niedziela, 31 marca 2013

Aomori- Moczary

Wyszłam trochę poza tereny stada kierując się w stronę lasu . Sprawiał wrażenie niewielkiego , ale tak na prawdę był wielki , tak się okazało po dokładnym go zbadaniu . Idąc wzdłuż las robił się coraz ciemniejszy i gęstszy . W końcu poczułam błoto pod kopytami , zaczęłam w nim grząźć . Szło się ciężej , ale było warto dla odkrycia tego miejsca . Na środku lasu płynęła rzeka z niezbyt czystą wodą . W powietrzu unosiła się gęsta mgła . Było dużo drzew, większość zgniłych , chropowatych , lub uschłych . Pod jednym z drzew spotkałam nawet martwego jelenia , pod innym zdechłą sowę . Niemiłe miejsce ,ale ma w sobie coś magicznego i zachęca do dalszego zwiedzania . Spędziłam tam siedząc nieruchomo 2 godziny . W oddali zauważyłam piękne motyle . Nigdy jeszcze nie widziałam tego gatunku . Mało tego elki , puszyste zające , przesłodkie zwierzątka oblegały to miejsce 'od stup do głów', po prostu dostrzega się je dopiero po dłuższym wyczekiwaniu . Potem za to nie można od nich oderwać wzroku . Ciągle chciało się je podziwiać . Ale godzina późna, trzeba było już wracać do kopytnego lasu . Obiecałam sobie , że często będę odwiedzać to miejsce . Wychodząc z lasu zauważyłam Arsabell , podeszłam do niej .
M : Arsabell , chyba odkryłam nowy teren . Wygląda coś jak mokradła, moczary ..
A : Moczary ? Gdzie to ?
M : Na końcu tego lasu . - Powiedziałam wskazując na las .

...Arsabell...
A : Ooo .. Fajne to bardzo ..
M : Bardzo nie ? Może być ?
A : Jasne ..Jest niesamowite i ... Śmierdzące ...
M : Hehe .. To jak nasze nowe miejsce ?
A : Tak ..Będzie to niesamowite miejsce ..
M : Bardzo .. Fajny na taki pomysł wpadłam ..
A : Jasne że tak , Nigdy takiego czegoś u nikogo nie było tylko u nas ..
M : Jasne .. Myślę że ci się podoba .. ?
A : No jasne że tak ..
M : No to dobrze nie ??
A : Haha , Tak .. Chodź pokażemy stadu ...
M : Heh , Chodźmy .
Więc poszły i pokazały im , byli bardzo zdziwieni .. Było to bardzo fajne i śmierdzące miejsce . Nikt nie odważy się po nim przejść .. Więc byliśmy na razie bezpieczni ...

Tornado- Aomori, ty słodziaku!

Odkąd Arsabell jest w ciąży, każdy koń ze stada nie daje jej spokoju.  A Nero to w szczególności, cały czas za nią łazi i pyta czy się dobrze czuje, przynosi jej jabłka a rano zawsze rozbija jej lód, żeby mogła się napić. Co za dziwny z niego ogier. Ja to bym dawno odpuścił, gdybym wiedział, że klacz w której się bujam ma innego a na dodatek jest z nim w ciąży. Ehh… ale kto go tam zrozumie. Przez tą ciążę Arsa w ogóle nie ma dla mnie czasu. Ehhh … no nie powiem, trochę mi smutno. Dobra! Nie ważne, idę na łąkę może coś uda mi się zjeść.  O! Aomori? Myślałem, że wszyscy są u Arsabell. No dobra, zagadam do niej.
T: Hej! Jak tam?
A: O! Hej, Tor. No jak tam? Jak tam? Zimno! A jak ma być!
T: Hah! No nie wiem, może ciepło?
A: Haha! Może tobie, mnie nie ma kto ogrzać. –powiedziała humorystycznie.
T: Chcesz to zawsze ja jestem do usług.
A: Hah! Jasne! Jasne!
T: Hehe. A co ty nie u Arsabell?
A: Wiesz nie obraź się, ale jakoś mnie to mało interesuje.
T: Heh, spoko. Mnie wkurza trochę Nero …. Ehh …
A: Nero? Czemu?
T: No zobacz jak on za nią łazi. „Arsabell, chcesz może wody?, Arsabell? Przynieść Ci jabłko?” bla bla bla…
A: Hah! No widzisz! Przynajmniej on ją kocha.
T: Czy sugerujesz, że ja jej nie kocham?
A: Ja nic takiego nie powiedziałam. –zaśmiała się klacz.
T: Może i nie powiedziałaś, ale to miałaś na myśli!
A: Haha! Ja? Ależ skądże!
Ogier spojrzał na klacz podejrzliwym wzrokiem , następnie na swoje kopyto i posypał Aomori śniegiem.
A: Ej! Co ty … Ach, tak? –klacz również posypała ogiera śniegiem.
T: Haha! Czyli bitwa w śniegu?
A: Co?!  Ja nie….
Klacz nie zdążyła dokończyć, kiedy Tornado odwrócił się i obsypał ją całą. Ogier odwrócił się do niej i wybuchł śmiechem.
T: Hahah! Wyglądasz jak bałwan! Haha! A twoja … haha … mina …. To … hahaha …
A: Ale ty jesteś zabawny … ha … ha … ha … śmieszne …
T: Haha! Nawet nie wiesz jak bardzo – ogier zaczął się tarzać.
A: Ehh… idiota. – powiedziała  ironicznie. Spojrzała na wygłupiającego się ogiera i chciała mu oddać, lecz się przewróciła prosto na niego.
A: Prze..prze….przepraszam  -powiedziała zawstydzona. Po czym dodała:
Czy tylko mi się przytrafiają takie rzeczy!
T: Hah! Może i tylko tobie, ale ja nie mam nic przeciwko. – zaśmiał się.
Klacz spojrzała w jego cudowne oczy, lecz gdy Tor przybliżył nieco łeb od razu wstała.  Ogier również wstał i powiedział :
T: Heh, trochę ten no …
A: Tak, trochę …
Po czym oby dwoje zamilkli. Tornado nagle dał buziaka Aomori i powiedział:
T: Dzięki, fajnie było. Wracajmy już do stada.
Zdziwiona klacz odpowiedziała:
...Aomori...
A : No dobrze, możemy już iść .
Konie poszły prosto w stronę Kopytnego Lasu nie zatrzymując się nawet na chwile , szli i rozmawiali o wszystkim i o niczym . Byli naprawdę weseli , po tej 'zabawie' . Każdy czasem w końcu musi się rozerwać , nawet dorosłe konie . Ciągle się śmiali i chichotali .
A : Właściwie dlaczego nie jesteś teraz u Arsabell ? W końcu niedługo rodzi .
T : Chciałem na chwilę pooddychać . Teraz właśnie do niej od razu idę .
A : Też bym w sumie mogła .. Jeszcze u niej nie byłam , od czasu gdy zaszła w ciąże .
T : Może zaczekasz, na narodziny ? Medycy chyba nie wpuszczają do leczniczej groty w czasie , gdy w środku jest pacjent .
A : No dobrze , więc zaczekam , aż mały lub mała się urodzi .
T : Właśnie .. Ciekaw jestem co to będzie za płeć .
A : Hm.. Nie wiem , ale jak na razie jest wielka przewaga wśród samic . U źrebiąt , zarówno jak i u dorosłych .
T : Wiem , niestety .
W tym momencie rozmowa się urwała . Konie byli już pod wodospadem .
T : To idę do Arsabell , pa Minam .
A : Pa Tor .

sobota, 30 marca 2013

Kasjopea- Przygody z jajkiem

Kiedy wstałam naszykowałam dzieciakom jedzenie i wyszłam aby uzupełnić zapas kwiatów Makaremu. Po drodze spotkałam jednak pewną gęś. Tak gęś. Na imię miała Akasha.
AK: Witaj.-powiedziała bardzo poważnym głosem.
K: Witaj, kim jesteś?
AK: Jestem gęsią nie widać?
K: Widać, widać, ale dosyć nietypową – w dobrym tego słowa znaczeniu. Poza ty widzę, że coś Cię dręczy.
AK: Wiesz, niedawno zniosłam jajka.
K: Haha, jajka!
AK: A co cię tak niby bawi?
K: A wiesz, długa historia, kiedyś Ci opowiem jak się jeszcze zobaczymy. Ale wracając do sprawy, to co z nimi.
AK: No właśnie. Były 3, a są 2.
K: I masz pomysł co stało się z tym trzecim?
AK: Tak, wiem gdzie ono jest. Porwała je orlica do swojego gniazda na samym szczycie góry, ale ja tam nie wejdę…
K: A nie polecisz?
AK: No, niestety kiedyś ktoś mi podciął skrzydła…
K: Oj, w takim razie postaram się Ci pomóc. Jak rozpoznam Twoje jajko.
AK: Jest niebieskie, a pozostałe są białe.
K: Dobrze, to ty idź wysiaduj swoje 2 jajka, a ja ci postaram się przynieść to trzecie, tylko powiedz mi gdzie mieszkasz?
AK: Przy tym małym jeziorku w Lesie Ciszy.
K: Ok, to do potem, życz mi szczęścia.
Kiedy zobaczyłam tę górę wystraszyłam się trochę. Była bardzo wysoka, jednak wpadłam na świetny pomysł. Musiałam szybko usnąć. Użyłam swojej mocy  eksterioryzacji. Tak było po prostu bezpieczniej, wiedziałam, że nic nie stanie się z moim ciałem. Trafiłam na szczyt w dobrym momencie. Orlicy nie było. Wzięłam niebieskie jajko i powoli oraz ostrożnie schodziłam z góry. Musiało to wyglądać przekomicznie. Jajko samo idące w dół. Nagle nie wiem jak jajko mi wypadło. Wpadłam w panikę-przecież gęś mnie zabije. Nagle zobaczyłam lecącą Elekte z jajkiem w pysku. Szybko weszłam w swoje ciało.
K: Elekta, kurcze dzięki za uratowanie tego jajka.
E: Wydawało mi się, że coś powoli spada dlatego tu przyleciałam, bo to bardzo dziwne było, ale o co tak w ogóle chodzi z tym jajkiem?
K: Ooo, to długa historia, a ja muszę odnieść to jajko, to chodź ze mną wytłumaczę Ci po drodzę.- poszliśmy więc do lasu ciszy, a ja opowiadałam jej historie Akashy.
AK: Ooo, macie moje jajko. Jestem wam naprawę wdzięczna. Mam za to coś dla was. Ty o ile się nie mylę jesteś druidem- powiedziała wskazując na mnie.
K: Tak.
AK: Więc proszę, oto przepis na Eliksir Potęgi- zmienia on moce. A dla Ciebie mam kilka zabawek dla twojego źrebaczka, proszę. I mam nadzieję, że nasza znajomość dzisiaj się nie zakończy! Ja tu będę przez dłuższy czas wysiadywała jajka, także wpadajcie czasem.
K,E: Dziękujemy, będziemy wpadać, ale teraz musimy lecieć do dzieci, Pa Akasho!
AK: Do zobaczenia!
Przeczytałam przepis na nowy eliksir.  Miałam kwiat Amezodu, Wodę z Zaczarowanych źródeł, Liść z Miłorzębu, Kamień Dusz. Brakowało tylko Liścia Mocarnego drzewa, ale stwierdziłam, że zdobędę go jutro, a tymczasem udaliśmy się w stronę łąki, a tam czekały na nas źrebaki. One się bawiły a my rozmawiałyśmy.
K: Ale dziś mieliśmy przygodę z tą Gąską co nie?
E: Haha, nom. Bardzo miła była.
K: Właściwie zastanawiało Cię czemu ta gęś ma tak dziwny kolor- jak na gęś oczywiście?

