środa, 27 marca 2013

Od Lee Jinki

Krążyłem cały dzień w około Naszej stadniny . Mieli mnie właśnie wziąć na loże , miałem uczyć jakieś dziecko jeździć ? Pff . Też mi coś . Nie lubiłem tego uczucia , gdy ktoś mnie przytłaczał , ktoś na mnie siadał tymi 'krągłościami' .. W dodatku ta stadnina miała duże wymagania . Nie nadążałem . Intensywne treningi , stresujące i męczące zawody sprawiały , że zaczynały mnie poważnie boleć plecy . Kark był moim największym zmartwieniem . Raz mi coś strzykało , raz ból nie do wytrzymania , za trzecim razem coś jeszcze gorszego . Instruktorka wprowadziła mnie na pole wyznaczone , dla dopiero uczących się jeździć dzieci . Jedno z nich , usiłując na mnie wsiąść , zanim to zrobiło nadepnęło mi na kopyto, uderzono mnie w brzuch i jakby celowo pociągnęło za grzywę . Tak mnie to zdenerwowało , że zrzuciłem dziecko na ziemie prychając mu prosto w twarz . Rozpłakało się . Też mi coś ; zaczyna, a jak przychodzi czas na mój ruch to się poddaje . Darowałem sobie , ale jakbym mógł to bym je zabił . Oczywiście jego rodzice wraz z instruktorką obwiniali mnie , nie je . Zupełnie mnie nie rozumieli . Przynajmniej miałem poparcie wśród moich braci ; Starszego Yong Jong Hwa (KLIK) , i młodszego Shin Woo (KLIK) . W każdym razie dostałem kare . Nie karmili mnie ,ani nie poili przez 5 dni . A , że był środek lata nie mogłem już wytrzymać , myślałem ,że zdechnę z pragnienia . Paliło mnie w gardle , jeszcze jak na złość ludzie przy mnie pili rozlewając wodę , i chlapiąc się nią po spoconej szyi i czole . Miałem spierzchnięte wargi i suchy język . Gdy po karze dostałem wreszcie coś do picia piłem jak szalony nie zostawiając prawie nic , dla dzielącym , ze mną boks starszym bratem . On tylko kiwnął mądrze głową i się odwrócił . Miałem już dość chamskich ludzi . Po nocach zastanawiałem się czy chce tu zostać . Kochałem swoich braci , tylko oni mi zostali , ale czułem ,że muszę stąd odejść . W pewną zimową noc , w styczniu najadłem się na zapas i wyruszyłem w stronę bramy głównej . Eh,strażnicy . Na szczęście mnie nie zauważyli . Wyszedłem drogą na lakę i szedłem wzdłuż ogrodzenia szukając dziury . Nie było . Ogrodzenie było dość sporawe , nie wiem czy dałbym rade je przeskoczyć , ale można zawsze spróbować . Właśnie się przymierzałem do skoku , gdy usłyszałem zza siebie głośne kaszlenie . Odwróciłem się i zobaczyłem zniesmaczoną minę mojego starszego brata .
Y (Yong Jong Hwa) : Dokąd się wybierasz ? - Zapytał marszcząc brwi .
O (Onew) : Przepraszam . Nie mogę już tu zostać . - Powiedziałem skulając głowę . Yong do mnie podszedł i się uśmiechnął .
Y : Każdy rozchodzi się swoimi ścieżkami . Jeżeli tego chcesz i taką decyzje podjąłeś nie mam prawa jej podważać . Muszę Ci tylko powiedzieć , że na wolności w cale nie jest tak łatwo , jak Ci się wydaje . Musisz więc udawać . I .. - Uśmiech znikł z jego mądrego wyglądającego pyska . - Trzymaj się , będzie mi Ciebie brakowało .
O : Dziękuje . Opiekuj się Shin Woo . - Brat na to skinął łbem . Przymierzyłem się do skoku po raz 2 . tym razem mi się udało . Jedynie obdarłem sobie nogi , wylądowałem na nich . Podniosłem się i obejrzałem za siebie . Brata już nie było . Strasznie mi się podobała jego postawa , starałem się do niego upodabniać , mądry i spokojny . Ruszyłem przed siebie . Wędrowałem kilka długich tygodni , dni mi się dłużyły , wydawało mi się , że z każdym dniem przybywa mi lat . Mijały też miesiące , nie wiem ile , nie liczę czasu , który według mnie nie ma znaczenia . Szedłem tak , aż natrafiłem na tereny Polski . Krążyłem po jej okolicach kilka tygodni szukając miejsca na nowy dom ; Może założę stado , albo do jakiegoś dołączę ? - Te myśli chodziły mi w kółko po głowie nie dając mi nawet chwili spokoju .. Idąc przez las zauważyłem piękną klacz . Podszedłem do niej bliżej i zacząłem obserwować . Nagle zniknęła mi z oczu . Gdzie ona się podziała ? Zaszła mnie od tyłu :
K : Kim jesteś ?
O : Ja ? Koniem , tak przynajmniej myślę , ale mogę się mylić . Inaczej Lee Jinki .
K : Hahah , bardzo śmieszne . - Powiedziała z sarkazmem . - Ja jestem Kasjopea . A co robisz w Kopytnym Lesie ?
O : Kopytnym czym ? - Zrobiłem szerokie oczy . Co to jest Kopytny Las ? Pierwsze słyszę .
K : Pff.. Stadzie . Naszym stadzie .
O : Szukam właśnie stada .
K : Powinieneś zapytać się alfy . Arsabell . Zaprowadzić Cię ?
O: Powiedziałem , że szukam , ale nie mówiłem , że chcę tu dołączyć .
K : Więc chcesz ?
O : Eh , Tak , prowadź - Powiedziałem przewracając oczyma .
Klacz ruszyła, ja szedłem równo za nią rozglądając się na boki . W końcu doszliśmy do ciężarnej białej klaczy .
O : Dzień Dobry . Mógłbym dołączyć ? Jeśli nie to ..
A : Możesz , każdy może - Przerwała mu Arsabell .
Bez słowa odszedłem od klaczy zafascynowany okolicą . Kasjopea nadal mi towarzyszyła . Z dala nadbiegła biała klacz mówiąc wesoło .
V : Witaj , nowy ?Jestem Valerié . - Uśmiechnęła się .
O : Cześć - Odwzajemniłem lekkim uśmiechem .
K : Hej - Markotnęła Kasjopea również się uśmiechając. Czyżby Valerié wniosła w Nas tak dobry humor ?

