kochanie? -pomógł wstać klaczy.
A: Nie nic .. Na szczęście - Klacz zrobiła dziwną minę
R: Co Cię tak zdziwiło?
A: Zobaczyłam przed swoimi oczami dziwnego słonia xd
R: Czy ty mówisz o mnie?
A: Tak - Klacz zaczeła się śmiać
R: Ale zabawne! - popchnał placz a ta znowu się poślizgnęła, wtedy ogier zaczął się śmiać.
A: Ałaa - Klacz zaczeła płakać
R: Ej, ej! Przepraszam Cię!
A: Nie nic się nie stało , teraz podnieś mnie a nie stój jak słup - Klacz chciała wstać ale nie mogła bo miała coś z noga
R: Coś się stało?
A: Noga mnie boli nie potrafię wstać ..
Rixatus podniósł klacz za pomocą mocy lewitacji.
R: Zaniosę Cię do Medyków, okey?
A: Nie , nie trzeba , będzie dobrze po prostu muszę odpocząć
R: Nie! Zabieram Cię do Medyków! - zabrał klacz i poszedł w stronę Leczniczej Groty
A: Eeej Rix prosze zostaw , będzie dobrze
R: Nie! Chyba powiedziałem, że Cię zabieram! Koniec i kropka
A: Ale Rix !!
R: Nie! Już jesteśmy na miejscu. Hunter! Lusia! -krzyknął i odstawił Arsabell na ziemię.
A: O nie ..
H: Co się stało?
R: Arsabell się coś stało w nogę.
A: Nic tylko potknełam się na lodzie .
R: Sprawdźcie jej nogę.
H: Dobrze.
Hunter kazał zabrać Arsę do groty, gdzie zbadał jej nogę.
A: Nie .. Ja nie chcę !
R: Kochanie! Uspokój się!
A: Ale ja na prawdę nie chce mi nic nie jest- Klacz zaczeła prychac
R: Jest! Uspokój się, albo wezmę Vendavala!
A: Nie dobra już będzie okey ale macie mnie z tąd wypuścić
R: Wypuszczą Cię jak zabandażują Ci nogę.
H: Arsabell uspokój się, to tylko zajmie 5 minut.
R: Widzisz kochanie! Uspokój się.
A: Dobra ale szybko
Gdy zabandażowali nogę Arsabell wtedy klacz wstała i podeszła do Rixa
R: Widzisz kochanie, nie było tak źle. -przytulił ją
A: Rix już chodź idzmy do lasu miłości
R: A nie chcesz odpocząć? Zabiorę Cię do groty.
A: Nie , tylko kuleję bo boli ale nic nie będzie
R: No to Cię podniosę i pójdziemy, okey?
A: Hah , dam radę - Klacz zaśmiała sie
R: OOO makarena!
A: Co ? - Klacz się zaśmiała
R: A nie nic. Chodźmy już - zaśmiał się.
A: Aha dobra ..
R: Chodźmy już do lasu -cały czas się śmiał
A: Okey
Gdy położyliśmy się zaczeło być magicznie ogier pocałował najpierw klacz w chrapy potem szedł coraz niżej aż doszedł do zadu wtedy zaszłam w ciążę z Rixem ..

Elekta- W Lesie Ciszy

Był cudowny dzień postanowiłam pójść na spacer do Lasu Ciszy.Więc jak postanowiłam tak i zrobiłam.Pogalopowałam w strone lasu lecz droge przerwał mi siwy pegaz.
E.Jak masz na imię?
A.Aurelia ,a ty?
E.Elekta.
A.Co tu robisz to mój las!
E.To las mojego stada!
A.Wcale ,że nie opowiedzieć Ci historię?
E.Z chęcią posłucham!
A.Grzeczniej!!
E.Dobra!
A.To zaczynam:
Pewnego razu kiedy wyleciałam z lasu przyszła gniada klacz z bandą źrebaków ,a później przyszła reszta stada od tego czasu ten las nazywał się Lasem Ciszy ale już tak nie będzie!
E.To byłam ja ze swoim synem i resztą źrebaków!
A.Ty jesteś siwa!
E.Wtedy byłam gniada ,a ten las należy do nas!
A.On jest mój!
Klacz kopneła mnie i walneła skrzydłami.Ja za to pobiegłam do Arsabell.Ledwo co galopując dotarłam do Arsy.
A.Co Ci jest?!
E.Nic ważnego są ważniejsze sprawy!!!
A.Jakie!
E.Pegaz Aurelia mówi ,że Las Ciczy jest jej.
A.Dobra idz do Elizy ,a ja zbiorę ekipę.
Poszłam do Elizy.Później dogalopowałam do Arsabell.Arseabll powiedziałą do Aureli:
~~~~Arsabell~~~~
A: Rix , Nero , Magnum , Altea , Dea , Iskra , Kornelia , i Daiquiri Chodźcie !