...Elekta...
E.Gęsi za bardzo mi nie przypomina z tym kolorem.
K.Mi też.
E.Często zapewne będę ją spotykać w Lesie Ciszy z źrebaczkami.
K.Zapewne.
Przyszła Dea,Kyarameru i Sebascuit.
D,K i S.Dzen dobly
E i K.Dzień dobry.
E.Gdzie jest Markiza?
D,K i S.Ne wiemy.
E.Kasjopeo przypilnujesz maluchy ja pójdę poszukać Markizy.
K.Dobrze.
D,K i S.Co to za kacka?
K.To nie jest kaczka tylko gęś.
D,K i S.Co to jest ges?
K.Gęś to to większa kaczuszka.
Kiedy wróciłam z Markizą Kasjopea spytała się:
K.Gdzie była Markiza?
E.Bawiła się na łące.
K.Sama?
E.Tak.
Spytałam się Kasjopei:
E.A chciała byś mieć swojego źrebaczka nie adoptowanego.

...Kasjopea...
K: Oczywiście, ale wiadomo, że jak te podrosną. Jednak mogę tylko chcieć- przecież wiesz że jestem sama.
E: No tak, ale na pewno sobie kogoś znajdziesz, kwestia czasu
K: Heh, tak mam nadzieję.
E: Mi się udało, to Tobie tym bardziej! Ja muszę już iść do Serafina, Pa.
K: Paaa. – Odpowiedziałam. Dzieci się bawiły, a ja nie miałam co robić. Poszłam więc do Akashy.
K: Witaj. Jak tam Twoje jajka?
AK: Hey, a bardzo dobrze, myślę, że niedługo się wyklują.
K: Heh, a wiesz może, gdzie mogę znaleźć  Drzew Mocarne?
AK: Ooo, dawno go nie widziałam, w pobliżu raczej go nie ma.
K: Kurde, w takim razie musiałabym iść po nie na jakąś dłuższą wyprawę.
AK: No, niestety tak.
K: Dobrze, więc muszę jakoś niedługo wyruszyć. Dziękuję, za pomoc i powodzenia z jajkami.
AK: Dzięki, wpadnij jeszcze!
Poszłam nad wodospad się napić i zastanowić co tą wyprawą. Nie mogę przecież zniknąć i zostawić Kyara i Dei. Myślałam jeszcze nad tym w którą stronę mogła bym iść i gdzie to drzewo może się znajdować. Zobaczyłam wtedy nadchodzącą Lusie- wpadłam na świetny pomysł.
K: Hej Lusia, jak tam z Hunterem?
L: Świetnie, mieszkamy sobie teraz w Leczniczej Grocie.
K: Ooo, to fajnie macie osobne mieszkanko, jak ja! W ogóle miałabym do Ciebie prośbę.
L: Jaką?
K: Wiesz, jestem druidem i mam swoje obowiązki. Właśnie szukam pewnego składnika- którego nie ma nigdzie w pobliżu, a potrzebny mi będzie do nowego Eliksiru. Musiałabym więc iść na kilkudniową wyprawę. Moglibyście z Hunterem zaopiekować się Deą i Kyarem. W sumie jak zauważyłam jesteście bardzo odpowiedzialni, a przede wszystkim jesteście Medykami, więc nie bałabym się o nic. Ja postarałabym się wrócić jak najszybciej. Co ty na to?

...Eliza...
L: Noooo... Okej. Poczekaj tu chwilkę a ja zawołam Huntera.
Pobiegłam di Huntera i opowiedziałam mu o wszystkim co opowiedziała mi Kasjopea. Hunter powiedział mi Okey i pobiegliśmy do Kasjopei i potem z źrebaczkami do Lasu Ciszy, tam spotkaliśmy wesołą gromadkę źrebaczków i powiedzieliśmy Dei i Kyaremu, żeby pobiegli się pobawić się z innymi. Sami położyliśmy się pod drzewem żeby mieć na oku gromadkę.
L: Jest wiosna. - powiedziałam i popatrzyłam mu głęboko w oczy.
H: Tak. Lusiu wiem. - uśmiechnął się a ja go cmoknęłam w policzek. Okropnie się rozpromienił i powiedział: Oj, Lusiu...

Elekta - Narodziny źrebaka

Nareszcie urodziłam swojego źrebaka. Jestem tak szczęśliwa. Jest to ogierek o imieniu Sebascuit. Zawołałam Serafina on też był szczęśliwy. Powiedział:
S: Ela, jestem bardzo szczęśliwy.
Sebascuit był tak piękny z resztą każda matka mówi tak o swoim dziecku, ale on był naprawdę piękny. Zawołałam Emilę, Faraona i powiedziałam:
E: Od teraz jesteście ciocią i wujkiem małego Sebasciuta.
Emila i Faraon: Wiemy. A chcesz go oddać do adopcji?
Elekta i Serafin: Oszaleliście! Nie oddamy go nigdy.
Byłam zdziwiona pytaniem Emily i Faraona.
Serafin powiedział:
S: Idziemy go pokazać reszcie stada?
E:Jasne.
Pomagłam wstać Sebasciutowi i poszliśmy wolnym kłusem, Sebascuit często się potykał chociaż to nie było dziwne. Kiedy byliśmy już w stadzie pierwsi wyszli Arsabell i Tornado. Arsabell spytała:
A: Jak ma na imię?
Elekta i Serafin. Sebascuit.
Tak mały Sebascuit przyszedł na świat.

Imię: Sebascuit
Przezwisko: Seba
Płeć: Ogier
Rodzina: Matka Elekta, Ojciec Serafin
Historia: Urodziłem się dnia 30.03.2013r
Do adopcji : Nie


piątek, 29 marca 2013

Hunter- Zatoka Przemyśleń

Dziś kiedy wstałem zobaczyłem moją Lusie, ale spała tak słodko, że postanowiłem wyjść nie budząc jej. Nie wiem czemu, ale czułem, że muszę iść do Zatoki Przemyśleń. Tam przywitał mnie jak zawsze uhahany Hypnos.
Hy: Ooo, kogo ja widzę- no nareszcie !
Hu: A wiesz, że w sumie nie wiem czemu tu jestem.
Hy: Ważne, że ja wiem! – Powiedział i zniknął, a ja zacząłem rozmyślać.
Wciąż ciekawi mnie moja przeszłość. Ciekawi mnie kim byłem dawniej. Czy byłem tym samym Hunterem, czy może kimś zupełnie innym? Ehhh, te okropne luki w pamięci. I ta kara klacz przebiegająca przez wszystkie moje wspomnienia. Gdybym chociaż wiedział jak ma na imię. I dlaczego mam przeczucie, że gdzieś tu jest? Ale o czym ja w ogóle myślę. Przecież mam Luśkę kocham ją i nie chcę jej stracić. Chciałbym poznać te karą klacz, ale boję się, że wtedy między mną, a Lusią się coś popsuje. Wiem. Najlepiej, żeby ona się nigdy już nie pojawiła w moim życiu. Będę starał się o niej zapomnieć i skupić się na mojej kochanej Lusi. – Tak stwierdzając postanowiłem wrócić do Leczniczej Groty, jednak wpadłem na  Rié.
H: Hey. Jak tam u Ciebie?
V: A w miarę dobrze, nie chcesz ze mną pospacerować ?
H: Bardzo chcę. To gdzie idziemy?
V:  Wieeesz, jakiś czas temu chowałam jabłka w Lesie Ciszy- żeby zostały na zimę i zapomniałam w którym miejscu…
H: Haha, Rié- ty geniuszu! Dobrze więc chodźmy ich poszukać.
Poszliśmy do Lasu Ciszy i szukaliśmy naszych jabłek. Zajęło nam to sporo czasu, ale w końcu znalazłem je w pniu jakiejś brzozy. Rié podziękowała mi i już mieliśmy iść, kiedy wyskoczyła na nas Dea z Markizą- pełne energii, był z nimi też Kyar- ale trochę mniej entuzjastycznie nastawiony do zabawy.
D: Cześć wujo, cześć ciocia. Pobawcie się z nami. Prooooosimy.
H: A w co się chcecie bawić dzieciaki, co ? Kyar, w co byś się pobawił?
Ky: Jaaa, może w berka!
D,M: My też, też w berka.
H: No dobrze. Ja jestem za, a ty ciociu?

....Valerié...
H: No dobrze. Ja jestem za, a ty ciociu?
V: Również się zgadzam,berek! - i zaczęłam uciekać przed Hunterem. - Haha,nie złapiesz mnie. Śmiesznie wyglądało to,gdy zwalnialiśmy,by źrebaki nas dogoniły.Czego się nie robi dla dzieci? Kyar był przeuroczym źrebakiem,nagle posmutniałam.Myślałam o tym czy ja kiedykolwiek będę miała źrebaka,rodzinę. Swoja własna,dla mnie stado było rodzinom..ale chciałam mieć własnego źrebaka,własnego partnera. Myślałam o Onewie...bardzo mi się podobał,lecz nie umiałam mu tego wyznać..a on chyba wolał Kasje.
Nagle z zamyśleń wyrwała mnie Dea:
- Ciociu,czy coś się stało?
H: Właśnie,stałaś się jakaś smutna.- dopytywali się mnie. - Może głowa cie boli?
V: Nie nic,po prostu się zamyśliłam. - uśmiechnęłam się słabo.Wiedziałam ze Hunter wie, o tym ze robię dobra minę do zlej gry.
H: Wiecie źrebaki,my musimy jeszcze gdzieś pójść,a wy się bawcie. - powiedział ogier.
Z: Doooobrze!! - krzyknęły chórem.
Gdy odeszliśmy na tyle od nich Hunter spytał się mnie:
- Rié,co cie gryzie? - przez chwile się wahałam,później nie mogłam wytrzymać i wybuchnęłam płaczem: - T-to przez to ze jestem samotna,podoba mi się Onew,lecz nie wiem co robić.Boje się,ze już jest za późno.Ze woli Kasje..
Ogier mnie przytulił,po koleżeńsku i powiedział: - Nie martw się,masz jeszcze dużo czasu.Jesteś śliczna,pewnie spodobasz się tez innemu ogierowi.- Uśmiechnął się ciepło.Zdołałam wydukać tylko jedno : - Dziękuje.

