środa, 13 marca 2013

Od Elizy

Stanęłam na skraju lasu, w którym niegdyś był myśliwy, rozejrzałam się; widzę pole, następny las a na jego skraju piękną i nieskazitelnie białą klacz... Pobiegłam galopem, ale wnet się zatrzymałam i pomyślałam: "A jak to jest Alfa albo Beta? Nawet jeśli ją jest to przy spotkaniu z innym koniem należy zachowywać się bezinteresownie."
Pokłusowałam przez łąkę aż znalazłam się tuż obok klaczy. Postąpiła krok w moim kierunku. Przestraszyłam się. Zniżyłam głowę do trawy, następnie się cofnęłam. Klacz powiedziała:
- Nie bój się. Kim jesteś? Wyglądasz na bardzo młodą klaczkę.
- Ja?- spytałam się i zaśmiałam się nerwowo. - Nazywam się Eliza i... i... i nie chcę umrzeć! - krzyknęłam i rozpłakałam się.
- Oj! Tylko nie płacz! Sama jesteś? nie masz stada ani rodziny?
- Nie mam - mówiłam przez łzy. - Kiedyś zgubiłam się w lesie i ...i...taki pan...(chlip, chlip) chciał...chciał mnie zabić!
- Mmm... Ja mam stado, jeśli chcesz mogę cię przygarnąć....
- Ależ tak! - uśmiechnęłam się.
- No to chodź! - powiedziała i pobiegła w las.
Kiedy w końcu dotarliśmy do reszty stada Arsabell i Tornado, przywitali się ze mną. Dali mi wolną rękę, żebym poznała inne konie ze stada.
Podeszłam do gniadego Araba i spytałam:
- Dzień Dobry! Kim jesteś?
- Jestem koniem! - odpowiedział i się zaśmiał.
Zaśmiałam się też i tak poznałam wszystkie konie z stada. Wtedy Arsabell oznajmiła:
- Pójdźmy nad wodospad, tam poznamy bardziej naszą nową klacz.
Poszliśmy, myślałam, że tam będzie ślisko i będzie huczało, ale myliłam się ogromnie! Ach, jakie piękne miejsce!
Stanęliśmy na skałce (ja, Arsabell i Tornado), a inne konie przed skałką, żeby wszystko dobrze widzieć i słyszeć. Arsabell zaczęła przemowę:
- Drogie konie, przyszliśmy tu po to, by przywitać naszą nową członkinie! I... eee... - zaczęła się jąkać - No coż.... Nigdy nie byłam dobra w takich przemówieniach - uśmiechnęła się.
T: A masz jakąs moc?
E: Ja? Zwariowaliście? - byłam kompletnie zaskoczona.
K(asjopea): Mmmm... Zejdż na dół Eliza.
E: Eeee... Dobrze.
Zeszłam.
K: Przeskocz ten pień.
Przeskoczyłam, ale okropnie długo byłam w powietrzu. A co najmniej 5 m. nad przeszkodą byłam skurczona i patrzyłam w dół, potem zaczęłam spadać. Myślałam, że zrobię sobie krzywdę, ale nie! Gdy wylądowałam pokłusowałam do skałki, dumnie podnosząc głowę.
- I jak? - uśmiechnęłam, się i pękałam zdumy.
A: Taaa... Super - i uśmiechnęła się - przynajmniej wiemy jaką masz moc.
E: Nooo.....!