...Valerié...
V: Witaj Kasjopeo. - Uśmiechnęła się do klaczy,następnie zagadnęła ogiera.- Chciałbyś pójść ze mną nad wodospad? Właśnie się tam wybierałam..Ty tez Kasju, gdybyś chciała. - znowu się uśmiechnęła.
Kasjopea,odmówiła. Jednak Onew chętnie do mnie dołączył i razem pokłusowaliśmy nad Wodospad.
V:Uwielbiam to miejsce,jest takie piękne... - Westchnęła.
O: Masz racje,jest cudowne. - powiedział do klaczy,uśmiechając się.
V: Masz bardzo ładny uśmiech,ale..- zachichotała.- Masz źdźbło trawy pomiędzy zębami. - I zaczęła się śmiać,po chwili Onew napił się wody,a źdźbło trawy 'wypadło' z zębów do wody.Ogier tez zaczął się śmiać.
O: Dziękuje,ze mi powiedziałaś. - Uśmiechnął się.- Jesteś bardzo śliczną klaczą.. - Konie się zarumieniły.
V: Ooh..dziękuje. - Powiedziała klacz,a następnie wybuchnęła śmiechem.
O: Co Cie tak śmieszy? - zapytał zdziwiony ogier.
V: A nic,wyobraziłam sobie coś. - i uśmiechnęła się. - Chciałbyś pójść teraz ze mną do Lasu Marzen?

...Lee Jinki...