Tornado- Magiczne Ziółko

Tej nocy było chłodno i chmury zasłoniły księżyc. Kolorowy las za dnia stawał się jednością z Zakazanym Lasem. Było ciemno, ponuro a na dodatek zimno. Nie mogłem zasnąć, postanowiłem udać się nad  Zatokę Przemyśleń, lecz nie po to by coś przemyśleć. W Zatoce jak zawsze powitał mnie radosny Hypnos.
H: Hej, hej, hello! A co ty tutaj robisz? Cooo? Naprawdę! Przyszedłeś tutaj tylko po to? Nikt jeszcze nie przyszedł tutaj, tylko dla mnie.
T: Hehe, a no przyszedłem do Ciebie. Nie mogłem zasnąć.
H: No to co Cię dręczy? A nie czekaj … nic Cię nie dręczy! Wiesz co! Pokaże Ci coś fajnego! Chodź!
I fioletowy duszek poleciał przed siebie. Jak on to robi, że jest zawsze taki wesoły? Hmm… bardzo mnie to ciekawiło. Wtedy on nagle powiedział:
H: No jak to co? Jakbyś ty był duchem też miałbyś dobry humor! Ale dobry humor można mieć jeszcze przez jedną rzecz, którą właśnie chce Ci pokazać!
T: Heh, no dobrze, dobrze. Przecież idę.
W drodze do tego wspaniałego miejsca Hypnos opowiadał mi kawały.
H: Hej, Tornado! A wiesz czym się różni krowa od srokatej klaczy?
T: Ymm, nie, nie wiem?  Czym?
H: Krowa ma większe cycki! – zaczął się śmiać.
T: Heh, dobre ….
H:A słuchaj tego!  Idzie Izabelowata klacz  do medyków i pyta się :
- macie testy ciążowe ?
A na to medyk:
- tak
- a trudne są ? – fioletowy królik znowu wybuchł śmiechem.
T: Heh.
Nie wiem co go tak śmieszy, ale okey. W końcu doszliśmy na miejsce.
H: Patrz! Widzisz tą grotę!
T: Tak widzę.
H: Właśnie do niej idziemy.
T: No okey.
I weszliśmy do pięknej groty. Gdy ja podziwiałem jej piękno,  Hypnos wyciągnął jakieś zioła.
T: Co to jest?
H: To są magiczne zioła! Po nich koleś będziesz mieć taki humorek jak nigdy!
T: Co? No to może ja nie, dziękuję.
H: No weź nie przesadzaj!
I królik wepchnął mi do pyska garść ziół.
H: Masz! I żuj! A zobaczysz fajny efekt.
Zrobiłem tak jak mi kazał i nie powiem, czuję się świetnie!
T: Haha! A co to jest? Haha! Hypnos czemu masz skrzydła od kurczaka! Hahaha! Ty pacz! Jajko!
H: Haha! A nie mówiłem, że Cię weźmie! A tak w ogóle to jest kamień! Hahaha!
T: Jaki kamień! To jest jajko! Ja je wychowam! –I Tornado usiadł na owalnym kamieniu.
H: Haha! Powodzenia w wysiadywaniu kamienia! –Hypnos zaczął tarzać się ze śmiechu.
T: Nie obrażaj mojego dziecka! Ty zielona krowo!
H: Haha! Zaraz nie wyrobię! Haha!
T: Moje kochane jajeczko! Nazwę Cię Hermes! Wyrośniesz na silnego konia, takiego jak ja!
H: Haha! Od  kiedy z jajka, sorry, z kamienia wyjdzie konik! Hahahaha!
T: Stul dziób! To jest mój syn i ma na imię Hermes.
H: Hahaha! Kamień o imieniu Hermes! –Królik nie wyrobił już ze śmiechu i pękł, ale po chwili znowu się posklejał.
T: Tak! Hermes! I to nie jest kamień! Tylko mój syn!
H: O słyszę, że ktoś wszedł do Zatoki! Czekaj Tor idę zobaczyć kto to! A ty zajmij się swoim ..hahha… synem …hahhaha! –Hypnos znikł i zostawił Tornado samego w grocie.
H: O Hej! Kasjopea! Hahaha!
K: Hej? Co Cię tak bawi?
H: Haha! Chodź za mną to zobaczysz!

...Kasjopea...
T: Hej, Kasja, zaraz się wykluje, możesz być mamą.
K: CO!?
T: No Hermes!
K: Może mi ktoś do jasnego kopyta wytłumaczyć co się to dzieje !?
H: Żeby to zrozumieć, musisz trochę sobie pożuć- masz –i dał mi jakieś zielsko do pyska, w sumie dobre. Nagle poczułam się bardzo dziwnie, spojrzałam na drzewo i powiedziałam:
K: Przesuń się! Przesuń się mówię! Odejdź mi stąd, bo Cię kopnę.
H: Kasja, to jest drzewo!
K: Nie obchodzi mnie to! Niech sobie idzie! Hypnos powiedz mu coś, bo  nie zdzierżę ! –spojrzałam na Tora.- Hahahah, to wtf, ty u fryzjera byłeś? Sexy grzywa, brałabym!
T: Cooooo!? Ja mam normalną grzywę! Seledynową jak zawsze! –Tor zaczął się oglądać i spadł z Kamienia. O nieeeeeeeee! Łeee, Kasja przez ciebie rozbiłem nasze dziecko i co teraz? Łeee! Mój Hermes! Jak ja to wytłumacze stadu- zabiłem źrebaka
H: Ehhh, Tor zabiłeś kamień, to straszne przecież on też ma uczucia.
K: Idziemy szukać jajka!
T: Niee, jestem złą matką, nie zasługuje na dziecko!
H: Haha! Ogier został matką! Jeszcze złą matką! hahaha!
K: Aaaa, Tor! Czemu ta fioletowa żaba się na mnie paczy! Paczy, paczy i paczy.
H: Jestem królikiem!
K: Aaaaaaa, i jeszcze gada od rzeczy!  Tor Uciekamy!
T: Nie, ja muszę zginąć, zabiłem dziecko!
K: Dziecko nie mucha, nie lubi pomarańczy!
H: Hahahhahahaahahhahahaha! Kasja ale ty jesteś mądra!
K: A ta żaba znów swoje! Aaaaaaaaaaaaaa, skąd ta żaba zna moje imię? STOP. Czemu ja właściwie gadam z żabami!
T: Ej Kasja, pacz idzie coś. Oooo. Aomori, miłości moja! Zabiłem nasze dziecko! .... czekaj .... ty wyglądasz jakoś inaczej! –Czemu masz ogon na czole?
K: Tor, natychmiast przestań gadać z  brokułami! Tor coś masz chyba z główką!
A: Co tu się dzieje.
K: Właściwie wszystko w normie. Tor zabił Hermesa, jakaś fioletowa żaba zna moje imię i ze mną rozmawia. AAAAAAAAAAAAAA, o nie . STOP! Czemu ja rozmawiam z brokułami!? Kasja, ogarnij się, powiedz brokułom, że nie mogą z tobą rozmawiać!- Nie rozmawiam z brokułami!
A: Tor, Kasja wyjazd mi stąd! Ogar.
K: Ja za brokułami nie chodzę. O nie, one znów do mnie mówią.
T: Hahahhahaah, Ej chodź pokażemy stadu, że Aomori ma ogon na czole, ale będą mieli beke xD.
K: Hahaha, dobra, a ja im pokaże te brokuły !
A: Hypnos, coś ty im zrobił- Królik, zrobił słodziutką minę i zniknął.
Aomori zaczęła próbować dowiedzieć się o co chodzi:

...Aomori...
Aomori zaczęła próbować dowiedzieć się o co chodzi:
Zachowywali się bardzo dziwnie , to na pewno wina tego fioletowawego dziwnego królika . Na ziemi leżał liść jakiejś dziwnej rośliny . Co to mogło być ? Może od tego się tak zachowują ?
A : Może odprowadzić Was do Kopytnego Lasu ?
K : Hahaha , jakbyśmy sami mieli nie trafić !
A : No ja nie wiem , nie wyglądacie za dobrze ..
Konie zaczęły się głośno śmiać . Przewróciłam oczyma i ruszyłam z nimi na przód . Udałam się prosto do medyków . Wchodząc do jaskini zauważyłam Huntera .
A : Hunter !
H : Co się stało ?
A : No właśnie nie wiem , znalazłam Kasjopeę i Tornada w dość dziwnym stanie . Ciągle się śmieją i wygłupiają .
H : Hmm..
A : A , i jeszcze wydaję mi się , że to wina Hypnosa . Znalazłam ich w jego towarzystwie .
Ogier chwilę się zastanowił i powiedział :

...Hunter...
H: Masz może to coś co on im dał?
A: Mam, proszę. –podała mi jakieś zioła, przyjrzałem się im.
H: To przecież Magiczne Ziółka. W małych ilościach nie szkodzą, tylko poprawiają humor. Hmm, nie wiedziałem, że Hypnos je ma.
A: I co z nimi zrobimy.
H: Hahaha, Niech tu lepiej siedzą, to im przejdzie za…. Jakiś czas.
A: To nie możemy ich zaprowadzić do domów?
H: Lepiej niech ich nie widzą Arsa, Dea i Kyar. Haha. Wyobrażasz sobie jak Tor zacznie gadać jakieś głupoty Arsie, a Kasja gadać do dzieci coś co nie ma sensu. Niee, dla dobra psychiki Arsy i dzieci niech zostaną tu, a ty się nie chwal stadu, co tu się dzieje.
A: No dobrze, dobrze. Hehe, ale musimy też się kiedyś zabawić w takie ziółka!
H: No, no bezapelacyjnie, kiedyś musimy.
A: Słyszysz ktoś idzie!
H: O Nieee, to Arsa.
A: Hahahaha, a się narobiło! Postaram się ją zatrzymać!- Aomori wybiegła przed moją grotę.
A: Hey, Arsa muszę ci coś pokazać. Chodź ze mną.
AR: Hej, przepraszam Cię, ale nie mam czasu szukam Tora.
A: Ale naprawdę chodź! Tor sobie poczeka.
AR: Nie. Przepraszam, ale idę do Leczniczej Groty.
A: Ale tam ich nie ma wychodzę właśnie stamtąd!
AR: ICH! No teraz to na pewno tam pójde!
A: <myśli> Aomori ty geniuszu, zawsze musisz coś odwalić.- I stanęła przed grotą, żeby zobaczyć co się stanie, a w razie co złagodzić sytuację.
Arsa weszła do mojej groty i zobaczyła tarzających się ze śmiechu Kasje i Tora.
AR: Co tu się dzieje !
T: Hahahah, hej . Arsa musimy powa hahhaha, poważnie porozmawiać!
AR: W twoim stanie, obawiam się, że się nie da.
T: Hahaha, Haha, Arsa powiedz mi hahaha, czemu jesteś taka gruba i niebieska?
AR: Cooo, ja gruba, w ciąży jestem, jakbyś zapomniał!
T: Hahhaa, tego to mi nie wmówisz! Haha, myślisz, że jestem taki głupi hahhhaha i nie wiem, że konie wykluwają się z jajek!- Powiedział uhahany Tor. Na to Kasja.
K: Hahahha, Tor ale sobie wybrałeś kobiete hahhha, Gruba, Niebieska i jeszcze kłamie hahahha, hahah .
Dla Arsy to już było za dużo, nie wytrzymała tego wszystkiego i powiedziała:

