Jak co dzień rano wstałam w okolicach 10.00 . Leniwie ziewnęłam i
wyszłam zaczerpnąć świeżego powietrza , oraz skubnąć świeżej trawki . Na
polanie koni było sporawo . Największe źdźbła trawy już wygryzione i
zdeptane . Trudno , nic nie poradzę na to , że wstaje tak późno .
Dogryzłam więc resztki trawy i położyłam się pod sporawym drzewem .
Zaczął padać pierwszy intensywny śnieg . Płatki były duże i szybko
przykrywały ziemię . Bylo mi coraz zimniej . Odzwyczaiłam się od mrozu .
Inne konie poszły już dawno się schować , było im najwyraźniej zimno .
Ja jednak zostałam , chodż nie ukrywam , że mi też było . W moich oczach
była dziwna pustka . Nudziło mi się , nie wiedziałam co robić . Nagle
poczułam od tyłu przyjemne ciepło , które mnie chodź trochę rozgrzało .
Odwróciłam się w kierunku dochodzącego owego ciepła . Stał tam Diego .
Widocznie mu nie jest zimno .
D : Nie jest Ci zimno , MiNam ?
M : Tak, trochę jest . - Powiedziałam w prost patrząc na konia z dołu .
D : Skoro Ci zimno , to czemu tu siedzisz ?
M : Sama nie wiem . Jakoś mi się nudzi ..
Kary koń położył się koło mnie i wzdychnął .
D : Pozwól , że posiedzę z tobą .
M : Nie mam nic przeciwko , ale może Ci być zimno , nie chce , żebyś zachorował z mojej winy .
D : Twojej winy ? Przecież sam tu usiadłem . Nie namawiałaś mnie .
Jestem przecież dorosły . Sam za siebie odpowiadam - Powiedział z lekką
dumą i oburzeniem .
M : Tak , wiem . Przepraszam . - Schowałam głowę między nogami . Po chwili dodałam .
M : Ale siedząc tu na pewno zachorujemy . Może się gdzieś przejdziemy ? Na przykład hmm.. Do Lasu Ciszy ?
D : Las Ciszy ? No dobrze, chodźmy tam . - Kary skinął łbem i się
uśmiechnął . Ruszyliśmy w stronę owego Lasu Ciszy . Idąc rozmawiali ,o
wiewiórkach . Dziwny temat ? Może ,ale za to zjadał czas . Starałam się
dotrzymać kroku szybko idącemu ogierowi . Pan-kolega widząc to trochę
zwolnił . Zaczęłam się mu przyglądać . Trochę mi się spodobał . Coś jak ,
zauroczenie . Odwrócił się w moją stronę , zauważając , że go obserwuje
. Lekko zawstydzona się uśmiechnęłam . Odwzajemnił uśmiech . Niechcący ominęliśmy las ciszy . Szliśmy poprostu przed siebie dalej i dalej .
Zaczął padać deszcz , który zmył pół śniegu . Powstało przyklejające się
do kopyt błoto . Sprawiało to , że coraz trudniej było nam się poruszać
. Czułam , że ktoś na nas patrzy , jednak to ignorowałam , bo często
miewam takie odczucia . Zauważyłam coś dziwnego i zaczęłam się wpatrywać
w jeden punkt .
M : Zaraz wracam . Powiedziałam i oddaliłam się w stronę , w którą
patrzyłam . Rozejrzałam się tam troszkę , ale nic nie zauważyłam .
Wróciłam więc do kolegi-pana . Deszcz padał mocniej i gęściej .
Powietrze było mokre . Aż trudno było złapać oddech . Byliśmy cali
mokrzy . Mimo to dalej szliśmy grzęznąc w błocie . Chodziło się z lekkim
trudem . Ogier się zatrzymał i powiedział :
...Don Diego...
D : Jak ja Cię kocham nawet nie wież ..
A : hmm ... - odwróciła się zawstydzona ..
D : Coś się stało ?
A : Nie nic ... Spodobałeś mi się ..
D : NAPRAWDĘ ! ? - powiedział ze zdumieniem i szczęściem ..
A : Heeh .. Tak ..
Wiec wziąłem się na odwagę i pocałowałem klacz w jej zimny policzek.
A : A to za co ? - powiedziała ze zdziwieniem
D : Za to że jesteś ...
A : Och .. - i tak samo pocałowała go w jego czarny policzek ..
Postanowili wrócić do stada .. Ten dzień będziemy długo wspominać ...