O: Las Marzeń ? Czemu by nie .
Poszli więc na Łąkę rozmawiając ,na różne tematy . Usiedli na liściach , pod wielkim krzewem .
V : Robi się już coraz zimniej . - Powiedziała Valerié. A , że dzień był zimny potwierdziłem . Chociaż , o tej porze roku mogło by być jeszcze zimniej . Jak na razie był lekki wiatr i prószył śnieg . Spojrzałem na klacz, która się tylko uśmiechała ślepo .
O : Ładne masz oczy . - Skomplementowałem . Nie tak na 'odwal się' . Naprawdę mi się podobały . Były takie duże i błyszczące . Spoglądałem na swoje odbicie w nich i siedziałem w ciszy . Po chwili wstałem i zapytałem :
O : Długo jesteś w tym stadzie ?
V : Nie .. Od niedawna ,ale już kojarzę członków i miejsca ! - Mówiła wciąż przez szeroki uśmiech . Lubiła się widocznie uśmiechać, cały czas to robiła . W sumie ja nie zbyt często się uśmiecham , może powinienem częściej ? Klacz mi wygląda na wzór do bycia szczęśliwym . Nie można przecież żyć szczęściem bez uśmiechu . To trochę nie logiczne i dziwnie wygląda . W cale nie normalnie , dziwnie , bardzo dziwnie . Wstałem i się przeciągnąłem
O : Wiesz , robi się naprawdę coraz zimniej , muzę wiec schowamy się do jakiejś groty ?
V : Masz racje , jeszcze się przeziębimy ..
Ruszyliśmy poszukiwaniu jakiegoś schronienia . Śnieg sypał coraz mocniej , w krotce i zaczął padać deszcz . Nie było czasu na szukanie , wzeszliśmy do pierwszej-lepszej jaskini . Wyjrzałem jeszcze na niebo
O : Chmury czarne, opanowały całe niebo . Chyba jeszcze długo będzie padać . Co my tu tyle będziemy robić ? ..
Nagle z czelności ciemnej jaskini wyłoniła się postać Kasjopei .
V : Kasja! Co ty tutaj robisz ?
Kasjopea nie odpowiadała , tylko grzebała w ziemi kopytem , tak jak by się nad czymś zastanawiała. Popatrzyłem trochę na nią , była taka ładna . Naprawdę podobają mi się kare klacze .. A ona jest jakaś taka ładniejsza niż wszystkie inne , nie wykluczone , ze wyszły mi tym momencie rumieńce . Jednak próbowałem to zamaskować robiąc kamienne miny ,pełne zgrozy i dumy . Kasjopea po chwili zastanowienia wreszcie się odezwała krzycząc :

...Kasjopea...