...Arsabell... 
AR : Wiesz co! Zostaw mnie w spokoju, jeśli masz zamiar taki być to może z nami KONIEC ! -wykrzyknęła i uciekła z płaczem ... Tornado nic sobie z tego nie zrobił , po prostu dalej się śmiali z Kasją ..Nagle przyszła Akacja i się zapytała :
A : Co się stało kochana ?
Ar : Tornado i Kasjopea mnie okropnie wyzywali .. Powiedziała płacząca ..
A : Kochana nie przejmuj się , on chyba nigdy się nie zmieni ...
Ar : Ale on nie był nigdy taki ...
A : Wierzę , ale teraz to już nie ma sensu ....
Ar : Ma sens , kocham go ale aby mnie tak ozywać , to nie w jego stylu , gdy śmiał się z Kasjopeą to ... to Ignorował mnie ... Strasznie mi było z tego powodu smutno , nawet nie wiesz jak ...!
A : Oj muszę wiedzieć , a co dokładnie ci powiedział ?
AR : Że jestem gruba , niebieska , i kłamię .!
A : Nie prawda wcale taka nie jesteś , uwierz .. Dobra spadam muszę lecieć ,, Papa kochana trzymaj się ..!
AR : Paaa. !
Arsa myślała zawiedziona a po drugiej stronę gdzie Tor i Kasja się śmiali , nagle Tornado się obudził i powiedział do Kasjopei .:
T : Kurcze , Kasja wiesz co ja zrobiłem !
K : Co ?
T : Zraniłem strasznie Arsabell , muszę do niej lecieć , bo to może być koniec naszego związku ..
K : Oj tam , Nie przejmuj się .. Na pewno ci wybaczy ..
T : Za takie coś to ja bym sobie nie wybaczył .! ! Wgl jak ty możesz tak mówić ...?!
K : Oh.. Jezuu dobra leć ..
Tornado szukał Arsabell po całym kopytnym lesie ale jej nigdzie nie było , strasznie się o nią martwił , Zdawał sobie sprawę co jej zrobił i jak ją zranił ... Nie mógł sobie wybaczyć ... Nagle słyszał malutki , słodziutki płacz ... To przecież była Arsabell ! Podbiegł do niej i powiedział : 
T: Arsabell! Kochanie! Tutaj jesteś!
Ar: Odejdź ode mnie! Nie chcę Cię znać!
T: Wybacz mi! To przez Hypnosa i jego zioło.
Ar: Co mnie to obchodzi! Wynoś się!
T: Arsabell! Proszę, wybacz mi ...
Ar: Nie słyszałeś! Z nami koniec!
T: Nie prawda!
Ar: Prawda! Odejdź ode mnie!
Wtedy Tor mocno przytulił Arsabell, ta chciała się wyrwać, ale w końcu odwzajemniła uścisk.
T: Przepraszam Cię! Na prawdę! To nie byłem ja, zrozum!
Arsabell nie powiedziała ani słowa, tylko płakała.
T: Proszę Cię kochanie, wybacz mi ... obiecuję, że się zmienię ... to Hypnos wepchnął mi do pyska to zioło ... naprawdę proszę Cię... wybacz mi ....
Arsabell w końcu wyszeptała "Kocham Cię".
T: Ja też Cię kocham. Przepraszam za te wszystkie złe chwile, które ze mną spędziłaś, obiecuję że to się zmieni ... Będę dobrym mężem i dobrym ojcem ... zobaczysz ...

Od Scootaloo

Nie wiedziałam gdzie jestem. Mój głód był nie do zniesienia. Gdy zobaczyłam czarnego ogiera.. Na imię mu było Tornado.
Scootaloo: Hej kim jesteś?
Tornado: Ja jestem Tornado z kopytnego lasu, zbieram jabłka dla mojej partnerki.
Scootaloo: A kto jest twoją partnerką?
Tornado: Arsabell, uwielbiam ją, wkrótce będę ojcem
Scootaloo: Gratuluje. A czy bym mogła dołączyć do stada?
Tornado: Jasne że tak ! Chodź robi się późno a na pewno jesteś głodna widziałem jak przed czymś uciekałaś.
Scootaloo: Dziękuje!! I razem poszli do stada gdzie Scootaloo zobaczyła konia tej samej rasy co jej brat. Podeszła i spytała:
Scootaloo: Kim jesteś?
Serafin: Jestem Serafin.
Scootaloo: Serafin?!!! Bracie to ja Scooti!
Serafin: Co? Ty moją siostrą?? Nie jesteś Haflingerem!
Scootaloo: Ale jesteś mieszańcem 2 ras Andaluza i Haflingera.
Serafin: Acha.. Wiesz co ja miałem siostrę Andaluza... Miała znak na boku, znak gwiazdy..
Po chwili Scootaloo odwróciła się i pokazała gwiazdę na boku. Serafin zdziwił się, faktycznie to była jego siostra. Gdy Serafin przedstawił swojej siostrze jego partnerkę Elekte, ta zobaczyła pięknego ogiera. Podeszła pod niego i się przedstawiła.
Scootaloo: Hej, jestem Scootloo dla przyjaciół Scooti
Nerkadio: Cześć. Jestem Nerkadio dla przyjaciół Nero.
Scootaloo nie wiedziała co ma powiedzieć, bowiem pierwszy raz się zakochała.. Ale nie była pewna, bo bała się że jak przyzna się do uczuć, wyśmieję ją.. Scootaloo z uśmiechem patrzyła na Nerkadia, ten traktował ją jak przyjaciółkę lecz Scootaloo czuła do niego cos więcej.. Postanowiła się poradzić klaczy stada - Arsabell.
Scootaloo: Witaj, Arsabell
Arsabell: Witaj kochana.
Scootaloo: Muszę się ciebie poradzić.
Arsabell: A na jaki temat?
Scootaloo: Miłość..
Arsabell z radością popatrzyła na Scooti.
Arsabell: Ktoś tu się zakochał? Jeżeli chcesz, możesz się mnie poradzić.. A twój Wybranek to..
Scootaloo: Nerkadio.. Ale boję się przyznać się do uczuć..
Arsabell: On szuka wybranki lecz zakochał się we mnie.. Jeżeli mu wyznasz co do niego czujesz na pewno nie odmówi takiej wspaniałej klaczce.
Scooti przemyślała to co powiedziała Arsabell. Więc poszła do Nerkadia by mu wyznać miłość..
Scootaloo: Nerkadio? Muszę Ci coś powiedzieć..
Nerkadio: Co chcesz mi powiedzieć Scooti?
Scootaloo: Yyyy... KOCHAM CIĘ! Jesteś wspaniały, nigdy nie widziałam tak pięknego i sympatycznego ogiera jakim jesteś ty. Czy mogę zostać twoja partnerką?
Nerkadio odwrócił się i powiedział:

...Nerkadio...
N: EEE ...? Po prostu zabrakło mi słów ...
S : Coś się stało ?
N : Słuchaj jesteś śliczną klaczą , ale we mnie się kocha już wiele klaczy więc , musiałbym wybrać jedną z was , Ale i tak nadal kocham ją , piękną śnieżnobiałą klacz o imieniu Arsabell .. Więc bardzo cię przepraszam , na razie nie potrafię się po niej pozbierać ..
S : Och , przepraszam , ale wiesz ja zawsze będę na ciebie czekać ,...
N : No dobrze to jak będę wybierał miłość ... To pomyślę nad tobą ..
S : Hehe , okey .. To może przejdźmy się ...?
N : Jasne ..
Szli drogą nie wiadomo jaką ale nadszedł wieczór i wracali wtedy dobiegła do nas zazdrosna Valerie i powiedziała :

...Valerié...
W oddali zauważyłam Scooti i Nera, postanowiłam się przywitać.
V: Hej Scooti, Hej Nero. - powiedziałam do koni. - Co tam u was?
N: Świetnie - uśmiechnął się.
S: Nieźle... - widziałam jej zbolała twarz. Czyżby coś się stało? Postanowiłam nie naciskać,jeśli będzie chciała sama mi powie. Nero zauważył to,zarumienił się.Od razu zrozumiałam.
V. A może chcecie ze mną iść na łąkę? - zapytałam.Nero się wymigał ale Scooti poszła ze mną. Bawiłyśmy się świetnie,Scooti jest cudną klaczą.Bardzo miłą, niestety musiałam iść. Trzeba było coś jeszcze zrobić.Pożegnałam się i pogalopowałam w strone mojej 'jaskini'.


Odeszła dnia 21.05.2013r

Nilsa- Connor

...No dobra teraz tylko pójść do...Ooo...jej nie strasz mnie...
Powiedziałam odwracając się w stronę legowiska.Tego dnia miałam dziwnie smutny humor, nie wiem czemu?Co się stało Coonor? - powiedziałam widząc za sobą rudego kuca.
C: Nie...nic...ja tylko...nie nic.
N: Co nic?Ja widzę że coś Cię dręczy powiedz co?
Podeszłam do niego bliżej pytając.On spuścił łeb i zapytał zasmuconym głosem pełnym pustki:>>>Czy możemy pójść dziś na spacer?,,Na przykład do lasu miłości''?
N: no pewnie!Wiesz że zawsze chętnie chodzę na spacery.
C: Super to o której?
N; Za godzinę?
C: Oki to cześć!
Cześć!-odpowiedziałam odprowadzając Coonora do wyjścia jaskini.Wyglądał na zdenerwowanego ale co tam ja nic nie wiem.Godzinę później przyszedł po mnie ale wyglądał na smutnego?Nie wiem co się stało?!
C: Nilsa...ja...znaczy jeśli nie to jasne...ale ja.
N: Co się stało Coonor?
C: bo ja...
N: Wyduś to z siebie!!!
Kopnęłam go lekko w przednią nogę.Chcąc żeby to powiedział:

...Connor...
C: Nie ważne...
N: No powiedz!
C:Ja nie mogę.... - i pobiegłem do Kopytnego Lasu." Hah. Pewnie pomyślała, że... chce z nią być... Boże jak ja umiem wszystko zepsuć! Dlaczego dałem jej nadzieje!" Ja jestem z Emilią! - byłem wściekły na siebie.
Wołała jeszcze za mną, ale ja nie chciałem jej słuchać. Pobiegłem jeszcze szybciej,żeby poskakać po drzewach ale na górze zaraz upadłem bo....nie widziałem drzewa i w nie się uderzyłem. Nie czułem bólu( bo byłem zszokowany) więc nie było potrzeby iść do Medyków... 

Layla -Spotkanie dwóch sokołów

Pewnego spokojnego wieczoru, szłam sobie po łące, prosto nad zatokę przemyśleń.
Gdy tam dotarłam pomyślałam sobie:
L:Hmmm ciekawe, czy znajdę tu miłość swojego życia, czy będę szukać dalej...
W tym momencie zauważyłam Elektę, która latała między koronami drzew, więc krzyknęłam do niej:
L:Hej Elekta!
E:Cześć Lay!
L:Ścigamy się?? Kto pierwszy będzie w Kopytnym Lesie
E:Jasne, lecz jest trochę ciemno, nie wiem czy będziemy coś widzieć.
L: Spoko, jak ktoś ma orientację lub sokole oko to nie ma się czym martwić 
E: Okej! czyli, że ja mam latać a ty będziesz galopować??
L: No tak
E: 3, 2, 1 iii START!
Po dość długim galopie i lataniu, spotkałyśmy królika Hypnosa,lecz tylko się z nim przywitałyśmy, nie zatrzymałyśmy się nawet na sekundę, każda z nas chciała wygrać. 
Odpowiedział:
H:Cześć dziewczyny!
Czułam, że w jego maślanych oczkach kryje się tajemnica, skrycie przed otaczającym go światem, i ... że grzebie mi w myślach.
Pogalopowałam dalej nie przejmując się z tym zbytnio.Nagle Elekta zawołała z góry:
E:Jak ci idzie?? 
L: Dobrze, jak tobie??
E: Spoko może być 
Pokazało się, że obie byłyśmy zremisowane, tak zremisowane, zasapana powiedziałam:
L: Hehe remis!
E:Racja!
Byłyśmy tak zmęczone, że odrazu poszłyśmy położyć się spać.