Poszliśmy do Lasu ciszy wtedy powiedziałam:
A: Jak się ta klacz nazywała :
Nagle pokazałam nam się ona Aurelia trochę przeraziłam się ale Kornelia też jest Pegazem nagle odezwała się :
Au: Co wy robicie na moim terenie!
A: Proszę spokojnie . Teraz ci to wytłumaczę
Au: Dobrze
R: Ale ty masz podejście - Rix szepnął do mnie
A: Tak znalazłam ten las i postanowiłam zamieszkać w nim razem ze stadem . To jest las ciszy dla źrebaków i ich opiekunów .. Możesz tu przylatywać ale spokojnie nie bić ani nic .
Au: Ale to jest moje !
A: Aurelia posłuchaj .. Rozumiem ale my byliśmy tu pierwsi .. wszyscy musimy być teraz Fair ..
Au: No ale gdzie ja mam teraz znaleść nowe miejsce ..?
A: Do ciebie pasowały by góry .
Au: Tak dzięki .!
A: Heh nie ma za co . Powodzenia
Au: Dziękuję .
Aurelia poleciała a my zaczeliśmy świętować zwycięstwo wtedy przytuliłam się do Rix'a bo spać mi się chciało . on powiedział : 

~~~~Rixatus~~~~
R: Yyy?
A: Jeśli ci przeszkadza to spoko poprostu jestem zmęczona i nie miałam się o kogo oprzeć.
R: To może pójdziemy do stada?
A: Jeszcze chwilkę tu jest fajnie . No chyba że nie chcesz abym się przytulała .. To wybacz jak najmocniej.
R: A spoko jak chcesz.
A: Dzięki - Klacz się zaśmiała i popatrzyła w jego piękne oczy.
R: Ta.
A: Masz bardzo piękne oczy Rix.
R: Dzięki. Fajnie wiedzieć.
A: Hah no weź wyluzuj.
R: A czy ja nie jestem wyluzowany?
A: Raczej nie , dobra chodź gdzieś bo nie wytrzymam - Klacz wstała.
R: Okey, odprowadzę Cię do twojej groty.
A: Okey to idziemy miśku. -klacz się zaśmiała
R: Ta, miśku. Czy ja wyglądam na jakiegoś grubego niedźwiedzia? -zaśmiał się
A: Hahahahaha nie. Tak se powiedziałam - odwzajemniła uśmiechem.
R: Bardzo śmieszne! To do jutra!
A: Ta papa - Klacz przytuliła na pożegnanie Rixa po czym odeszła.
Dziwna klacz, chyba lubi się przytulać. Dobra, nie ważne! Ale no nie powiem, ładna to jest. Hmm.... ciekawe. Jutro ją zaskoczę, ciekawe co powie. Haha! Dobra idę spać, jutro z nią pogadam. -ogier udał się nad wodospad i zasnął przy wielkim dębie.
~~~~
Następnego dnia.
Kiedy wstałem napiłem się wody, po chwili dołączyła do mnie Arsabell. Przynajmniej nie muszę już po nią iść.
R: Hej skarbie, jak tam?
A: Hejka Rix. - Klacz uśmiechnęła się
R: Co tam powiedz kwiatuszku?
A: Nic, nudziło mi się rano siedzę tutaj już od trzech godzin. Co u ciebie?
A: Pewno nie zauważyłeś mnie - Klacz opuściła głowę.
R: Co? To nie prawda!
A: Oj prawda, prawda. Wiele koni mnie nie zauważa.
R: No dobra, masz racje. W ramach przeprosin zapraszam Cię na śniadanie na Łące Miłości. -musiałem wiedzieć co odpowie na moje pytanie, a to miejsce było idealne.
A: Jasne!
R: No to chodźmy kwiatuszku.
Kiedy doszliśmy na Łąkę, klacz wyglądała na bardzo zadowoloną. Jedliśmy trawę w ciszy. Myślałem nad tym czy ją spytać o to, czy może jednak nie. W końcu ona powiedziała:
A: Rix, co tak milczysz? -klacz spojrzała w jego oczy.
R: A tak sobie, nie mogę?
A: Nie na okey możesz możesz nikt ci nie zabrania.
R: Słuchaj, mam takie pytanie. Ale się nie śmiej, okey?
A: Jasne pytaj śmiało!
R: Czy ty .. no ... zechciałabyś być moją partnerką? -kiedy spojrzałem w jej oczy, poczułem coś dziwnego co skłoniło mnie do zadania tego jakże dziwnego pytania. Nigdy tego nie robiłem, więc trochę to dla mnie trudne.

~~~~Arsabell~~~~
A: Rix , naprawdę , ty mnie .. no .. kochasz ? - Klacz zrobiła piękną ale dziwną minę
R: No jak widać, spodobałaś mi się.
A: To bardzo fajnie , ja cię kochałam od pierwszego wejżenia .