K: Mam, Mam, Mam!
O: Co mam, mam ?
K: A Kamień Dusz.
V: A co to jest?
K: No, nie widzisz!?
V: A widzę, widzę, ale wiesz co ja muszę już iść.- Powiedziała to dość dziwnym głosem, jakby się bała.
K: Ok, to miłego dnia.
O: Pa Valerié! Do potem!
K: A ty co tutaj robisz?
O: Padał śnieg i wiało, postanowiłem się schować.
K: Haha, z cukru nie jesteś… chyba, bo słodyczą to promieniejesz!
O: Weeeź, bo się zawstydzę, Kasjopeo!
K: Oj tam. Ja idę do siebie. Muszę ten Kamień zanieść. Idziesz ze mną?
O: Mogę iść.
K: Więc chodź!
I tak poszliśmy, mieliśmy spory kawałek, ale spieszyłam się trochę do małej, więc nie zajęło nam to dużo czasu. Onew miał cudowny ruch, sprawiał wrażenie jakby płynął- nie biegł. W każdym calu był ideałem, no może poza oczami. W jego oczach było widać uczucia, a ja mam sentyment do bezuczuciowych oczu, ale w sumie dobrze, że nie ma takich, przynajmniej wiem mniej więcej co czuje… Nigdy nie myślałam, że spodoba mi się kasztan, ale on jest fenomenalny, jednak nie będę się narzucać, na razie boję się, żeby mnie nie odtrącił, więc postanowiłam pogłębić tę znajomość.
K: Jesteśmy!
O: Ojej!
K: Co ojej?
O: Ojej, jak tu pięknie, nigdy tu nie byłem.
K: Tak, bardzo pięknie, ale raczej nie zapraszam tu przypadkowych osób.
D: Buuuu! – Wykrzyczała Dea wyskakując zza drzewa.
O: Ooo, a co to za słodkie stworzenie.
D: Jestem Dea. Mamuś, a kto to jest?
O: Mamuś?! Nie wiedziałem, że masz córkę!
K:Dea to moja adoptowana córka. – Wyszeptałam Onew’owi- który się lekko zawstydził. Deuś, to jest wujo Onew. –Powiedziałam małej.
D: Ooo, wujoooo, a pobawis się ze mną?
K: Deuś, daj wujowi chwile spokoju.
D: A jak minie chwila spokoju to mi powies?
O: Tak, ja ci powiem słoneczko.
K: Ohoho, widzę, że ktoś tu byłby dobrym tatusiem.
O: Eeee, tam. Ale fakt cudowną masz tą Dee.
K: Tak wiem, jedyny minus, że boje się o nią, bo jej ojciec to De Niro.
O: Słyszałem o nim. Za fajny to on nie jest.
K: No niestety. Onew… Czemu uciekałeś przed śniegiem i wiatrem, skoro masz moc władania pogodą…
O: Upss…
K: Co ups, no wytłumacz się, nie lubię jak mnie ktoś kłamie.



....Lee Jinki...
K : Co ups, no wytłumacz się, nie lubię jak mnie ktoś kłamie.
Przerzuciłem wzrok po całym mieszkaniu i odparłem :
O : Nie chciałem narażać Valerié . Zmokła by i by się jeszcze rozchorowała . - Powiedziałem opiekuńczo .
K : Tak, ale mogłeś użyć mocy . - Wspomniała .
O : Nie lubię jej zbyt często używać , używam tylko w naprawdę ważnych sprawach . - Uśmiechnąłem się do klaczy . Nadal starałem się upodabniać do brata , więc zrobiłem jedną z jego poważnych , mądrych min . Jednak na mnie nie wyglądała ona chyba za dobrze, klacz zaczęła się śmiać . Nigdy nie będę taki jak on .. Nagle wtargnęła mała Dea . Uśmiechnąłem się do niej . Nie lubiłem nigdy małych źrebiąt, ale to jest przesłodkie .
D : Już ? - Zapytała mnie wesoło . Schyliłem się do niej i poczochrałem jej grzywkę .
O : Dzisiaj nie mam za dużo czasu na zabawę , może potem ?
D : Obiecujesz ? - Zapytała z nadzieją .
O : Tak, obiecuję . - W tedy mała pobiegła gdzieś na zewnątrz . Spojrzałem na zamyśloną Kasje i podszedłem bliżej niej . Była jakaś taka smutna .
O : Co jest ? Czemu masz taką smutną minę ? - Zapytałem przekrzywiając łeb .
K : Wydaje Ci się . - Powiedziała uśmiechając się jakby na przymus . Nie do końca w to uwierzyłem , ale co miałem innego zrobić ? Było jakieś wyjście ?
O : Ja już raczej będę szedł . Jutro zajrzę i przy okazji pobawię się z małą ,tak ,jak jej obiecałem . - Powiedziałem i zbierając się na większą odwagę cmoknąłem lekko klacz . Zrobiła się czerwona, jak każdy w takiej sytuacji . Uśmiechnąłem się i wolnym krokiem poszedłem na polane . Położyłem się na niej na plecach i ciężko wzdychnąłem . Spędziłem tam chyba całą noc leżąc zamyślony . Nie miałem nigdy takiego mętliku w głowie . Podobały mi się 2 klacze . Jednak któraś bardziej .. Nie zdradzę która .