Elekta- Moje szczęście

Był przed ostatni dzień przed narodzinami mojego szczęścia czyli małego źrebaczka.Chodziłam dokoła łąki i myślałam na głos:
E.Ogier czy klacz?
L.Co mówisz?
E.Nic ,nic myślę czy mój źrebaczek to będzie klacz czy ogier.
L.Aha.A jak go nazwiesz?
E.Ogier Sebascuit ,a klacz jeszcze nie wiem.
L.Ładne imię.A jak myślisz będzie ogier czy klacz?
E.Myślę ,że ogier.
L.A czemu ogier?
E.Na ten czas wszystkie źrebaczki to klacze.
L.Aha.
Layla była nowa więc mogła nie wiedzieć ,że jestem w ciąży.Chyba dlatego była taka zdziwiona.Spytałam:
E.Layla ty wiedziałaś ,że jestem w ciąży.
L.Tak.
Nie wiedziałam czy nie chce się przyznać ,że nie wie czy naprawdę wiedziała.Byłam zakłopotana wszystko działo się tak szybko moja ciąża minęła tak szybko ,a ja na przed ostatni myślę nad imieniem źrebaka.Spłatam Layly:
E.A ty jak byś nazwała źrebaka?

...Layla...
L:Cóż gdybym go miała napewno nadała bym mu na imię:Bruno,Rico, natomiast gdyby była dziewczynka: To Chelsea,Wenus
E:Hmmm w sumie dobry pomysł!
L:Dzięki!A może wybrałybyśmy na łąkę skubnąć soczystej zielonej trawki?? Padam z głodu
E:Jasne! Czemu nie?
L: Okey to chodźmy
I tak poszłyśmy wolnym stęmpem nad łąkę.
E i L:Mmmm pyszota
E:O tej porze trawka jest nadzwyczajnie pyszna
L: Hehe 
E: A tak a propos skąd wiedziałaś, że jestem w ciąży??
L: Po prostu dowiedziałam się od Akacji i tyle
E: Aha 
L: A co??
E: A nic nic, tylko się pytam.
L: Spoko
Po długim skubaniu soczystej zielonej trawki, w końcu przyszła pora na spanie, tak naprawdę nie poszłyśmy spać,
tylko jeszcze nad wodospad, żeby zaczerpnąć krystalicznie czystej wody przed spaniem.Po tym Już naprawdę byłyśmy 
zmęczone, więc się rozdzieliłyśmy, gdy to zrobiłyśmy, powiedziałam do Elekty:
L: To dobranoc Elekto
E: Miłych snów Lay
I tak zakończyłyśmy dzień pełen pogaduchów i jedzenia pysznej wieczornej trawki.

czwartek, 28 marca 2013

Od Layli

Pewnego słonecznego dnia poszłam na łąkę, tam spotkałam Arsabell i zapytałam się jej:
-Hej, czy mogłybyśmy dzisiaj pójść na spacer, tak żeby mnie oprowadzić po stadzie?
A: Oczywiście.
Poszłyśmy wzdłuż wodospadu i po chwili spotkałyśmy Tornada.
T: Hej dziewczyny, co u was?
A: Dobrze, to jest Layla, jest nowa w stadzie.
L: Cześć Tor.
T: Mogę dołączyć do was?
L: Spoko
T: Super, to gdzie idziemy?
A: Tym razem nad ....
I w tejże chwili nagle wyskoczył Hunter.
H: Hejka!
A: Cześć! Trochę mnie wystraszyłeś.
T: Cześć Hun.
L: Cześć, jestem nowa w stadzie!
H: Hej, miło mi Cię poznać Lay.
I Hunter dołączył do nas, razem poszliśmy z powrotem do Kopytnego Lasu. I tak zakończył się mój pierwszy dzień w stadzie, co prawda nie poznałam wszystkich członków, lecz wiem, że niedługo to zrobię.

Kasjopea- Poranna Pobudka

Obudziłam się dziś jakoś bardzo wcześnie. Zobaczyłam jak Dea słodko śpi i od razu zrobiło mi się lepiej. Zaczęłam pracować nad nowym eliksirem, do którego potrzebowałam Kamienia Dusz. Pracowałam nad tym dość długo, ale nie mogłam się skupić. Wciąż myślałam, o tym, że jestem tylko sama z Deą. Niestety kolejna próba stworzenia eliksiru nie udała się. Byłam zła. Wstała Dea. Przywitała się ze mną, zjadła śniadanie i zaczęła marudzić, żeby się z nią pobawić. Wtedy wpadł Onew.
O: Hej Kasja! Hej Dea, mieliśmy się pobawić !
D: Tak wujo obiecałeś! To w co się bawimy?
K: Miło, że wpadłeś Onew.
O: W końcu obiecałem małej, że się pobawimy.
D: Wujek! W co, w co, w co?
O: No myślałem, że ty wymyślisz!
D: Dobra!
K: O widzę, że już ładnie mówisz „R” !
D: Widzis mamuś szybko się uczę. Plawda?
K: Haha, tak prawda.
D: To pobawmy się w wyścigi. Mamuś będziesz sędzią !
K: Dobrze. To musicie obiec tamto drzewo i przybiec do mnie. Gotowi?
O,D: Taak!
K: START!
Komicznie wyglądało to, kiedy Onew specjalnie biegał wolno, by mała mogła wygrać- to było takie słodkie. Potem bawili się jeszcze w chowanego. W końcu przyszła Markiza, która zaprosiła Dee na zabawę w Lesie Ciszy. Pozwoliłam jej iść w końcu będą pod opieką Elekty.
O: Słodką masz tę małą.
K: Powtarzasz mi to 100 raz.
O: I powtórzę pewnie jeszcze raz tyle.
K: Haha, a my co robimy?
O: W sumie możemy pójść na spacer. Tylko gdzie?
K: Hmmm, no ja nie wiem, ale ty jesteś lepszy w myśleniu ode mnie więc, gdzie idziemy ?


...Lee Jinki...
O : Ja niby lepszy w myśleniu ? Cóż , umysł to prędzej mój minus ,niż plus . - Powiedziałem uśmiechając się ślepo .
K : W każdym razie .. Gdzie pójdziemy ?
O : Hmm ... Oj , nie wiem , na prawdę nie mogę wymyślić . Może po prostu tak przed siebie ?
Klacz kiwnęła łbem i ruszyła w stronę lasu , którego widziałem pierwszy raz w życiu . Po drodze zauważyłem dziwne odciski w śniegu . Coś mi w nich nie pasowało . Wyglądały jak odciski źrebaka , ale co by robił źrebak w tym miejscu ? Na pewno nie był z naszego stada , bo przecież Dea i Markiza były w Lesie Ciszy . Najbliższe stado od nas jest dość daleko stąd . Może źrebak się zgubił ? Szturchnąłem Kasjopeę i wskazałem na ślady .
O : Lepiej pójdźmy wzdłuż nich . Może jakiś źrebak się zgubił ?
K : Masz rację , powinniśmy to zbadać , może jeszcze zamarznąć ,w końcu mamy środek zimy .
Ruszyliśmy kierując się małymi śladami . Szliśmy już długo , a kolejne śladu po woli zasypywał śnieg . Przyśpieszyliśmy nie wiedząc , czy to coś da . Ślady zaprowadziły nas do niewielkiej groty . Szliśmy jej głąb dokładnie przyglądając się każdemu zakamarkowi . W końcu zauważyłem małego , ledwo żywego źrebaka.

...Kasjopea...
Źrebak był malutki, kruczoczarny, piękny, ale strasznie zaniedbany. Leżał sobie w kącie. Był na skraju wyczerpania.
O: Pójdę po medyków!
K: Nie, spokojnie mam Talizman Pegaza Chwały przy sobie.
O: Boshe, Kasja jak dobrze, że jesteś druidem!
K: Też się cieszę z tego powodu. – Założyłam małemu talizman. Stan źrebaka polepszył się.
O: I co my z nim zrobimy?
K: Wiesz, zawsze marzyłam o źrebakach, ale nigdy nie miałam partnera… a latka lecą. Mam już Dee, więc mogłabym wychować go jako jej młodszego brata. Tylko najpierw dowiedzmy się co się stało.
O: Dobrze, ja oczywiście pomogę Ci w wychowywaniu małego, w końcu też czuję się trochę za niego odpowiedzialny.
K: Dobrze, więc Kochanie, powiedz co się stało- skierowana w stronę źrebaka powiedziałam. Wtedy miałam wizję. Widziałam stado panter zagryzające piękną Karą klacz i srokatego ogiera.- To pewnie byli jego rodzice- pomyślałam. Kochanie, nie bój się. Twoi rodzice nie żyją tak?
Ź: Tak.
K: Bardzo Ci współczuję, ale musisz iść z nami, my się tobą zaopiekujemy tak samo jakby zrobili to rodzice, wiesz? Onew- ja przyjdę powoli z małym, a ty pobiegnij szybko, powiadom stado. Wejdź do Turkusowych Źródeł i naszykuj coś do jedzenia i picia. Możesz też zrobić jakieś posłanie. Dobrze?
O: Dobrze już biegnę. Do zobaczenia w takim razie.
Ź: I co ze mną teraz będzie?
K: Będziesz teraz w naszym stadzie, nie pozwolę byś został sam. Powiedz tylko jak na Ciebie wołali rodzice ?
Ź: Kyarameru [czyt. Karamel].
K: Dobrze, więc chodźmy Kyar- mogę tak mówić?
Ź: Możesz, a ja mogę ciociu?
K: Tak kochanie możesz mówić na mnie jak chcesz.
Szliśmy powoli rozmawiając o przeszłości Kyar’a. Nie miał zbyt wesoło. Całe jego stado zginęło. Został sam. Jak dobrze, że wybrałam się na spacer z Onew. Widocznie los tak chciał. Kiedy przyszliśmy do Turkusowych Źródeł Onew naszykował wszystko dla małego. Daliśmy mu jeść i pić, potem położył się spać.
K: Onew dzięki za pomoc. – Wtedy przyszła Arsa.
O: Nie ma za co.
A: Witajcie!
K: Witaj Arso.
A: Hahaha, zostawić was na moment samych a już jesteście rodzicami! Haha
K: Arsa widzę humorek dopisuje! Przecież wiesz jak było.
A: No wiem wiem, ale Kasja latka lecą, a ty zamiast mieć swoje to cudze przygarniasz ;).
K: A no widzisz, ty masz szczęście, bo masz Tora, a mnie nikt nie chcę, więc przynajmniej cudze mam, hehe.
A: No, no lepsze to niż nic. A tak wgl. To gdzie masz Dee.
K: Bawi się z Markizą.
A: Dobrze, że są już dwie . To chociaż Dea może się bawić z kimś w swoim wieku. A ty Onew szybko tatusiem zostałeś.
O: Hahaha, no bardzo śmieszne wiesz….
A: No co, a nie?
O: Raczej wujkiem!
A: No dobrze, niech CI będzie, że wujkiem. Gadaliśmy o głupotach. Mój mały Kyar spał. Ciekawiło mnie tylko, czy Onew będzie rzeczywiście pomagał mi w opiece nad małym. W końcu dwójeczka to już coś jak na samotną matkę… Ehh, o czym ja mówię. Nieważne. Ważne jest to, że mam szczęśliwą rodzinę. Ja, Deadia vel Duma i Kyarameru, szkoda, że nie ma z nami Charona.