R: Zauważyłem.
A: Hah no dobra mogę być twoją partnerką
R: No to gites!
A: Nie wież jak się ciesze
R: Ależ wiem.
A: Tak . hmm jakie ja mam szczęście mieć takiego jak ty
R: A co z Torem?
A: Naprawdę chcesz wiedzieć ?
R: Nom chcę!
A: Na początku było w jak najlepszym nastroju potem on się całkowicie zmienił , był nie do wytrzymania , był okropny ale ja go kochałam ... Cały czas kasja bądź inne klacz a ja głęboko gdzieś ...
R: Haha! Mogłem się tego spodziewać!
A: Mam tylko jedną nadzieje .. Że ty nie będziesz taki . Jaki był Tornado
R: Ależ oczywiście, że nie. Skarbie. -pocałował klacz w chrapy
A: Pierwszy raz mnie pocałowałeś .. Kocham cie !!
R: Zdarza się. A takie pytanie Kto jest Betą
A: Gdzie idziemy , może lepiej powiedzieć Tornadowi że jesteśmy razem ? teraz ty jesteś betą.
R: Możemy, ale nie wiem czy to na pewno dobry pomysł. A jeśli rzuci na nas jakiś urok?
A: Pobłagam go , dla ukochanej zrobi wszystko
R: Ale teraz to moja ukochana a nie jego!
A: Tak ale no jak kocha bądź kochał to nie zrobi nam krzywdy ..
R: On jest duchem, nie ma uczuć.
A: Dobra nie ważne , chodź damy rade lepiej powiedzieć teraz niż on się sam dowie
R: No dobra.
Poszliśmy po Erisse i na cmentarz , Erissa zaczeła te swoje magiczne cośki po chwili zjawił się Tornado :
T: Witaj kochanie! A ty czego tutaj chcesz? -powiedział do ogiera.
A: Witaj , tor to dla ciebie może być przykre ale ty nie masz już uczuć .
T: Co ty mówisz! Arsabell?
A: Tak wszystko wiem , i muszę ci dla ciebie bardzo przykrą rzecz powiedzieć , Rix powiedz mu.- Klacz się przytuliła do Rixa
T: Co wy robicie!?
R: Toruś skarbie, jesteśmy razem.
T: Nie! Nie! Nie! Ja tego nie zniosę! Zaklinam Cię Rix!
R: Pfy, boję się.
T: Masz czego! -po czym duch znikł.
R: Ciekawe no nie?
A: Tak bardzo . Tornado jeśli mnie słyszysz to tylko ci powiem że powinneś się cieszyć że znalazłam kogoś jeśli mnie kochasz.
R: Dobra chodźmy.
A: Dobrze - Klacz opuściła głowę w duł , zaczeły jej się oczy świecić .
R: Nie płacz skarbie, teraz masz mnie i będziemy szczęśliwi.
A: Tak , mam taką nadzieje . - klacz podeszła bliżej do Rixa i przytuliła się do niego
R: Chodźmy do ogrodów.
A: Dobrze .
Kiedy doszliśmy do ogrodów, dostałam od Rixatusa piękną lilię.
R: Masz na pocieszenie. Jesteś piękniejsza niż ten kwiat.
A: Ale śliczny ! Nigdy takiego nie dostałam ! Dziękuję kochanie !
R: Jak to? Tor nie dawał Ci kwiatów?
A: Raz w życiu dostałam od niego kwiatek
R: Hmm? Jaki?
A: Kurcze nie pamiętam .. Ale był ładny pamiętam , nigdy takich wgl słów od niego nie dostałam ..
R: Oj to przykre. Ale teraz jesteś tylko ty i ja.
-przytulił ją
A: Już przypomniało mi się to były kwiaty Makaremu .!
R: Oh, nie słyszałem o nich. Ale chyba moja lilia jest ładniejsza!!
A: Tak - Pocałowała go w chrapy . Nie wież jak było go trudno uprosić o wspólnego źrebaka . - Klacz zaczeła płakać .Tak twoja ładniejsza
R: Oj nie płacz, ja zrobię wszystko, żebyś była szczęśliwa. -pocałował ją
A: Kocham cię Rix !
R: Ja Ciebie również, cukiereczku.
A: Chcesz ze mną na stałe zamieszkać ? w mojej grocie ?
R: Ależ oczywiście, nie mógłbym bez Ciebie wytrzymać.
A: Przesadzasz - Klacz zaśmiała się
R: Hehe. Możliwe, że tak. Ale Kocham Cię!
A: Ja ciebie też Rixuś Chodź idziemy do groty , tam odpoczniemy.
R: Dobrze.
Poszliśmy do naszej groty. Po drodze mnóstwo koni się na nas patrzyło i byli nieco zdziwieni, że jestesmy razem. Ale to nie ważne. My naprawdę się kochamy.