czwartek, 7 marca 2013

Tor- Las Marzeń

Tego dnia pasłem się na łące, gdy nagle zaczęło padać. Musiałem szybko wracać do naszego lasu. Gdy ciemne chmury przysłoniły już błękitne niebo w lesie zrobiło się ciemno. Byłem cały mokry. Pewnie moje stado również. Gdy przybiegłem na miejsce, nikogo nie było. Co się stało? –pomyślałem. Po chwili usłyszałem warczenie, odwróciłem się i zobaczyłem ich! Wstrętne wilczyska! Niczego się nie nauczyły! Z Torem się nie zadziera! Sparaliżowałem je wszystkie i pogalopowałem dalej w poszukiwaniu mojego stada. Długo biegałem po lesie wołając „Arabeel! Arsabell! Tośka!!!”, lecz bez skutecznie. Brak żywej duszy. Co się mogło z nimi stać? W pewnej chwili zorientowałem się, że nie jestem już w Kopytnym Lesie. To miejsce było takie magiczne. Niby niczym się nie różniło od normalnego lasu, ale jednak coś tutaj było nie tak. Byłem już strasznie zmęczony i przemoknięty, więc położyłem się, żeby odpocząć. Po paru minutach znalazłem się zupełnie w innym miejscu, zobaczyłem moje dawne stado i jego … Potężnego czarno-białego ogiera ze lśniącą białą grzywą … Solidago! Mój koszmar! Nigdy nie zapomnę tej porażki, ale także nigdy się nie poddam! Będę walczyć aż do śmierci!  Tym razem go pokonam! Pobiegłem do niego i wyzwałem na pojedynek! Za nim zobaczyłem ją … moją ukochaną Lilianę. Była cudowna jak zawsze, piękne błękitne oczy pełne miłości i lśniąca śnieżno biała maść. Była po prostu moim aniołkiem.  Lecz tylko jedno przeszkadzało mi, żeby do niej iść. On … Całe stado utworzyło krąg, zostawiając nas w jego środku. Zadałem pierwszy cios! Potem drugi! Solidago padł na ziemię, był słabszy niż wtedy. Długo nie wstawał, myślałem już, że mam wygraną w kieszeni! Lecz, gdy się odwróciłem by zobaczyć moją Lili … Zostałem mocno odepchnięty a następnie czarno biały ogier stanął dęba. Walka była zacięta i trwała bardzo długo, lecz w końcu wygrałem! Nie mogłem w to uwierzyć ! Pobiegłem do mojej ukochanej, żeby móc się o nią otrzeć  … lecz to wszystko nagle zniknęło … Usłyszałem rżenie i tętent kopyt … Gdy otworzyłem oczy, zobaczyłem ją …karą klacz ... Spytałem : -Karia? Co się stało? Gdzie my jesteśmy? ...

...Karia (Kasjopea)...
K:Jesteśmy w Lesie Marzeń. Wiem co Ci się przytrafiło. Wiedz, że to było tylko złudzenie. Las Marzeń lubi płatać takie figle. Nie było żadnych wilków, żadnego Solidago. Nie ma Lili. Jestem tylko ja i Las Marzeń.
T: Skąd o nich wiesz, przecież nikomu jeszcze tego nie mówiłem.
K: Mam zaszczyt posiadania Boskiego Oka. Nic przede mną nie ukryjesz. Wciąż żałuję, że tę moc otrzymałam tak późno, wtedy moje życie wyglądałoby inaczej.
T: A co z resztą stada?
K: Nic im nie jest. Wszyscy byliśmy nad Wodospadem. Cali i zdrowi. Ale miałam widzenie, więc przybiegłam, żeby Cię uświadomić. Idziemy z powrotem, tylko ostrzegam Arsabell jest lekko zdenerwowana, że nie ma cię tak długo.
T: Muszę sobie to wszystko poukładać, powiedz jej, że za jakiś czas wrócę.
Pobiegłam więc do wodopoju i powiedziałam Arsabell o całej sytuacji. Zaraz potem poszłam powspominać dawne czasy na Łące Miłości. Smutno było mi tam samej- cóż nigdy nie jest idealnie. Właśnie wtedy miałam widzenie. Zobaczyłam Stado Czarnych Pegazów zmierzających w stronę naszego lasu- to na pewno nie wróży nic dobrego. One są wrogo nastawione. Szybko więc pobiegłam opowiedzieć o wszystkim Arsabell. Widać było, że jest zaniepokojona tym faktem.

...Arsabell...
Ruszajmy! Dzięki naszym mocom damy radę pokonać stado Czarnych Pegazów! – powiedziałam do mojego stada.
-Tak! Masz rację! - odpowiedzieli wszyscy.
I pogalopowaliśmy w ich stronę! Wszyscy dzielnie walczyli. Byłam pewna, że wygramy, lecz niestety myliłam się. Byli o wiele silniejsi od nas, zwłaszcza że nie było z nami Tornado, który dzięki swojej mocy paraliżowania by nam pomógł. Byłam zrozpaczona, gdy widziałam jak moje stado przegrywa. Myślałam „Gdzie jesteś Tornado! Potrzebujemy Cię”. Wtedy dostałam potężnym skrzydłem czarnego ogiera w głowę. Straciłam przytomność. Gdy się obudziłam zobaczyłam Tora. Spytał :
-Arsabell! Nic Ci nie jest? Jesteś cała? Co tu się wydarzyło?
-Tornado! Jak to co się wydarzyło!  Zostaliśmy zaatakowani przez stado Czarnych Pegazów! Gdzieś ty był!? Strasznie się o Ciebie martwiłam!
T:Przepraszam. Musiałem wszystko przemyśleć.
A:No i widzisz co się stało, gdy odszedłeś na chwilę? Jaka ja byłam głupia, że postanowiłam z nimi walczyć. Przeze mnie moje stado cierpi.
T:Ależ nie mów tak! To nie twoja wina! To przeze mnie! Przecież ja was zostawiłem.
A:Oj daj spokój, Tor. To już nie ważne, nigdy więcej nie narażę mojego stada na cierpienie.
T:Nie, to ty daj spokój. Bardzo dobrze zrobiłaś, że podjęłaś się walki. Dzięki tobie nie wyszliśmy na tchórzy.
A:Może i nie, ale zobacz na nich. (Skierowała głowę w stronę obolałego stada)
T:Oj nie przejmuj się. Wszyscy cali! –krzyknął do naszego stada.
Stado: Tak! Nic nam nie jest!
T:Widzisz Arsabell, nic im nie jest. A teraz chodźmy odpocząć przy wodospadzie.