Serafin- Zatoka Przemyśleń


Serafin myślał nad imieniem dla swojego przyszłego syna lub córki. Leżał wpatrzony w zatokę myśląc o Elekcie i jego przyszłym źrebaku. Napadały go czasem pytania czy będzie dobrym ojcem czy nauczy swojego syna/córkę mądrych rzeczy.
Serafin: Oh.. Nie wiem czy będę dobrym ojcem dla źrebaczka.. Mam nadzieję że mój przyszły syn lub córka wyrośnie na pięknego, odważnego i mądrego konia.
Elekta: Serafin co ty tu robisz?
Serafin: Myślę czy będę dobrym ojcem dla naszego przyszłego dziecka.
Elekta: Przecież wiesz że jesteś.Przeczuwam to.
Serafin: Elekto..
Elekta: Tak?
Serafin: Nie wiesz jak bardzo Cię kocham !
Elekta: Ja ciebie też mój Serafinku. Wróćmy do stada.
I razem pogalopowali do stada. Szczęśliwi z powodu swojego przyszłego dziecka.
Faraon: Widze że moja siostra jest szczęśliwa z Serafinem.. Oby im się dobrze powodziło!

Nilsa-Normalny dzień

Rano jak zwykle poszłam na łąkę. Tam spotkałam Emilkę
N: Hej Emila!
E: Hej
E: Co tam...a wiesz że ktoś się na ciebie gapi?
N: Eee...co kto się gapi?
E: Zobacz.
Odwróciłam głowę i zobaczyłam Connora. Podbiegłam do niego i zaczeliśmy gadać:...
N: Hej Coonor.
C: Cześć!
N: Co robisz?
C: Chciałem Cię zaprosić na spacer.
N: Łał... okej.Teraz ?
C: Jak masz czas.
N: No mam.
C: To idziemy?
N: No dobra.A gdzie?
C: Las miłości?
N: Okej to w drogę.
N: To cześć Emila!
E: Paa...!!!
Poszliśmy, całą drogę nie odzywaliśmy się, był to spacer milczenia .Gdy doszliśmy Coonor pękł i zapytał:...Czemu nic nie mówisz?...
N: Bo Ty nic nie mówiłeś.
C: Bo myślałem że ty nie chcesz gadać.
N i C: Hahaha...
Nagle nadleciał Tornado i powiedział:...
Coonor jesteś mi potrzebny!Chodź! Sorry, że przerwałem.
N: Okej idź
Poszła więc sama pospacerować dalej. Po jakimś czasie spotkałam Faraona
N: Cześć!
F: Hej!

...Faraon...
N.Co u ciebie?
F.Wszystko dobrze ,a u Ciebie?
N.Też!
F.Masz ochotę na spacer?
N.Właśnie jeden skończyłam.
F.To chcesz czy nie?
N.Z wielką chęcią pójdę z tobą na spacer.
F.To gdzie idziemy?
N.Nad wodospad.
F.Dobrze.
Wolnym stępem ruszyliśmy w stronę wodospadu.Kiedy już byliśmy nad wodospadem weszliśmy do wody.Nilsa powiedziała:
N.Chlapiemy się czy nie?
F.Jasne ,że tak.
Wtedy przyszedł Tor.I spytał:
T.Mogę się do was dołączyć?
N i F.Jasne.
Tor ma silne kopyta ,więc jak chlapnął to oblał wszystko dookoła.
Nilsa powiedziała:
 
...Nilsa... 
N: Ale fajnie...ale mokro...Tor no to jest kąpiel!!!
T: No sorry.
N: A czy ja mówię że jest źle?
T: No nie.
F: Wow...trochę zimno. Co nie?
Wszyscy zaczęliśmy się trząść z zimna...Brryyy.
N: Co ro..ro...A ppssiikk... Przepraszam.
F: O..katar to nie dobrze!
T: Sorry.
N: Spoko...Aaapppsssikkk.
Poszliśmy wszyscy do kopytnego lasu. Tornado zaraz się zgubił. A ja z Faraonem poszliśmy do reszty.
F: Jak myślisz, gdzie poszedł Tor?
N: Pewnie do Arsabell.
F: Ale Arsabell jest tutaj.
N: Rzeczywiście! Hmm…
W tym momencie przyszła do nas Arsabell i spytała:
A:Hej! Nie widzieliście może Tornada?
F: Właśnie przed chwilą, gdzieś poszedł.
A: Co? Gdzie poszedł?
N: No właśnie my też tego nie wiemy.
A: Aha.
I klacz odeszła od nas, wyglądała na lekko zdenerwowaną. W sumie niedługo rodzi a Tora przy niej nie ma.
F: No to co robimy?
N: Chodź, zjemy coś i pójdziemy już spać, bo robi się ciemno.
F: Dobry, pomysł.
I poszliśmy z Faraonem po kilka jabłek. Następnie każdy udał się w swoją stronę.
N: Heh, dzięki Faraon. Fajnie dzisiaj było.
F: Heh, też mi się podobało! To do jutra! Pa.
N: Paaaa!

Nilsa-Stary, nowy przyjaciel.

Wstałam i poszłam na łąkę. Tam spotkałam pasącą się MiNam...
M: Hej co u ciebie?
N: Spoko mogę się popaść z tobą?
M: No jasne!
N: Spoko.
Stanęłam obok niej i obie zaczęłyśmy zajadać soczystą trawkę!
M: Widziałaś gdzieś dziś Kasjopeę?
N: Nie.
M: A Lusię?
N: Nie jesteś dziś pierwsza.
M: Nareszcie pierwsza zawsze wyprzedzał mnie Connor.
N: No tak.
Przesunęłyśmy się kawałek dalej ciągle gadając.
M: A co ty tak z nim latasz po łąkach?
N: Nie latam. Ale...
M: Ładny jest co nie? Podoba ci się...
N: Proszę cię on mi...
M: Muuhhym
N: No dobra jest fajny..Ale nie mój gust.
M: Taaa...na pewno
N: Co ty jakaś taka ciekawa?
M: A...no tak sobie. A co nie można?
N: Nie no można spoko...!
H: Nil...!!!!
N: Hunter co się stało?
H: Nil chodź!
N: Wiesz że nie lubię jak tak się do mnie mówi.
H: Tak wiem ale tak szybciej się mówi!!!
N: No dobra. Co się stało?
H: Tornado chce cię widzieć
N: No oki to cześć Aomori!!
M: Cześć!!!
Poszłam z Hunterem do Tora. Nic nie chciał powiedzieć więc uznałam że to nic wielkiego, a okazało się inaczej.
N: Chciałeś się ze mną widzieć?
T: Tak ja i Arsabell.
N: Co się stało?
A: Masz moc władania piorunami więc mamy prośbę do ciebie.
N: Jaką?
T: Czy możesz nas chronić w nocy...być nocnym strażnikiem?
N: No jasne.
T: Tak po prostu? Wiesz na czym to polega?
N; No jasne wiem kiedyś byłam już strażniczką!.
A: To świetnie.
N: to wszystko?
A i T: Tak!
N: Oki.
Wychodząc od Tora i Arsabell natknęłam się na Connora. Spojrzał na mnie a ja na niego. Chwilę tak staliśmy i patrzyliśmy sobie w oczy...potem on powiedział
C: Hej co tam?
N: Spoko a u ciebie?
C: Oki.Dobra ja lecę.
N: Pa!...
C: Hej...
Potem poszłam na spacer, nie byłam już głodna bo najadłam się z MiNam. Przegalopowałam przez łąkę miłości wzburzając w ten sposób stado różowych motyli. I doszłam do lasu ciszy.
N: Jakiś ty piękny...
Knaks-trach.
N: Co kto to? Kim jesteś? Pokaż się ja się nie boję?

...Gallardo... 
G: Nie bój się to ja!
N: Gallo?
G: Tak to ja jestem nowy w tym stadzie.
N: Nie on nie wierzę.
G: Tyle czasu.
N: Tyle czasu, tyle bożych lat i znów razem.
Przytuliliśmy się i poszliśmy do mnie.
N: To co powiesz?
G: Co mam mówić?
N: No co tam u ciebie słychać?
G: No nic. Trochę urosłem itd. A pro po ty też urosłaś i jesteś taka ładna.
N: Och dziękuję ci.
Wtedy doszliśmy do domu Nilsy. Szkoda to był super spacer. 

środa, 27 marca 2013

Tośka - Narodziny źrebaka

Tak się cieszę , za chwile ma moje maleństwo Przyjść na świat Będzie to klaczka ... Mała Markiza .. Już ją kocham ... zawołałam Słavka bo coś się działo :
T:Słavek , Słavek !
S: Tak kochanie ?!
T : Chyba rodzę , mam skurcze ...! Zawołaj Medyków !
Poleciał zawołać ich .. Gdy wracali źrebak był już na świecie ...
T : Słodka co?
S : Bardzo .. Cześć maleńka ...
T : Nic jej nie jest ?
S : Nie , jest zdrowa ..
T : To bardzo dobrze ...
Imię: Markiza
Przezwisko: Mariz
Płeć: Klacz
Rodzina: Matka Tosia, Ojciec Słavek
Historia: Urodziłam się u boku mojej kochanej mamusi.
Do adopcji : Nie
 
Markiza odchodzi ze stada! (10.04.2013r)

Eliza- Imię

- Hunter. - powiedziałam.
H: No to dobrze, że mówisz jak mam na imię. Prawię już zapomniałem - uśmiechnął się.
L: Nie Hunter! Chodzi mi, że jak miałabym źrebaka to nazwałaby go jakoś!
H: Co?! A! No to ja proponuję Eliza, Albo Elizabeth, albo Lusia...
L: Ja proponuję Hunter...Ale nie w tym rzecz, ja mówię na poważnie.
H: Ja też!
L:Ale ja bym nazwałam młodego źrebaka Allone.
H: Co?! O tym nie słyszałem...
L: Bo to znaczy sam albo sama, w zależności od płci.
H: Po jakim?
L: Po Angielsku.
H: A co to znaczy: What's he saying?
L: To znaczy...A! To znaczy Co on powiedział?
H: A skąd znasz Angielski?
L: Moja ciocia była z Anglii - powiedziałam z nieskrywaną dumą. - To co zgadzasz się na to imię?
H: Co?! - zachłysnął się właśnie pitą wodą. - Planujesz źrebaczka?
L: Nie! Tylko na wszelki wypadek tak ustalam.
H: Aha. Allone... jak to się właściwie mówi?
L: Po polsku? Mówi się: Alląłn
H: Heh. Fajnie. Pasuje do popaprańca - i zaczął się śmiać.
L:Haha! - przedrzeźniam go. - To jest dla klaczy, chyba...To co?
H: No gdyby była poważna...zobaczymy jak trochę podrośnie...A jak nie będzie poważna to zmienimy nie?
L: Taaaak

Od Gallardo

Kiedy zobaczyłem Nilsę od razu do niej podbiegłem.
G: Nilsa to naprawdę ty?
N: Gallo...? Boże tyle lat jakiś ty wysoki...!
G: Jak ty wyładniałaś...
N: Przestań bo się zawstydzę!
G: A co to za koń tam z  tyłu?
N: Connor Hej chodź tu...!!!
C: Co to za koń?
N: To mój stary znajomy...
G: Nie taki stary...!
N: Wiem tak się mówi
G: Wiem
N: A może dołączysz do stada?
G:Oki Idziemy do samicy alfa.
Po jakimś czasie znaleźliśmy tą klacz a ona pozwoliła mi dołączyć. 

Odszedł dnia 21.05.2013r

Od Lee Jinki

Krążyłem cały dzień w około Naszej stadniny . Mieli mnie właśnie wziąć na loże , miałem uczyć jakieś dziecko jeździć ? Pff . Też mi coś . Nie lubiłem tego uczucia , gdy ktoś mnie przytłaczał , ktoś na mnie siadał tymi 'krągłościami' .. W dodatku ta stadnina miała duże wymagania . Nie nadążałem . Intensywne treningi , stresujące i męczące zawody sprawiały , że zaczynały mnie poważnie boleć plecy . Kark był moim największym zmartwieniem . Raz mi coś strzykało , raz ból nie do wytrzymania , za trzecim razem coś jeszcze gorszego . Instruktorka wprowadziła mnie na pole wyznaczone , dla dopiero uczących się jeździć dzieci . Jedno z nich , usiłując na mnie wsiąść , zanim to zrobiło nadepnęło mi na kopyto, uderzono mnie w brzuch i jakby celowo pociągnęło za grzywę . Tak mnie to zdenerwowało , że zrzuciłem dziecko na ziemie prychając mu prosto w twarz . Rozpłakało się . Też mi coś ; zaczyna, a jak przychodzi czas na mój ruch to się poddaje . Darowałem sobie , ale jakbym mógł to bym je zabił . Oczywiście jego rodzice wraz z instruktorką obwiniali mnie , nie je . Zupełnie mnie nie rozumieli . Przynajmniej miałem poparcie wśród moich braci ; Starszego Yong Jong Hwa (KLIK) , i młodszego Shin Woo (KLIK) . W każdym razie dostałem kare . Nie karmili mnie ,ani nie poili przez 5 dni . A , że był środek lata nie mogłem już wytrzymać , myślałem ,że zdechnę z pragnienia . Paliło mnie w gardle , jeszcze jak na złość ludzie przy mnie pili rozlewając wodę , i chlapiąc się nią po spoconej szyi i czole . Miałem spierzchnięte wargi i suchy język . Gdy po karze dostałem wreszcie coś do picia piłem jak szalony nie zostawiając prawie nic , dla dzielącym , ze mną boks starszym bratem . On tylko kiwnął mądrze głową i się odwrócił . Miałem już dość chamskich ludzi . Po nocach zastanawiałem się czy chce tu zostać . Kochałem swoich braci , tylko oni mi zostali , ale czułem ,że muszę stąd odejść . W pewną zimową noc , w styczniu najadłem się na zapas i wyruszyłem w stronę bramy głównej . Eh,strażnicy . Na szczęście mnie nie zauważyli . Wyszedłem drogą na lakę i szedłem wzdłuż ogrodzenia szukając dziury . Nie było . Ogrodzenie było dość sporawe , nie wiem czy dałbym rade je przeskoczyć , ale można zawsze spróbować . Właśnie się przymierzałem do skoku , gdy usłyszałem zza siebie głośne kaszlenie . Odwróciłem się i zobaczyłem zniesmaczoną minę mojego starszego brata .
Y (Yong Jong Hwa) : Dokąd się wybierasz ? - Zapytał marszcząc brwi .
O (Onew) : Przepraszam . Nie mogę już tu zostać . - Powiedziałem skulając głowę . Yong do mnie podszedł i się uśmiechnął .
Y : Każdy rozchodzi się swoimi ścieżkami . Jeżeli tego chcesz i taką decyzje podjąłeś nie mam prawa jej podważać . Muszę Ci tylko powiedzieć , że na wolności w cale nie jest tak łatwo , jak Ci się wydaje . Musisz więc udawać . I .. - Uśmiech znikł z jego mądrego wyglądającego pyska . - Trzymaj się , będzie mi Ciebie brakowało .
O : Dziękuje . Opiekuj się Shin Woo . - Brat na to skinął łbem . Przymierzyłem się do skoku po raz 2 . tym razem mi się udało . Jedynie obdarłem sobie nogi , wylądowałem na nich . Podniosłem się i obejrzałem za siebie . Brata już nie było . Strasznie mi się podobała jego postawa , starałem się do niego upodabniać , mądry i spokojny . Ruszyłem przed siebie . Wędrowałem kilka długich tygodni , dni mi się dłużyły , wydawało mi się , że z każdym dniem przybywa mi lat . Mijały też miesiące , nie wiem ile , nie liczę czasu , który według mnie nie ma znaczenia . Szedłem tak , aż natrafiłem na tereny Polski . Krążyłem po jej okolicach kilka tygodni szukając miejsca na nowy dom ; Może założę stado , albo do jakiegoś dołączę ? - Te myśli chodziły mi w kółko po głowie nie dając mi nawet chwili spokoju .. Idąc przez las zauważyłem piękną klacz . Podszedłem do niej bliżej i zacząłem obserwować . Nagle zniknęła mi z oczu . Gdzie ona się podziała ? Zaszła mnie od tyłu :
K : Kim jesteś ?
O : Ja ? Koniem , tak przynajmniej myślę , ale mogę się mylić . Inaczej Lee Jinki .
K : Hahah , bardzo śmieszne . - Powiedziała z sarkazmem . - Ja jestem Kasjopea . A co robisz w Kopytnym Lesie ?
O : Kopytnym czym ? - Zrobiłem szerokie oczy . Co to jest Kopytny Las ? Pierwsze słyszę .
K : Pff.. Stadzie . Naszym stadzie .
O : Szukam właśnie stada .
K : Powinieneś zapytać się alfy . Arsabell . Zaprowadzić Cię ?
O: Powiedziałem , że szukam , ale nie mówiłem , że chcę tu dołączyć .
K : Więc chcesz ?
O : Eh , Tak , prowadź - Powiedziałem przewracając oczyma .
Klacz ruszyła, ja szedłem równo za nią rozglądając się na boki . W końcu doszliśmy do ciężarnej białej klaczy .
O : Dzień Dobry . Mógłbym dołączyć ? Jeśli nie to ..
A : Możesz , każdy może - Przerwała mu Arsabell .
Bez słowa odszedłem od klaczy zafascynowany okolicą . Kasjopea nadal mi towarzyszyła . Z dala nadbiegła biała klacz mówiąc wesoło .
V : Witaj , nowy ?Jestem Valerié . - Uśmiechnęła się .
O : Cześć - Odwzajemniłem lekkim uśmiechem .
K : Hej - Markotnęła Kasjopea również się uśmiechając. Czyżby Valerié wniosła w Nas tak dobry humor ?

...Valerié...
V: Witaj Kasjopeo. - Uśmiechnęła się do klaczy,następnie zagadnęła ogiera.- Chciałbyś pójść ze mną nad wodospad? Właśnie się tam wybierałam..Ty tez Kasju, gdybyś chciała. - znowu się uśmiechnęła.
Kasjopea,odmówiła. Jednak Onew chętnie do mnie dołączył i razem pokłusowaliśmy nad Wodospad.
V:Uwielbiam to miejsce,jest takie piękne... - Westchnęła.
O: Masz racje,jest cudowne. - powiedział do klaczy,uśmiechając się.
V: Masz bardzo ładny uśmiech,ale..- zachichotała.- Masz źdźbło trawy pomiędzy zębami. - I zaczęła się śmiać,po chwili Onew napił się wody,a źdźbło trawy 'wypadło' z zębów do wody.Ogier tez zaczął się śmiać.
O: Dziękuje,ze mi powiedziałaś. - Uśmiechnął się.- Jesteś bardzo śliczną klaczą.. - Konie się zarumieniły.
V: Ooh..dziękuje. - Powiedziała klacz,a następnie wybuchnęła śmiechem.
O: Co Cie tak śmieszy? - zapytał zdziwiony ogier.
V: A nic,wyobraziłam sobie coś. - i uśmiechnęła się. - Chciałbyś pójść teraz ze mną do Lasu Marzen?

...Lee Jinki...

O: Las Marzeń ? Czemu by nie .
Poszli więc na Łąkę rozmawiając ,na różne tematy . Usiedli na liściach , pod wielkim krzewem .
V : Robi się już coraz zimniej . - Powiedziała Valerié. A , że dzień był zimny potwierdziłem . Chociaż , o tej porze roku mogło by być jeszcze zimniej . Jak na razie był lekki wiatr i prószył śnieg . Spojrzałem na klacz, która się tylko uśmiechała ślepo .
O : Ładne masz oczy . - Skomplementowałem . Nie tak na 'odwal się' . Naprawdę mi się podobały . Były takie duże i błyszczące . Spoglądałem na swoje odbicie w nich i siedziałem w ciszy . Po chwili wstałem i zapytałem :
O : Długo jesteś w tym stadzie ?
V : Nie .. Od niedawna ,ale już kojarzę członków i miejsca ! - Mówiła wciąż przez szeroki uśmiech . Lubiła się widocznie uśmiechać, cały czas to robiła . W sumie ja nie zbyt często się uśmiecham , może powinienem częściej ? Klacz mi wygląda na wzór do bycia szczęśliwym . Nie można przecież żyć szczęściem bez uśmiechu . To trochę nie logiczne i dziwnie wygląda . W cale nie normalnie , dziwnie , bardzo dziwnie . Wstałem i się przeciągnąłem
O : Wiesz , robi się naprawdę coraz zimniej , muzę wiec schowamy się do jakiejś groty ?
V : Masz racje , jeszcze się przeziębimy ..
Ruszyliśmy poszukiwaniu jakiegoś schronienia . Śnieg sypał coraz mocniej , w krotce i zaczął padać deszcz . Nie było czasu na szukanie , wzeszliśmy do pierwszej-lepszej jaskini . Wyjrzałem jeszcze na niebo
O : Chmury czarne, opanowały całe niebo . Chyba jeszcze długo będzie padać . Co my tu tyle będziemy robić ? ..
Nagle z czelności ciemnej jaskini wyłoniła się postać Kasjopei .
V : Kasja! Co ty tutaj robisz ?
Kasjopea nie odpowiadała , tylko grzebała w ziemi kopytem , tak jak by się nad czymś zastanawiała. Popatrzyłem trochę na nią , była taka ładna . Naprawdę podobają mi się kare klacze .. A ona jest jakaś taka ładniejsza niż wszystkie inne , nie wykluczone , ze wyszły mi tym momencie rumieńce . Jednak próbowałem to zamaskować robiąc kamienne miny ,pełne zgrozy i dumy . Kasjopea po chwili zastanowienia wreszcie się odezwała krzycząc :

...Kasjopea...

K: Mam, Mam, Mam!
O: Co mam, mam ?
K: A Kamień Dusz.
V: A co to jest?
K: No, nie widzisz!?
V: A widzę, widzę, ale wiesz co ja muszę już iść.- Powiedziała to dość dziwnym głosem, jakby się bała.
K: Ok, to miłego dnia.
O: Pa Valerié! Do potem!
K: A ty co tutaj robisz?
O: Padał śnieg i wiało, postanowiłem się schować.
K: Haha, z cukru nie jesteś… chyba, bo słodyczą to promieniejesz!
O: Weeeź, bo się zawstydzę, Kasjopeo!
K: Oj tam. Ja idę do siebie. Muszę ten Kamień zanieść. Idziesz ze mną?
O: Mogę iść.
K: Więc chodź!
I tak poszliśmy, mieliśmy spory kawałek, ale spieszyłam się trochę do małej, więc nie zajęło nam to dużo czasu. Onew miał cudowny ruch, sprawiał wrażenie jakby płynął- nie biegł. W każdym calu był ideałem, no może poza oczami. W jego oczach było widać uczucia, a ja mam sentyment do bezuczuciowych oczu, ale w sumie dobrze, że nie ma takich, przynajmniej wiem mniej więcej co czuje… Nigdy nie myślałam, że spodoba mi się kasztan, ale on jest fenomenalny, jednak nie będę się narzucać, na razie boję się, żeby mnie nie odtrącił, więc postanowiłam pogłębić tę znajomość.
K: Jesteśmy!
O: Ojej!
K: Co ojej?
O: Ojej, jak tu pięknie, nigdy tu nie byłem.
K: Tak, bardzo pięknie, ale raczej nie zapraszam tu przypadkowych osób.
D: Buuuu! – Wykrzyczała Dea wyskakując zza drzewa.
O: Ooo, a co to za słodkie stworzenie.
D: Jestem Dea. Mamuś, a kto to jest?
O: Mamuś?! Nie wiedziałem, że masz córkę!
K:Dea to moja adoptowana córka. – Wyszeptałam Onew’owi- który się lekko zawstydził. Deuś, to jest wujo Onew. –Powiedziałam małej.
D: Ooo, wujoooo, a pobawis się ze mną?
K: Deuś, daj wujowi chwile spokoju.
D: A jak minie chwila spokoju to mi powies?
O: Tak, ja ci powiem słoneczko.
K: Ohoho, widzę, że ktoś tu byłby dobrym tatusiem.
O: Eeee, tam. Ale fakt cudowną masz tą Dee.
K: Tak wiem, jedyny minus, że boje się o nią, bo jej ojciec to De Niro.
O: Słyszałem o nim. Za fajny to on nie jest.
K: No niestety. Onew… Czemu uciekałeś przed śniegiem i wiatrem, skoro masz moc władania pogodą…
O: Upss…
K: Co ups, no wytłumacz się, nie lubię jak mnie ktoś kłamie.



....Lee Jinki...
K : Co ups, no wytłumacz się, nie lubię jak mnie ktoś kłamie.
Przerzuciłem wzrok po całym mieszkaniu i odparłem :
O : Nie chciałem narażać Valerié . Zmokła by i by się jeszcze rozchorowała . - Powiedziałem opiekuńczo .
K : Tak, ale mogłeś użyć mocy . - Wspomniała .
O : Nie lubię jej zbyt często używać , używam tylko w naprawdę ważnych sprawach . - Uśmiechnąłem się do klaczy . Nadal starałem się upodabniać do brata , więc zrobiłem jedną z jego poważnych , mądrych min . Jednak na mnie nie wyglądała ona chyba za dobrze, klacz zaczęła się śmiać . Nigdy nie będę taki jak on .. Nagle wtargnęła mała Dea . Uśmiechnąłem się do niej . Nie lubiłem nigdy małych źrebiąt, ale to jest przesłodkie .
D : Już ? - Zapytała mnie wesoło . Schyliłem się do niej i poczochrałem jej grzywkę .
O : Dzisiaj nie mam za dużo czasu na zabawę , może potem ?
D : Obiecujesz ? - Zapytała z nadzieją .
O : Tak, obiecuję . - W tedy mała pobiegła gdzieś na zewnątrz . Spojrzałem na zamyśloną Kasje i podszedłem bliżej niej . Była jakaś taka smutna .
O : Co jest ? Czemu masz taką smutną minę ? - Zapytałem przekrzywiając łeb .
K : Wydaje Ci się . - Powiedziała uśmiechając się jakby na przymus . Nie do końca w to uwierzyłem , ale co miałem innego zrobić ? Było jakieś wyjście ?
O : Ja już raczej będę szedł . Jutro zajrzę i przy okazji pobawię się z małą ,tak ,jak jej obiecałem . - Powiedziałem i zbierając się na większą odwagę cmoknąłem lekko klacz . Zrobiła się czerwona, jak każdy w takiej sytuacji . Uśmiechnąłem się i wolnym krokiem poszedłem na polane . Położyłem się na niej na plecach i ciężko wzdychnąłem . Spędziłem tam chyba całą noc leżąc zamyślony . Nie miałem nigdy takiego mętliku w głowie . Podobały mi się 2 klacze . Jednak któraś bardziej .. Nie zdradzę która .

wtorek, 26 marca 2013

Aomori- Nadzieja

Jak co dzień rano wstałam w okolicach 10.00 . Leniwie ziewnęłam i wyszłam zaczerpnąć świeżego powietrza , oraz skubnąć świeżej trawki . Na polanie koni było sporawo . Największe źdźbła trawy już wygryzione i zdeptane . Trudno , nic nie poradzę na to , że wstaje tak późno . Dogryzłam więc resztki trawy i położyłam się pod sporawym drzewem . Zaczął padać pierwszy intensywny śnieg . Płatki były duże i szybko przykrywały ziemię . Bylo mi coraz zimniej . Odzwyczaiłam się od mrozu . Inne konie poszły już dawno się schować , było im najwyraźniej zimno . Ja jednak zostałam , chodż nie ukrywam , że mi też było . W moich oczach była dziwna pustka . Nudziło mi się , nie wiedziałam co robić . Nagle poczułam od tyłu przyjemne ciepło , które mnie chodź trochę rozgrzało . Odwróciłam się w kierunku dochodzącego owego ciepła . Stał tam Diego . Widocznie mu nie jest zimno .
D : Nie jest Ci zimno , MiNam ?
M : Tak, trochę jest . - Powiedziałam w prost patrząc na konia z dołu .
D : Skoro Ci zimno , to czemu tu siedzisz ?
M : Sama nie wiem . Jakoś mi się nudzi ..
Kary koń położył się koło mnie i wzdychnął .
D : Pozwól , że posiedzę z tobą .
M : Nie mam nic przeciwko , ale może Ci być zimno , nie chce , żebyś zachorował z mojej winy .
D : Twojej winy ? Przecież sam tu usiadłem . Nie namawiałaś mnie . Jestem przecież dorosły . Sam za siebie odpowiadam - Powiedział z lekką dumą i oburzeniem .
M : Tak , wiem . Przepraszam . - Schowałam głowę między nogami . Po chwili dodałam .
M : Ale siedząc tu na pewno zachorujemy . Może się gdzieś przejdziemy ? Na przykład hmm.. Do Lasu Ciszy ?
D : Las Ciszy ? No dobrze, chodźmy tam . - Kary skinął łbem i się uśmiechnął . Ruszyliśmy w stronę owego Lasu Ciszy . Idąc rozmawiali ,o wiewiórkach . Dziwny temat ? Może ,ale za to zjadał czas . Starałam się dotrzymać kroku szybko idącemu ogierowi . Pan-kolega widząc to trochę zwolnił . Zaczęłam się mu przyglądać . Trochę mi się spodobał . Coś jak , zauroczenie . Odwrócił się w moją stronę , zauważając , że go obserwuje . Lekko zawstydzona się uśmiechnęłam . Odwzajemnił uśmiech . Niechcący ominęliśmy las ciszy . Szliśmy poprostu przed siebie dalej i dalej . Zaczął padać deszcz , który zmył pół śniegu . Powstało przyklejające się do kopyt błoto . Sprawiało to , że coraz trudniej było nam się poruszać . Czułam , że ktoś na nas patrzy , jednak to ignorowałam , bo często miewam takie odczucia . Zauważyłam coś dziwnego i zaczęłam się wpatrywać w jeden punkt .
M : Zaraz wracam . Powiedziałam i oddaliłam się w stronę , w którą patrzyłam . Rozejrzałam się tam troszkę , ale nic nie zauważyłam . Wróciłam więc do kolegi-pana . Deszcz padał mocniej i gęściej . Powietrze było mokre . Aż trudno było złapać oddech . Byliśmy cali mokrzy . Mimo to dalej szliśmy grzęznąc w błocie . Chodziło się z lekkim trudem . Ogier się zatrzymał i powiedział :


...Don Diego...
D : Jak ja Cię kocham nawet nie wież ..
A : hmm ... - odwróciła się zawstydzona ..
D : Coś się stało ?
A : Nie nic ... Spodobałeś mi się ..
D : NAPRAWDĘ ! ? - powiedział ze zdumieniem i szczęściem ..
A : Heeh .. Tak ..
Wiec wziąłem się na odwagę i pocałowałem klacz w jej zimny policzek.
A : A to za co ? - powiedziała ze zdziwieniem
D : Za to że jesteś ...
A : Och .. - i tak samo pocałowała go w jego czarny policzek .. Postanowili wrócić do stada .. Ten dzień będziemy długo wspominać ...

poniedziałek, 25 marca 2013

Arsabell, Kasjopea - Eliksir Hery

Wymyśliłam nowy Eliksir Hery, jeśli klacz w ciąży go wypije to jej okres ciąży skraca się o 1 tydzień . poleciałam do Kasjopei i powiedziałam jej o nim .. Kasjopea zgodziła się na przygotowanie go ..
A : Kasjopeo , ja chcę go użyć jak by co ...
K : No dobrze ale najpierw go przygotujmy
A : Okey ja poczekam a ty idź ...
K : Okey ..
Kasjopea poszła go przygotować wróciła po kilku minutach ..
K : Ok mam .. tera zwypij ..
A : Ok ..
Wypiłam go był nawet smaczny , nagle mój brzych stał się wiekszy ..
A : Tak udało się .. Zostało tylko kilka dni do porodu ..
K : Tak , Udało się , sorry że tak mówię ale .. Ale jesteś gruba xD
A : Hah ,, :)
Poszły do stada pochwalić się nowym eliksirem ...

Eliza- Lecznicza Grota

L: Tornado, Arsabell! - krzyczałam biegnąc do Kopytnego Lasu.
T: Co?! Lusiu, co się stało?
L: No więc pomyślałam, że by się przydało dla mnie jakieś mieszkanko i... może dla Huntera też, no wiesz na leki i na chorych.
T: Achhhh.... - i zamyślił się - Wiesz co, Lusiu? Może jakaś grota będzie gdzieś blisko Zaczarowanej Łąki....
L: Aha. Idę poszukać! Dzięki!
Pobiegłam. Po paru godzinach odnalazłam przyjemną grotkę obok Zakazanego Lasu a Wodospadu. Przyjemnie huczało. Przeprowadzę się tu... i może Hunter też? Pobiegłam, żeby pokazać grotę reszcie stada...

...Hunter...
Kiedy wszyscy już zobaczyli naszą grotę postanowiliśmy z Lusią ją umeblować tak, by część mogła być szpitalem , a w drugiej abyśmy mogli mieszkać. Zajęło nam to sporo czasu, ale opłacało się, bo widziałem jak Lusia się cieszyła. Wręcz promieniowało od niej szczęściem!
H: Co ci się tak paczałki cieszą?
L: Bo tu jest tak pięknie i mam Ciebie i wgl jest cudnie.
H: Haha, masz rację słońce.
L: Za to Tobie jeszcze nie wiedziałam, żeby się oczka śmiały.
H: I raczej nie zobaczysz.
L: Coo? Jak to?!- Powiedziała Lusia ze Łzami w oczach.
H: Niee, kochanie, źle mnie zrozumiałaś. Ktoś kiedyś powiedział mi, że w moich oczach nie ma uczuć. Są puste i bez emocji.
L: Ten ktoś miał 100% rację, kochanie. Wiesz padam z nóg.
H: Ja też, ale się cieszę, że udało nam się to tak umeblować i zrobić szpital, będzie o wiele łatwiej chociażby z przychodzeniem na świat źrebiąt.
L: Tak, też się cieszę. Ale teraz idę spać, w razie jakby przyszedł ktoś potrzebujący pomocy, to mnie budź.
H: Dobrze, dobrze ;)
Lusia usnęła, a ja patrzyłem na nią jak na obrazek i byłem szczęśliwy, że jest moja. Tak, naprawdę ją kocham!